Parę miesięcy temu odebrałem dramatyczny sygnał. Duszpasterz mający kontakt z młodzieżą śpiewającą pieśni patriotyczne zaczął indywidualnie pytać jej męskich przedstawicieli, co by było, gdyby uzbrojeni Rosjanie pojawili się po naszej stronie granicy.
Odpowiedź była jednobrzmiąca. Każdy z indywidualnie zapytanych deklarował błyskawiczny wyjazd z kraju. Minimalnie pocieszające (czyli nijak) było to, iż żeńska część młodzieży wydawała się nieświadoma deklaracji części męskiej. Resztki honoru?
Ale wczoraj usłyszałem taką samą - i to już publicznie wypowiedzianą - deklarację z ust jednego z ludzi nie tylko posługujących się prawdziwą bronią (bo przy okazji i poza wszystkim jest on rekonstruktorem historycznym XX-wiecznych formacji) ale i człowieka rodzinnie związanego z polską armią. Dodam, człowieka znacząco związanego i o znaczącym nazwisku. Do tej armii wprawdzie nikt z jego rodziny nie należy, ale rodzina jego pośrednio na armii zarabia. On sam uważa zaś armię naszą za zdemoralizowaną i pozbawioną znaczenia. Co mi oznajmił. Bez żenady, bo nie mówił cicho, a byliśmy w towarzystwie i w miejscu ludnym.
Inne tematy w dziale Polityka