Krzysztof Nędzyński Krzysztof Nędzyński
398
BLOG

Najpierw referendum, potem konstytucja

Krzysztof Nędzyński Krzysztof Nędzyński Polityka Obserwuj notkę 24

Aby dać Polakom dobrą konstytucję trzeba przeprowadzić referendum. Przed jej uchwaleniem. 

Politycy przekonują, że najdoskonalszy jest stan pośredni, że najlepiej posiadać konstytucję, która stoi wpół drogi między skrajnościami i że należy być ni psem ni wydrą, bo to w złym tonie być całkiem jednym lub całkiem drugim. [W ten sposób] osiągnęliśmy stan, który nazywamy kompromisem, a który wszędzie indziej nazywa się martwym punktem"

/G.K. Chesterton "Sztuka kompromisu"/.

 

Takim właśnie martwym punktem coraz częściej okazuje się polska konstytucja. Uchwalona w 1997 roku przez najbardziej niereprezentatywny Sejm III RP i poparta w referendum przez mniej niż 23% obywateli Polski była próbą połączenia ognia z wodą. Obdarzony silnym, bo pochodzącym z wyborów powszechnych mandatem prezydent miał w dziedzinie polityki zagranicznej i obronnej współpracować z rządem wyłanianym przez parlament. Połączenie rozwiązań właściwych dla systemu semiprezydencjalnego i parlamentarno-gabinetowego zaowocowało konfliktami i sporami kompetencyjnymi w łonie egzekutywy. To jest obecnie najbardziej widoczna, ale na pewno nie jedyna wada Konstytucji z 1997 roku.

Rzecznik Praw Obywatelskich z jednej i byli prezesi Trybunału Konstytucyjnego z drugiej strony chcą znaleźć remedium na tę i inne bolączki polskiej konstytucji.  Ostatnio przedstawili w sumie aż 5 pomysłów nowelizacji lub wręcz zupełnie nowych projektów ustawy zasadniczej. Pomimo tej obfitości trudno spodziewać się zasadniczego przełomu. 

Rzecznik Praw Obywatelskich chce, aby dyskusja konstytucyjna miała charakter ekspercki. Byli prezesi Trybunału Konstytucyjnego swoje zadanie uznają za zakończone po przedstawieniu propozycji zmian w konstytucji najważniejszym osobom w państwie. Zgodnie zdają się mówić - niech decydują politycy. W tym tkwi największa słabość tych propozycji. Zmierzają do tego, aby o kształcie konstytucji znów zadecydowały układy polityków. 

Nikt nie powinien być sędzią we własnej sprawie. Oddając pisanie konstytucji całkowicie w ręce polityków pozwalamy im w istocie być sędziami we własnej sprawie. Projektując konstytucję decydują o zakresie własnych kompetencji i własnej (nie)odpowiedzialności.

Jeśli ich naturalna tendencja do poszerzania kompetencji i minimalizowania faktycznej odpowiedzialności nie zostanie zrównoważona mechanizmami efektywnej kontroli społecznej, ustrój państwa będzie się degenerował. Czego innego można spodziewać się kiedy posłowie odpowiadają przed szefami partii, a nie przed obywatelami, a sędziowie i urzędnicy przed nikim faktycznie odpowiadają? 

Jeśli chcemy mieć dobrą konstytucję, to przed zabraniem się do jej pisania potrzebne jest referendum, które jednoznacznie rozstrzygnie najważniejsze kwestie. Kiedy będziemy znali kierunek w jakim projekt ma zmierzać, politykom i prawnikom można pozostawić dopracowanie szczegółowych regulacji. 

W referendum powinny zostać postawione pytania o organizację najważniejszych władz państwa. 

Po pierwsze, czy chcemy, aby na czele rządu stał wybrany w wyborach powszechnych prezydent czy odpowiadający przed Sejmem premier? Po drugie, jak chcemy wybierać posłów i senatorów? 

Nie można nie docenić wagi tej kwestii. Istnieją bardzo poważne argumenty, że sam sposób wybierania parlamentarzystów mógłby odwrócić negatywną selekcję posłów i senatorów, jaką obserwujemy obecnie. Przed wyborcami powinno stanąć pytanie czy chcą jednomandatowych okręgów wyborczych jak w USA, obecnego systemu proporcjonalnego, czy ordynacji mieszanej na wzór niemiecki. Mogłoby tu się też znaleźć pytanie o celowość istnienia Senatu. 

Po trzecie wreszcie wymiar sprawiedliwości. Jest on trawiony patologiami, których przykładów regularnie dostarcza choćby „Ostatnia Instancja” na Polsacie. Wewnątrzkorporacyjny mechanizm samooczyszczania środowiska prawników nie działa zupełnie. Elektoratowi należałoby zadać fundamentalne pytanie czy jest za tym, aby pierwsze skrzypce przy nominowaniu sędziów odgrywało ciało korporacyjne, jakim jest Krajowa Rada Sądownicza czy też wybór powinien odbywać się w jakiś bardziej demokratyczny sposób (na przykład przez Senat po publicznej procedurze badania kandydatury). Analogicznie w przypadku prokuratorów pytanie mogłoby dotyczyć tego, czy wyborcy życzą sobie ich powoływania w drodze wyborów powszechnych spośród prawników o odpowiednim doświadczeniu jak w Stanach Zjednoczonych czy też utrzymania obecnego systemu. 

Pomysł zorganizowania referendum przedkonstytucyjnego nie jest takim political fiction, jak na pierwszy rzut oka może się wydawać. Zbliża się wyjątkowy czas kiedy wyborcy są silni, a politycy słabi, czas wyborów prezydenckich. Stawiam złote przeciw orzechom, że wiarygodny kandydat spoza obecnej sceny politycznej pokroju Romana Kluski spowoduje małe trzęsienie ziemi, jeśli złoży następującą deklarację: „Jeśli wybierzecie mnie na prezydenta to znaczy, że życzeniem Polaków jest przeprowadzenie referendum w najistotniejszych dla naszego kraju sprawach.” Wyborcy będą zachwyceni perspektywą wzięcia steru rządów we własne ręce i mogą poprzeć takiego kandydata dla tego jednego punktu programu. W przypadku jego zwycięstwa Sejm będzie niejako przymuszony wolą wyborców rozpisać przyrzeczone referendum. 

Czy przełamie ono impas w jakim tkwimy - tego nie wie nikt, ale jeśli demokracja ma jakikolwiek sens, to leży on w przekonaniu, że najbardziej godnym zaufania aktorem w polityce jest Suweren - Naród.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka