The Facto The Facto
1737
BLOG

Komorowski –biografia /odcinek 5: Pierwsze kroki w kamaszach

The Facto The Facto Polityka Obserwuj notkę 3

Od The Facto

Szczerze mówiąc chcieliśmy się nazwać z łacińska De Facto, ale okazało się, że takie wydawnictwo już istnieje i produkuje bodaj horoskopy. Cóż, kto pierwszy, ten lepszy. Byliśmy jednak przywiązani do nazwy, ponieważ oddawała nasz pomysł – czyli wydawanie literatury faktu, która jakoś bardziej do nas przemawia niż poezja. Zatem trochę ją (nazwę, nie poezję) zangielszczyliśmy, co może wygląda wsiowo, a może światowo, ale trzeba się do tej słownej zbitki przyzwyczaić, bowiem firma będzie istnieć przynajmniej przez następne 6 pokoleń (o czym nasze dzieci jeszcze nie wiedzą, ale to już ich problem).
„Komorowski - pierwsza niezależna biografia” Wiktora Świetlika to nasza druga książka i najlepiej opowie o niej autor. My wyjaśnimy, dlaczego poprosiliśmy go o jej napisanie. Z prostego powodu: jeszcze przed katastrofą smoleńską nagle zdaliśmy sobie sprawę, że powstaje przynajmniej tuzin publikacji na temat braci Kaczyńskich, którzy – jak wszystko wskazywało – skazani byli na porażkę. Natomiast nikt nie zajął się murowanym faworytem tych wyborów, czyli Bronisławem Komorowskim. Cóż, postanowiliśmy, że skoro nikt się nie kwapi, to my się podejmiemy. Miał zostać – i został – prezydentem, więc warto się dowiedzieć, kto kryje się za zabójczym wąsem. Zachęcamy do tego tym bardziej, że Świetlik spłodził całkiem zgrabną biografię.
W księgarniach można jeszcze spotkać naszą pierwszą publikację, zbiór zabawnych i niegłupich felietonów Igora Zalewskiego, pt. „Ogólna teoria wszystkiego”. Obecnie pracujemy natomiast nad wspomnieniami i alfabetem Ryszarda Bugaja. Premiera tej publikacji planowana jest na środek listopada. Następnych pomysłów zdradzać nie chcemy, chociaż język nas świerzbi. Konkurencja nie śpi.



Fragment książki „Bronisław Komorowski – pierwsza niezależna biografia”

(Publikowane fragmenty książki nie odzwierciedlają kolejności stron w książce)


Odcinek 5: Pierwsze kroki w kamaszach


 

 

Armia do końca należy do PZPR. Partyjna jest większość oficerów. W ministerstwie pod wpływem cywilów zapadają decyzje o depezetpeeryzacji wojska. Wojskowi otrzymują zakaz uczestnictwa w partiach. Odpartyjnianie armii to rozwód potrzebny, ale jednak dokonany z nieboszczykiem – przecież PZPR od stycznia 1990 roku już nie istnieje. Zarazem wojsko jako siła polityczna i ogromny elektorat zaczyna pociągać polityków z rozmaitych opcji, którzy w kokietowaniu, a zarazem delikatnym podważaniu potrzeby cywilnego zwierzchnictwa nad armią upatrują swoją szansę. 
Cywilnym ministrom udaje się ujawnić niszczenie dokumentów Wojskowej Służby Wewnętrznej. Odpowiedzialny za to generał Edmund Buła dostaje wyrok w zawieszeniu. Sama WSW, znienawidzony przez wielu zwykłych wojskowych w PRL kontrwywiad wojskowy, zostaje w kwietniu 1990 roku rozwiązana. Z jego części zostają utworzone Żandarmeria Wojskowa i Wojskowe Służby Informacyjne. Zmiana ta jest jednak bardzo pozorna i raczej symboliczna, sprowadzona tylko do spraw organizacyjnych. Nie przeprowadzana zostaje – tak jak dzieje się to w przypadku dawnej Służby Bezpieczeństwa – weryfikacja oficerów wojskowych służb. Pozostają one w gruncie rzeczy nienaruszone. 
Debata na temat ich rozwiązania, i obrona wojskowych służb po 2005 roku, sprowadzi na Komorowskiego największą krytykę, z jaką przyszło mu się zmagać w jego karierze. Nie tylko wobec cywilnych ministrów, ale przede wszystkim premiera Mazowieckiego wytaczany jest często zarzut, że zmiany w armii nie sięgnęły dostatecznie głęboko. Bo faktycznie wojsko w największym stopniu pozostało skamieliną. Powierzchowność tych zmian ma – zdaniem krytyków – symbolizować fakt, że w ministerstwie na Klonowej do 2007 roku wisiał portret marszałka Konstantego Rokossowskiego, ministra obrony w czasach stalinowskich. „PRL pod koniec już nie był totalitarny, ale armia wciąż była. Zabrakło dostatecznych zmian. Nie wymieniono przynajmniej części starej generalicji, by móc dać szanse na awans młodszym oficerom” – stwierdza historyk dziejów najnowszych prof. Antoni Dudek. „Komorowski wkroczył tam jako człowiek od wychowania. Miał zmienić etos, zreformować armię. Faktycznie zmienił oficerów politycznych na wychowawczych i pozwolił działać kapelanom” – dodaje Dudek. Ale za okoliczność łagodzącą historyk ten uznaje fakt, że Komorowski działał w bardzo trudnych warunkach, a poza tym „taka była linia Mazowieckiego”. 
Mazowiecki z kolei w swojej i Komorowskiego obronie przytacza porównanie Stefana Bratkowskiego, określającego tamten gabinet jako rząd saperów, którzy z jednej strony musieli rozbrajać pole minowe, ale z drugiej nie mogli dokonać żadnego gwałtownego ruchu, by na minie nie wylecieć w powietrze. 
„Saperzy” od Mazowieckiego w wojsku faktycznie są wyjątkowo ostrożni. Generałowie stanowią w tym czasie nieoficjalną korporację. Wielu z nich postrzega młodszych oficerów jako dużo większe zagrożenie nawet niż cywile z Klonowej. Kiedy Komorowski próbuje zrobić szefem pionu wychowawczego w ministerstwie jednego z pułkowników, natrafia na zdecydowany opór.
Wiceminister z kolei blokuje kilka decyzji Siwickiego. Jedna z nich dotyczy jedynego polskiego kosmonauty. Gdy Siwicki chce mianować Mirosława Hermaszewskiego na szefa Departamentu Wychowania, Komorowski protestuje. Według kolportowanej później w armii wersji miał stwierdzić, że nie będzie współpracował z Bohaterem Związku Radzieckiego. On sam tłumaczy, że w życiorysie generała przeszkadzał mu jego udział w Wojskowej Radzie Ocalenia Narodowego w stanie wojennym. 
Stara kadra z reguły przymilnie się uśmiecha, ale wpływy cywilnych ministrów są bardziej niż ograniczone. Zarazem te zmiany, które są wprowadzane, pozostawiają wiele do życzenia. Rozdęta w czasach PRL armia – maleje, ale przemiany nie są zbyt konsekwentne. Generał Waldemar Skrzypczak wspomina: 

Patrzyłem na te zmiany wówczas z wielką ciekawością. To była ogromna szansa. Ale szybko się okazało, że likwidowane były dobre jednostki, a inne, nie potrzebne zostawały. Dużo zależało od układów politycznych dowódców poszczególnych jednostek. Z jednej strony armia malała, malały nakłady na nią, ale coraz bardziej rozrastała się wojskowa administracja. A do tego jednostki nie były należycie dyslokowane. W tym wszystkim brakowało jakiejś koncepcji.


Antoni Dudek twierdzi, że „Armia wciąż, do dziś pozostała tym ogromnym konglomeratem niepotrzebnych jej kosztownych agencji, gruntów, budynków, których nie wiadomo czemu nikt do dziś nie sprywatyzował, a które jej są niepotrzebne”. Na dowód profesor pokazuje stalowy hełm z napisem MO. Jeszcze kilka lat temu ten nikomu niepotrzebny atrybut – pomimo że milicyjny – zalegał w wojskowym magazynie wraz z setkami tysięcy innych takich samych. Płacił za to podatnik. 
Bronisław Komorowski zmaga się po tym okresie z zarzutem, że to nie on zmienił wojsko, a to wojsko zmieniło jego. Czy zaszedł w tym przypadku wielokrotnie opisywany proces omotania cywila przez mundurowych? Jeden z byłych urzędników MON stwierdza zgryźliwie:


Wojsko uwodzi. Generalicja tworzy wokół ministra coś w stylu dworu Ludwika XVI, czapkującego, walczącego o wpływy, przymilającego się. Zarazem to państwo w państwie stwarza niezwykłe możliwości. Ktoś chce postrzelać z czołgu, postrzela. Ktoś chce skoczyć na spadochronie, będzie skakał. Chce jeździć po świecie, pojeździ, nie mówiąc o okazjach do napicia się w męskim towarzystwie. A jeśli ktoś lubi luksusy, to zadbają o niego firmy zbrojeniowe. 


Romuald Szeremietiew, minister obrony w rządzie Jana Olszewskiego, w odniesieniu do Komorowskiego następująco opisuje czar mundurów:


Obserwowałem to zjawisko na przykładzie wielu. Ulega temu ktoś taki spoza wojska, któremu wojskowi cały czas „walą pingwiny”. Oficer staje na baczność, stuka obcasami i melduje: „Tak jest, panie ministrze, ma pan rację, panie ministrze”. Wszyscy salutują, meldują i minister cywil w końcu zaczyna wierzyć, że jest genialny.”


Armia dobrze pasowała do lubiącego celebrę, mundury, tradycję wojskową Bronisława Komorowskiego. Choć on sam przejawiał nieraz dystans wobec wspomnianego przez Szeremietiewa „walenia pingwinów”. Na przykład opowiadał z rozbawieniem, jak pewnego razu zaproszono go na „wycieczkę”. Zasiadł w fotelu drugiego pilota w polskim samolocie szkolno − treningowym Orlik. Po chwili lotu Komorowskiemu zrobiło się niedobrze i poprosił o lądowanie. Gdy zielony na twarzy minister wysiadał na płytę lotniska, obskoczyli go generałowie, gratulujący z pełną powagą, jak wspaniale i samodzielnie pilotował samolot. Szczerzy byli jedynie skromni technicy lotniczy, wdzięczni, że w przeciwieństwie do poprzednika kazał lądować przed czasem i nie zapaskudził wnętrza kokpitu. 
Ale Komorowskiego, który wielkim miłośnikiem awiacji nigdy nie był, do wojskowych zbliżały inne rozrywki – przede wszystkim polowania, ulubiona od zawsze zabawa generalicji. Dzięki wspólnemu strzelaniu minister z wieloma wojskowymi znajduje wspólny język, zawiera znajomości, co także sprzyja późniejszej krytyce. 




Do lektury kolejnych fragmentów książki zapraszamy codziennie o 17.00
(z wyłączeniem sobót i niedziel).



 

The Facto
O mnie The Facto

„Bronisław Komorowski – pierwsza niezależna biografia” to historia kariery politycznej, która doprowadziła czwartego prezydenta III RP na sam szczyt władzy. Autor opisuje przemianę dzielnego opozycjonisty w umiarkowanego polityka, a w końcu jego walkę o prezydenturę. Urzędujący prezydent różni się od trzech poprzedników – nie był ani wizjonerem politycznym ani ważnym liderem, nie było go przy Okrągłym Stole. Co było więc metodą polityczną, zdecydowało o jego sukcesie? Relacje z Donaldem Tuskiem? Usposobienie? A może po prostu przypadek? Wiktor Świetlik śledzi wszystkie te czynniki. - Otrzymaliśmy książkę nie tylko wartko napisaną, ale i pozbawioną łatwo rzucanych ocen oraz kategorycznych konkluzji. Sporo w niej natomiast interesujących faktów i celnych pytań – napisał we wstępie profesor Antoni Dudek.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka