The Facto The Facto
2186
BLOG

Komorowski – biografia /odcinek 4: Jak trafił do więzienia

The Facto The Facto Polityka Obserwuj notkę 1

Od The Facto

Szczerze mówiąc chcieliśmy się nazwać z łacińska De Facto, ale okazało się, że takie wydawnictwo już istnieje i produkuje bodaj horoskopy. Cóż, kto pierwszy, ten lepszy. Byliśmy jednak przywiązani do nazwy, ponieważ oddawała nasz pomysł – czyli wydawanie literatury faktu, która jakoś bardziej do nas przemawia niż poezja. Zatem trochę ją (nazwę, nie poezję) zangielszczyliśmy, co może wygląda wsiowo, a może światowo, ale trzeba się do tej słownej zbitki przyzwyczaić, bowiem firma będzie istnieć przynajmniej przez następne 6 pokoleń (o czym nasze dzieci jeszcze nie wiedzą, ale to już ich problem).
„Komorowski - pierwsza niezależna biografia” Wiktora Świetlika to nasza druga książka i najlepiej opowie o niej autor. My wyjaśnimy, dlaczego poprosiliśmy go o jej napisanie. Z prostego powodu: jeszcze przed katastrofą smoleńską nagle zdaliśmy sobie sprawę, że powstaje przynajmniej tuzin publikacji na temat braci Kaczyńskich, którzy – jak wszystko wskazywało – skazani byli na porażkę. Natomiast nikt nie zajął się murowanym faworytem tych wyborów, czyli Bronisławem Komorowskim. Cóż, postanowiliśmy, że skoro nikt się nie kwapi, to my się podejmiemy. Miał zostać – i został – prezydentem, więc warto się dowiedzieć, kto kryje się za zabójczym wąsem. Zachęcamy do tego tym bardziej, że Świetlik spłodził całkiem zgrabną biografię. 
W księgarniach można jeszcze spotkać naszą pierwszą publikację, zbiór zabawnych i niegłupich felietonów Igora Zalewskiego, pt. „Ogólna teoria wszystkiego”. Obecnie pracujemy natomiast nad wspomnieniami i alfabetem Ryszarda Bugaja. Premiera tej publikacji planowana jest na środek listopada. Następnych pomysłów zdradzać nie chcemy, chociaż język nas świerzbi. Konkurencja nie śpi.




Fragment książki „Bronisław Komorowski – pierwsza niezależna biografia”

(Publikowane fragmenty książki nie odzwierciedlają kolejności stron w książce)

 

Odcinek 4: Jak trafił do więzienia


Demonstracji z 11 listopada 1979 roku esbecy wytoczyli wojnę jeszcze zanim do niej doszło. Zaczęto od prewencyjnych zatrzymań, ale wtedy działacze ROPCiO się ukryli. Tajniacy zaczęli także zrywać ogłoszenia informujące o mszy w katedrze. Ale i tak przyszły tłumy. Podniosłe kazanie wygłosił ksiądz Stefan Niedzielak (ten sam, który w 1989 roku został zamordowany, najprawdopodobniej przez SB). 
Jak przypomina sobie Dworak, w trakcie mszy esbecy działali typowymi dla siebie metodami: kryli się po nawach bocznych katedry, wyrywając wieńce wchodzącym do niej lub tym, którzy oddalili się od reszty. Potem tłum wyruszył z katedry w kierunku pomnika wąską ulicą Świętojerską. Już sto metrów od katedry, przy wylocie ulicy na Plac Zamkowy doszło do pierwszego starcia. Esbecy wyrwali transparent z cytatem z pierwszej pielgrzymki papieskiej: „Nie będzie Polski sprawiedliwej bez Polski niepodległej”. Drugi transparent: „Wolność – Niepodległość – Chleb”, choć na chwilę tajniacy go zdobyli, po chwili został odbity przez demonstrantów. Uciekający esbecy ostrzeliwali się z pistoletów gazowych. To właśnie podczas tej szarpaniny Komorowski – według jego własnej relacji – miał sprzedać celny cios esbekowi, z którym szamotał się o jeden z wieńców. 
Pod Kolumną Zygmunta Andrzej Czuma, który prowadził demonstrację, musiał przeistoczyć się w dowódcę na polu walki. Zalecał spokój i nakazał demonstrantom wziąć się pod ręce, by trudniej było rozbić pochód bądź wyłapać pojedynczych ludzi z tłumu. Chwilę po walce o transparenty, jeszcze w oparach gazu – przy zejściu z Placu Zamkowego w Krakowskie Przedmieście – esbecy i milicjanci próbowali zablokować pochód za pomocą poustawianych w poprzek samochodów. Kawałek dalej była kolejna blokada z ławek. Pochód wiedziony przez Czumę i jego przybocznych – w tym Komorowskiego – sprawnie pokonał je wszystkie. Demonstranci uważali, żeby esbecy nie przecięli kabli od nagłośnienia, co uniemożliwiłoby kierowanie tłumem. Podnosiła się adrenalina. Maszerujący śpiewali Rotę, ale ze zmienionym tekstem: „aż się rozpadnie w pył i kurz sowiecka zawierucha”, i Boże coś Polskę ze słowami, których używano podczas zaborów i w czasie okupacji: „Ojczyznę wolną racz nam zwrócić Panie”. 
Demonstranci zwyciężyli. Dotarli pod Grób Nieznanego Żołnierza. Pierwszy wieniec złożył Ziembiński w imieniu żołnierzy Armii Krajowej. Drugi był Komorowski. „Przedstawiając się jako reprezentant środowisk młodzieżowych, złożył wieniec pod Grobem Nieznanego Żołnierza opatrzony szarfą z napisem »Jeszcze Polska nie zginęła«, a następnie przemówił do zgromadzonych tam osób” – raportowali esbecy. Później przemawiali kolejno: Czuma, Ziembiński i działacz ROPCiO Józef Janowski. Zwycięstwo było pełne, a esbecja niemal dosłownie na kolanach:

