Jarosław Kukuła Jarosław Kukuła
84
BLOG

Konstytucja RP - Notka 2: Uwagi o Wstępie do Konstytucji

Jarosław Kukuła Jarosław Kukuła Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

No to ruszamy w podróż przez nasz najważniejszy Dokument, jakim jest Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej.

Zacznę od Wstępu.

W tekście znajdującym się na stronie: http://www.sejm.gov.pl/prawo/konst/polski/kon1.htm), ani w zasobach kancelarii Sejmu, gdzie znajdują się teksty wszystkich ustaw, nie ma Wstępu. Znajduje się on jednak w drukowanej wersji Konstytucji RP (wydanej przez Agencję MZ w 2008 roku – wydanie VI) i brzmi, jak następuje:

„WSTĘP

Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej została uchwalona przez Zgromadzenie Narodowe w dniu 2.04.1997 roku, przyjęta została przez Naród w referendum konstytucyjnym w dniu 25.05.1997 roku i podpisana przez Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej w dniu 16.07.1997 roku.”


    Chciałbym tu pochylić się właściwie tylko nad jednym fragmentem Wstępu: „... przyjęta została przez Naród w referendum konstytucyjnym...”, albowiem właśnie ten passus służy ostatnio do podgrzewania emocji. W istocie, zwrócenie uwagi na to, że przyjęcie Konstytucji nastąpiło w referendum niewątpliwie uprawomocnia ten dokument dając mu mandat i legitymację woli Narodu, a także stanowi nobilitację dla jego twórców, ale też wzmacnia głos tych, którzy się na niego powołują. Cóż, w PRL instytucja referendum, nie istniała, bo chociaż władza należała do „ludu pracującego miast i wsi”, to lud ten nie był godny/gotowy/dostatecznie świadomy (niepotrzebne skreślić), aby zabierać osobiście głos w jakiejkolwiek sprawie. Ale to już jest szczęśliwie za nami. W Ustawie z dnia 23 kwietnia 1992 roku o trybie przygotowania i uchwalenia Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej wprowadzono tę instytucję zastrzegając jednak przy tym, że frekwencja nie będzie brana pod uwagę, co okazało się słuszne, bowiem ta w dniu Referendum Konstytucyjnego wyniosła niespełna 43%, a i opowiedzenie się za przyjęciem poddanej pod głosowanie konstytucji nie było zbyt wyraźne (zaledwie około 53% za; więcej na ten temat można przeczytać np. pod adresem: http://grzegorzgorski.pl/2015/08/17/konstytucja-wbrew-woli-narodu, lub choćby w Wikipedii). Zatem wobec powyższego, w rzeczywistości Konstytucja ma raczej dość słabą legitymację, co jednak wcale nie przeszkadza tym, którzy ostatnio tak ochoczo nią wymachują.

Niemniej, oczywiście, nie zmienia to faktu, że ta Konstytucja jest aktem formalnie i prawnie obowiązującym, czego nie zamierzam kontestować.


    W obecnej Konstytucji mamy już, na szczęście, jednoznacznie wskazaną instytucję referendum. Ba, poświęcony jest jej cały Artykuł 125 w Rozdziale IV. Oczywiście szczególnie zadowala nas treść ust. 3, gdzie jest wprost napisane:

„3. Jeżeli w referendum ogólnokrajowym wzięło udział więcej niż połowa uprawnionych do głosowania, wynik referendum jest wiążący.”

Wymóg zatwierdzenia przez większość z większości obywateli przydaje aktowi głosowania nad poddawaną pod społeczny osąd sprawą powagi, a społeczeństwu istotnie przyznaje rzeczywiste uprawnienie do wiążącego zabierania głosu (choć musimy pamiętać, że w skrajnym przypadku, ta większość z większości, to może być ledwie nieco ponad ćwierć uprawnionych; dobre jednak i to, ponieważ bez tego wymogu mogłyby to nawet być ledwie promile), co bez wątpienia jest przejawem realnej demokracji, z ogromną troską bronionej, zwłaszcza ostatnio, przez szerokie kręgi społeczeństwa, nie tylko zresztą naszego. Zaskoczyć i zdziwić przeto może inny zapis w tejże samej Konstytucji. Otóż w Rozdziale XII ZMIANA KONSTYTUCJI, Art. 235, ust. 6. stoi napisane:

„6. Jeżeli ustawa o zmianie Konstytucji dotyczy przepisów rozdziału I, II lub XII, podmioty określone w ust. 1 mogą zażądać, w terminie 45 dni od dnia uchwalenia ustawy przez Senat, przeprowadzenia referendum zatwierdzającego. ... Zmiana Konstytucji zostaje przyjęta, jeżeli za tą zmianą opowiedziała się większość głosujących.”.

Czemu może zdziwić? Ano, w przypadku zmiany Konstytucji, a zwłaszcza jej bardzo istotnych rozdziałów (A właściwie, dlaczego nie wszystkich?) spodziewalibyśmy się raczej wymogu, a nie tylko możliwości przeprowadzenia referendum zatwierdzającego. To po pierwsze. Po drugie – czemu właśnie tutaj zniesiony został, wskazany wcześniej, wymóg udziału większości uprawnionych? Czyżby już wtedy spodziewano się, że nawet do poparcia zmian w Konstytucji nie będzie się chciała pofatygować większość obywateli naszego Państwa? Faktycznie, praktyka pokazuje, że nasze społeczeństwo nie garnie się do urn, więc mogłoby się zdarzyć, że żadna zmiana Konstytucji nie mogłaby zostać skutecznie przeprowadzona. Cóż by się wtedy stało? Och, pewnie nic szczególnego, po prostu wciąż nasze Państwo definiowane było by przez ten sam dokument i wszystko szło by po staremu (co prawda, ja byłbym wtedy, być może, oprócz naszego Prezydenta jednym z tych nielicznych, którzy by nad tym ubolewali). Jednak twórcy naszej Konstytucji, w swej mądrości wybiegającej na lata wprzód, postanowili zaradzić tak błahej przeszkodzie, jaką jest niskie zaangażowanie polskiego społeczeństwa w jego własne sprawy i nie tylko przezornie wyłączyli zapisany w Artykule 125 wymóg udziału większości uprawnionych, ale dodatkowo wyposażyli Konstytucję w zapis zawarty w Art. 125 ust. 4.: „Ważność referendum ogólnokrajowego oraz referendum, o którym mowa w art. 235 ust. 6, stwierdza Sąd Najwyższy.” Innymi słowy, to SN w swej niezawisłej mądrości ostatecznie oceni, czy Polacy mieli rację, czy nie. I do tego orzeczenia wcale nie jest potrzebna większość społeczeństwa, a wystarczy większość składu orzekającego. Sarkazm? Zamierzony. Tak zresztą było i w 1997 roku, gdy SN odrzucił protesty wskazujące na niewystarczającą frekwencję, a także, że nie dopuszczono do rozpatrzenia projektu obywatelskiego i tenże SN uznał referendum konstytucyjne za wiążące, a Konstytucję za formalnie poprawnie przyjętą. Oczywiście, SN, jak każdy sąd, wiążą ustawy, kodeksy i tzw. orzecznictwo, co powinno pozwolić nam spać spokojnie, ale czy na pewno? Ostatnie boje o TK i właśnie SN mogłyby sugerować zgoła coś przeciwnego.


Podsumowując: z początku chciałem napisać jedynie, że chwalenie się przyjęciem obecnej Konstytucji przez Naród w referendum jest nieco na wyrost, ponieważ nie wzięła w nim udziału nawet połowa uprawnionych do głosowania, a wyszło, że przede wszystkim wskazałem pierwszy z elementów tego dokumentu, który pozwala na wywołanie i zaognienie sporów zwłaszcza, gdyby SN (uprawniony przez tę Konstytucję jak najbardziej) podjął decyzję o odrzuceniu wyniku jakiegoś referendum.

Cóż, ciśnie się na myśl wniosek, że realną władzę ma przede wszystkim ten, kto ma realne wpływy w SN, ale tej kwestii nie będę tutaj roztrząsał.

Niemniej, zapraszam do lektury kolejnych Notek.

Inżynier po pracy w korporacjach, mąż i ojciec, przejęty skręcaniem świata zanadto w lewą (lewacką) stronę, ale pełen nadziei, że obecnie w Polsce jedziemy w dobrą stronę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka