konglomeratka konglomeratka
639
BLOG

Europo, ucz się od zwycięzców, od Polaków!

konglomeratka konglomeratka Społeczeństwo Obserwuj notkę 6
Kilka dni temu przysłuchiwałam się dyskusji panelowej on-line, która odbyła się w siedzibie portalu Tysol.pl nt. książki profesora Davida Engelsa „Co robić? Jak żyć wobec upadku Europy?”.

W dwugodzinnej debacie wzięli udział pochodzący z Belgii, a mieszkający od kilku lat w Polsce, profesor David Engels oraz znany publicysta i redaktor Rafał Ziemkiewicz, a poprowadził ją redaktor naczelny „Tygodnika Solidarność” – Cezary Krysztopa.

Pytanie postawione na początku przez prowadzącego „Dlaczego Europa postanowiła popełnić samobójstwo?” nie do końca trafiało w podstawowy problem, z jakim wiąże się kryzys Europy. Bo przecież tu w zasadzie nie bardzo można mówić o jakimś postanowieniu. Na ten kryzys nałożyło się bardzo wiele czynników i splotów okoliczności. Podsumowując spotkanie redaktor Cezary Krysztopa powiedział, że „Pan profesor Engels straszy apokalipsą, natomiast redaktor Ziemkiewicz wlewa w nas trochę nadziei.”

Książka profesora Dawida Englesa „Co robić? Jak żyć w obliczu upadku Europy?” została wydana w ubiegłym roku przez wydawnictwo Tysol Sp. z o.o. i jest do kupienia na stronach wydawnictwa. Nie czytałam jej jeszcze, ale z tego, co proponował prof. David Engels podczas spotkania jako środki zaradcze, wyłania mi się taki oto wniosek: my to już wszystko przerobiliśmy. To dla nas nic odkrywczego i nowego. I w ogóle nie rozumiem, jak profesor historii może tego nie wiedzieć i z tym do nas przychodzić. To my, wam możemy powiedzieć, co robić.

A może jest to niestety już wiedza zapomniana także w Polsce i te propozycje będą na miarę odkrycia Ameryki? Wszak zerwane więzi międzypokoleniowe oraz brak porządnego nauczania historii zbiera swoje żniwa w bezgranicznej ignorancji młodego pokolenia i naiwności zagrażającej zachowaniu instynktu samozachowawczego.

A o jaką wiedzę chodzi?

Otóż profesor Engels postuluje, by w Polsce wyciągnąć wnioski z tego, co się stało na Zachodzie Europy, czyli, że państwo nie sprawdziło się jako gwarant swobód, ale samo stało się oprawcą. Wg niego konieczne jest odbudowanie katolicyzmu i pozycji rodziny, a jako kraj Polska powinna utrzymać status ostatniego bastionu konserwatyzmu w Europie. Proponuje, by dla ratowania i przechowania dorobku cywilizacji chrześcijańskiej i konserwatywnej, budować enklawy oporu, coś na kształt społeczeństwa równoległego, gdzie konserwatyści, katolicy, ludzie tradycji chrześcijańskiej, będą się czuli bezpiecznie. Mają to być wszelkie organizacje wspólnotowe jak fundacje, stowarzyszenia, akademie, których celem będzie edukacja przyszłych elit a także miejsca, gdzie konserwatyści będą dla siebie wsparciem.

Czy to czegoś nie przypomina?

Otóż mnie przypomina po pierwsze czasy zaborów, gdzie społeczeństwo polskie organizowało się oddolnie tworząc społeczeństwo równoległe, następnie czasy dziewiętnastowiecznej walki o niepodległość i pracy organicznej, która przecież także organizowała się w konspiracji aż po czasy drugiej wojny światowej, podczas której Polacy stworzyli cały tajny aparat państwa łącznie z sądami i systemem edukacji. Czasy PRL to też był rodzaj istnienia dwóch społeczeństw, które ze sobą walczyły, aż doszło do erupcji siły narodu, która ujawniła się w masowym ruchu „Solidarności” w latach osiemdziesiątych. Mamy zatem bezcenne doświadczenie w życiu w społeczeństwach równoległych. I jest to w pewnym sensie nasza „przewaga konkurencyjna” wobec Zachodu Europy, który, z tego, co opisuje profesor Engels, okazał się bezsilny i mało odporny na narzucane przez państwo wzorce. Samo to, że w ustach pana profesora padało stwierdzenie, że „państwo nie sprawdziło się jako gwarant swobód” obrazuje, jak różnymi obszarami pojęciowymi się posługujemy. Z naszych doświadczeń historycznych, z doświadczeń naszych przodków przekazywanych z pokolenia na pokolenie, wynika, że od czasów upadku I Rzeczypospolitej, w zasadzie cały czas walczyliśmy z aparatem państwowym o odzyskanie swobód. To państwo, zwykle obce, było naszym ciemiężycielem i dlatego my jako Polacy chyba nie mamy złudzeń, co do tego, jak działa aparat państwa. Stąd nasz ciągły sceptycyzm wobec tego „co idzie z góry”, od władzy. I to jest bardzo cenne i wartościowe. Jesteśmy zatem jak najbardziej doświadczeni i predestynowani do tego, by z tej wiedzy wreszcie zrobić użytek dla dobra innych narodów. Jesteśmy w tym ekspertami!

Ale mam jeszcze drugą uwagę odnośnie proponowanych rozwiązań. Zdziwiło mnie, że profesor Engels, w ogóle nie nawiązał do czasów walki Europy z najazdem muzułmańskim w VII i VIII wieku i koniecznością ocalenia dziedzictwa chrześcijańskiego już wtedy. A przecież profesor Engels jest historykiem. Może to jest w książce, w każdym razie podczas debaty tego skojarzenia nie było.

To już wtedy na ogromnych obszarach Europy południowej życie chrześcijańskie zeszło do podziemia i tworzyło społeczność równoległą. Nie były to wielkie skupiska, ale przetrwały i rozpoczęły mozolną rekonkwistę, która trwała 780 lat. Warto pamiętać, że spuścizna chrześcijańska, ale także starożytna ocalała w klasztorach benedyktyńskich, gdzie od czasu założenia pierwszego klasztoru na Monte Cassino, mnisi przepisywali księgi, by ocalić nie tylko wiarę, ale także wiedzę. To był VI wiek, jeszcze przed powstaniem Islamu i jego późniejszej błyskawicznej ekspansji.

Islam narzucał wiarę „ogniem i mieczem”, jakby na to nie patrzeć. A chrześcijaństwo rozwijało się dość powoli. O fenomenie wzrostu popularności chrześcijaństwa w starożytności pisze w swej książce „Nie mów fałszywego świadectwa” Rodney Stark. (Polecam te książkę w całości, bo jest naprawdę fenomenalna.) Udowadnia, że to nie cesarz Konstantyn był odpowiedzialny za triumf chrześcijaństwa, które ustanowił religią Rzymu. Pisze tak: „Jeszcze nim wstąpił na tron, fala chrześcijaństwa gwałtownie wezbrała. Jeśli już, to raczej właśnie chrześcijanie odegrali główną rolę w trumfie Konstantyna, zapewniając mu istotne i dobrze zorganizowane wsparcie na poziomie miejskim […] Konstantyn nie zakazał pogaństwa ani nie akceptował prześladowań wymierzonych w niechrześcijan. Co więcej, choć cesarz wspierał finansowo Kościół chrześcijański i nadał mu oficjalny status, przekazywał też nadal pieniądze na rzecz świątyń pogańskich. […] Co nawet bardziej istotne niż tolerancja wobec świątyń pogańskich, Konstantyn nadal mianował pogan na najwyższe urzędy, włącznie ze stanowiskami konsula i prefekta.” (Rodney Stark „Nie mów fałszywego świadectwa”, PIW 2016, str. 79-80).

Przede wszystkim jednak Stark definiuje, na czym polegał fenomen rozwoju chrześcijaństwa.

„Jeśli nie istniał nadmierny przymus, to dlaczego tak wielu ludzi tak szybko przeszło na chrześcijaństwo? […] Chodziło o dwa zasadnicze czynniki: społeczny i doktrynalny. Społecznie chrześcijaństwo było źródłem intensywnego życia zbiorowego – ludzie przynależeli do chrześcijańskiej wspólnoty, a do świątyń pogańskich jedynie uczęszczali. Wysoki stopień zaangażowania i relacje społeczne nie tylko przynosiły satysfakcję, lecz także zapewniały grupom chrześcijańskim znaczne ‘korzyści społeczne’. Doktrynalnie, w przeciwieństwie do ograniczonych, niepewnych i często śmiertelnych bóstw pogańskich, chrześcijaństwo podsuwało obraz Boga jako istoty moralnej, zatroskanej, niezawodnej i wszechmocnej. Zapewniało też prosty sposób wybaczania grzechów i proponowało perspektywę atrakcyjnego życia wiecznego.”

Czyli tak naprawdę w owych czasach głównym czynnikiem przyciągającym do chrześcijaństwa był styl życia. Chrześcijaństwo po prostu jest atrakcyjne, bo daje poczucie przynależności i sensu. Życie wspólnotowe było o wiele bardziej pociągające, wartościowe i przyjemne, niż życie w izolacji i „zaklinanie bóstw” poprzez składanie im wymyślnych ofiar. Najwyraźniej był to rodzaj szerzącej się mody. I co ciekawe, dalej w tym rozdziale Stark pisze tak: „Słowo ‘poganin’ wywodzi się z łacińskiego paganus, co pierwotnie oznaczało mieszkańca wsi czy – mówiąc bardziej kolokwialnie – wiejskiego prostaka. Nabrało znaczenia religijnego, ponieważ chrześcijaństwo rozkwitło w miastach, podczas gdy większość ludzi żyjących na terenach wiejskich nie nawróciła się na nową wiarę.”

Powyższy fragment pokazuje zatem, że ważny jest ośrodek oddziaływania, że to właśnie tam, gdzie są duże skupiska ludzi, gdzie organizuje się życie społeczne, tam też powstają mody i trendy. Tak jest również w naszych czasach. To głównie miejskie ośrodki promieniują stylem życia i wpływają na prowincję. Co to w takim razie dla nas oznacza?

Skoro cały Zachód przez oddziaływanie miast na mniejsze ośrodki, stał się w zasadzie pogański, jeśli chodzi o styl życia, zindywidualizowany, zatomizowany i przez to bezbronny, to czy faktycznie grozi nam to samo?

Grozić, grozi. Ale wcale nie musimy podążać ścieżką Zachodu. Mamy swoje doświadczenia i swój rozum. W tym kontekście przypomniała mi się jeszcze jedna epoka, jako przykład odrębnej ścieżki, jaką obrała Polska w odróżnieniu od Zachodu. Czasy kontrreformacji.

Tu trzeba zrobić krótką dygresję historyczną. Reformacja, czyli schizma wewnątrz kościoła katolickiego i wyemancypowanie się nowych wyznań, doprowadziły do potężnych wojen na zachodzie Europy. Pokój w Augsburgu zawarty w 1555 roku, który miał zakończyć wojny religijne pomiędzy katolikami i protestantami wypracował regułę cuius regio, eius religio (czyja władza, tego religia) i przyznał tym samym władcom księstw rząd dusz, co po pierwsze naraziło podwładnych, którzy nie chcieli się dostosować, na prześladowania religijne, a także na zawsze upolityczniło kościół, czyniąc z wiary narzędzie władzy świeckiej. To zresztą jest osobny temat, o którym być może napiszę w osobnym tekście, bo to ma ogromne znaczenie dla mentalności m.in. niemieckiej. Jak wiemy, podczas, gdy Europa pogrążona była w konfliktach na tle wyznaniowym, uciekinierzy – także protestanci - osiedlali się w Polsce, bo tu nikt im nie mówił, w co mają wierzyć.

W Polsce konfederacja warszawska w 1573 roku uchwaliła zasadę tolerancji religijnej. I choć królowie nikogo za wiarę nie prześladowali, to jednak wpływowe stanowiska powierzali katolikom. To były czasy, gdy ośrodki władzy we współpracy z kościołem kształtowały kulturę, sztukę i edukację. To wszystko było ze sobą połączone. Dziś tak nie jest, ale być może czas na swoistą nową wersję kontrreformacji na miarę XXI wieku, czyli raczej kontrpoganizacji. I mam wrażenie, że proponowane przez profesora Engelsa formy zaradcze nie są niczyim innym, niż propozycją tworzenia właśnie takich nowych silnych ośrodków kulturotwórczych, jak w czasach kontrreformacji.

Polacy przetrwali jako naród właśnie być może dzięki temu, że byli katolikami. Bo katolicyzm w zasadzie można sprowadzić do dwóch „mądrości ludowych”: żyj i daj żyć innym oraz nie rób drugiemu, co tobie nie miłe. Katolicyzm, to religia ludzi wolnych i pełnych nadziei. A życie rodzinne i wspólnotowe pozwoliło nam przetrwać każdy najciemniejszy mrok historii. Nasze barwy narodowe to biel i czerwień. Biały kolor oprócz tego, że odnosi się do koloru orła, będącego godłem, to także oznacza czystość, czyste intencje i dobroć. Kolor czerwony, to dostojeństwo, ale też żarliwość i miłość. I to te wszystkie cnoty w połączeniu z wiarą okazały się niezwyciężone.

Jesteśmy narodem niezniszczalnym, niepokonanym, czyli w sumie narodem zwycięzców i pamiętajmy o tym, gdy ktoś przyjdzie nas uczyć, co mamy robić, żeby nie zginąć. My to mamy we krwi. I zadbajmy wreszcie o to, by to inni przyjeżdżali do nas po tę wiedzę. Żeby to do nas przyjeżdżali młodzi z całego świata zafascynowani Polską i pytali: jak wyście tego dokonali? Jakim cudem naród polski przetrwał mimo wszelkich prób zmiecenia go z powierzchni Ziemi?

Niech się uczą od nas, bo my jesteśmy w tym ekspertami. Mamy siłę, determinację i wiarę i dzięki temu, nie zginiemy. I tak należy rozumieć nasz hymn. Jeszcze Polska nie zginęła…

Źródła:

Rodney Stark „Nie mów fałszywego świadectwa”, PIW 2016

Pełny zapis debaty dostępny jest na platformie YouTube: https://www.youtube.com/watch?v=wYVcnVexrVY


myślę więc piszę i piszę, żeby wiedzieć, co myślę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo