Marcinkiewicz nie rzucił by wyjątkowo ciężkich oskarżeń na urzędującego prezydenta nie mając mocnych kart w kieszeni. Myślę, że ktoś z dzisiejszych służb podłegłych premierowi Tuskowi dał mu jakiś "trefny cynk", że Lech Kaczyński kazał go podsłuchiwać. Być może obiecano mu wsparcie, że Marczuk to potwierdzi, ze są papiery na to itd. Kaziu postanowił zaistnieć i mocno wrócić do gry. .Marczuk i inni "świadkowie" zamiast przyłączyć się do ataku, wycofali się. Platforma (nawet Niesiołowski) nie rzuca oskarżeń, puszczając jednak oko do wyborców, że pewnie jest coś na rzeczy.
Czy czasem Tusk i Ćwiąkalski nie nacisnęli prokuratory, która błyskawicznie wszczęła śledztwo w tej sprawie. Śledztwo nie pomoże Kaczyńskiemu ale może dobić Marcinkiewicza. który wie, że w tej sytuacji w prokuraturze będzie musiał wszystko odszczekac pod stołem, dlatego zaczął się wycofywać.
Natomiast Donald Tusk upiekł trzy pieczenie na jednym ogniu.
1) Odwrócił uwagę od niefortunnej wycieczki i całkowicie nieudanego półrocza rządów platformy
2) Osłabił prezydenta Kaczyńskiego, bo smrodek zawsze jakiś zostanie. Gazeta Wyborcza już ogłosiła Polakom, że prezydent jest znów oburzony i obrażony.
3) Załatwił Marcinkiewicza, który gdyby wystartował w wyborach prezydenckich byłby dla Tuska bardzo groźnym rywalem