 

 

                              Andrzej Czuma odważnie wykazywał nikczemną rolę władz 
                              bezpieczeństwa w życiu naszego kraju oraz jeszcze raz nakreślił 
                              ich żałosną rolę w dążeniu do niedopuszczania za wszelką
                              cenę do manifestacji. W trakcie przemówień oraz przez cały 
                              czas trwania uroczystości panowała zdyscyplinowana cisza. 
                              Duży odsetek esbeków poddał się nastrojowi chwili i nie próbował 
                              już przeszkadzać. Spokojne, wyważone i pozbawione nienawiści 
                              słowa Andrzeja Czumy uczyniły prawdopodobnie wrażenie 
                              na esbekach. Stali teraz spokojnie, oklaskiwali nawet dla 
                              zachowania formy czy dla zamaskowania się i mniej pozwalali 
                              sobie na docinki czy uśmieszki.



Jak wywiedzieli się esbecy, po demonstracji Komorowskiego bardzo chwalił Antoni Macierewicz. Uznał, że miał najlepsze przemówienie. Komorowski był bardzo zadowolony z organizacji pochodu, którego esbekom nie udało się rozbić. Nie bał się konsekwencji, bo „nie został zatrzymany na miejscu”.
Kilka dni później Komorowski, Dworak i opozycjonista, weteran walki zbrojnej z komunistami w latach 40., Marian Gołębiewski spotkali się, by opracować podsumowanie cyklu demonstracji. Z esbeckiego meldunku wynika, że byli dość pewni siebie. Uważali, że demonstracje przełamują strach przed milicją i aparatem bezpieczeństwa, umacniają postawę niepodległościową oraz, co ważne, prowadzą do jednoczenia się różnych grup opozycyjnych. Planowali kolejne manifestacje, chcieli, by dzięki nim opozycja mówiła jednym głosem. Zakładali, że władze przyzwyczajają się do demonstracji patriotycznych i pomału będą musiały je zaakceptować. Czuli się bardzo silni. 
Ale za ten triumf trzeba było zapłacić. Z notatek donosicieli i rosnącego poczucia siły organizatorów manifestacji SB wyciągnęła wnioski. Czumę zgarnięto na 48 godzin zaraz po demonstracji. Krótko później jemu, Komorowskiemu, Ziembińskiemu i Józefowi Janowskiemu postawiono zarzuty. Przed warszawskim kolegium, a potem sądem rozpoczął się proces, o którym było głośno zarówno w 1979 roku, bo relacjonowało go Radio Wolna Europa, jak i ponad ćwierć wieku później. W 2005 roku orzekający w nim sędzia Andrzej Kryże został wiceministrem sprawiedliwości w rządzie premiera Kazimierza Marcinkiewicza. 
Sam Komorowski – ukarany wtedy z Janowskim miesiącem więzienia – nie wspomina za dobrze sędziego, który uznał argumenty świadków, esbeków. Twierdzili oni, że Komorowski obraził ich uczucia narodowe, mówiąc, iż PRL nie jest krajem suwerennym. Proces był świadectwem tego, ile sprawiedliwości było rzeczywiście w wymiarze sprawiedliwości PRL. W pewnym momencie obrona wezwała na świadka opozycjonistę Kazimierza Janusza, a ten stwierdził, że jeden z rzekomo urażonych esbeków wcale nie był na Placu Zwycięstwa, bo robił w tym samym czasie kipisz u niego w domu. Kryże dał oczywiście wiarę esbekowi. Wtedy – wedle relacji jednego ze świadków – z ław dla publiczności podniósł się czerwony ze złości Jacek Kuroń i wydarł się z wrodzoną sobie dosadną odwagą na sąd: „Kurwa, łobuzy!”.


 

Do lektury kolejnych fragmentów książki zapraszamy codziennie o 17.00 
(z wyłączeniem sobót i niedziel).




 

The Facto
O mnie The Facto

„Bronisław Komorowski – pierwsza niezależna biografia” to historia kariery politycznej, która doprowadziła czwartego prezydenta III RP na sam szczyt władzy. Autor opisuje przemianę dzielnego opozycjonisty w umiarkowanego polityka, a w końcu jego walkę o prezydenturę. Urzędujący prezydent różni się od trzech poprzedników – nie był ani wizjonerem politycznym ani ważnym liderem, nie było go przy Okrągłym Stole. Co było więc metodą polityczną, zdecydowało o jego sukcesie? Relacje z Donaldem Tuskiem? Usposobienie? A może po prostu przypadek? Wiktor Świetlik śledzi wszystkie te czynniki. - Otrzymaliśmy książkę nie tylko wartko napisaną, ale i pozbawioną łatwo rzucanych ocen oraz kategorycznych konkluzji. Sporo w niej natomiast interesujących faktów i celnych pytań – napisał we wstępie profesor Antoni Dudek.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka