Ostatnio byłem nad (domniemanym) grobem Jana Kochanowskiego. Mogłem spojrzeć w jego marmurowe oblicze i zastanowić się nad jego marmurowymi rękawiczkami.
Nie dotknąłem ich, bo za wysoko musiałbym podskakiwać. Tylko dlaczego w ogóle są na nagrobku, na którym nie ma ani księgi, ani pióra? A w ogóle – po co Kochanowskiemu te całe kamienne rękawiczki?I dlaczego, na dodatek, nie widać tu żadnej aluzji do sławy poetyckiej? Owszem, aluzjętakowączytamy, ale wprost – nic. Są tylko te kamienne rękawiczki i wspomnienie, że oto tutaj leży wojski sandomierski.
Te rękawiczki - to dla Kochanowskiego znak niezależności. Czyli przynależności do ludzi niezależnych, wystarczająco bogatych, żeby nie zarabiać na chleb pisaniem wierszyków.
Tak, bopisał: sobie śpiewam a muzom... i narzekał, że dla poetów wielcy panowie są skąpi, że poeta pod płotem śpiewa, obojętny ludziom. I że mówi Zazdrość: wiem, o co idzie, pisorymie! | Chciałbyś wziąć. Czyli – narzekasz, wierszokleto, że nikt cię nie słucha, bo chciałbyś forsy za te swoje wierszyki.
Otóż nie, pisze Kochanowski: ta się mnie troska nie imie. Nie musi żebrać. Ma te swoje kamienne rękawiczki. Trzyma je w ręce tak samo, jak inni szlachcice i nawet jak sam król Zygmunt August. Więc nie musi trzymać księgi - bo też nie musi niczego udowadniać. Kim jest Jan Kochanowski, każdy wie. I kto chce niech czyta, wszyscy darmo miejcie. On jest ponad starania doczesne. Należy do obywateli, którzy rządzą tym krajem.
I co jeszcze? O tym piszę DZIŚ SZERZEJ tu: KLIK.
Inne tematy w dziale Kultura