Już od pół roku zmagamy się z korona-wirusem, a czekając na odkrycie szczepionki przekonujemy się, że naturalna i trywialna metoda społecznego dystansu jest najbardziej skuteczna w ograniczaniu rozprzestrzeniania się groźnej choroby. Gdyby można było skłonić ludzi do ścisłego przestrzegania dystansu społecznego, zapewne wirus już by nam nie groził.
Od dawna, coraz intensywniej zagraża nam tęczowa zaraza, której wirusy z całą pewnością wyprodukowano w laboratoriach ideologicznych tej samej kategorii, która jest odpowiedzialna za większość globalnych nieszczęść ogarniających świat od czasów rewolucji francuskiej. Ta zaraza, zmierzająca do rewolucyjnej zmiany gatunku ludzkiego, sprowadzenia człowieka do poziomu zwierzęcia, wyzucia go z wszelkich myśli o Bogu, o celach dla jakich otrzymał dar życia, jest o wiele groźniejsza, niż jakakolwiek epidemia niosąca zagrożenia biologiczne. Tęczowa zaraza rozwija się w sposób agresywny, z coraz bardziej bezczelnymi prowokacjami wspieranymi przez zaskakująco licznych polityków, którzy wyciszają się w czasie kampanii wyborczych, a w mniej wrażliwych politycznie okresach wprost włączają się w dokarmianie i rozprzestrzenianie wirusa.
Do wczoraj byłem przekonany, że w przeciwieństwie do korona-wirusa, który głównie atakuje ludzi starszych, środowiska seniorów są zdecydowanie odporne na tęczową zarazę. Tym bardziej nie wątpiłem w taką odporność tej cudownej grupy, jakimi są nasi bohaterowie - Warszawscy Powstańcy. Dlatego z ogromnym zaskoczeniem przyjąłem wypowiedzi dwóch starszych pań przedstawionych jako uczestniczki PW, które oskarżyły ludzi broniących normalnego porządku świata o rzekome oznaczanie ludzi szerzących ideologię LGBT i porównały te „działania” do praktyk rodzącego się faszyzmu, z którym one walczyły. Kto tak boleśnie ograniczył tym paniom pole widzenia rzeczywistości, że wszystko postawiły na głowie?
Nikt, nigdy nie zagląda tym ludziom pod kołdry, nikt ich nie oznacza, nikogo nie obchodzi ich prywatne życie i nikt nawet nie próbuje publicznie im czegokolwiek wytykać, czy choćby okazywać potępienie grzechu. Ci ludzie sami odsłaniają swoje kołdry, demonstrują swoje zboczenia, sami się oznaczają i domagają się, by ludzie akceptowali ich obrzydliwości. A niechby ktoś, tym wypowiadającym się tak skrajnie nieprawdziwie paniom, pokazał film z owym zboczeńcem na balkonie, który z wywalonym jęzorem, klepiąc się po genitaliach próbował prowokować uczestników marszu PW. Kto tego człowieka oznaczył? O taką wolność dla Polski te panie walczyły, by byle zboczeniec mógł wnosić swoje zezwierzęcenie w przestrzeń publiczną?
Wypowiedź tych pań można uznać za mocne ostrzeżenie, że tęczowa zaraza rozwija się w niebezpiecznym tempie i kierunku, staje się więc poważnym zagrożeniem dla naszej cywilizacji, tożsamości i godności. Trzeba szybko znaleźć właściwą drogę, lub metodę, by ten rozwój zatrzymać i zagrożenie wyeliminować. Warto więc zastanowić się czy to, co w przypadku pandemii korona-wirusa okazało się tak skuteczne, można także tutaj zastosować. Sądzę, że metoda dystansu społecznego także w tym przypadku okaże się skuteczna. Być może zrodzi się pytanie, jak można ją realizować? Ja wiem, w jaki sposób ja sam to zrobię, a wszystko zależy od indywidualnych sytuacji, w jaki sposób traktować barbarzyńców, którzy chcą być barbarzyńcami i domagają się by ich za takich uznano. Wcale nie chodzi o niewinnych ludzi, których obejmują definicje związane z kolejnymi literami LGBT. Ci, jak zawsze dotąd, nie budzą żadnego zainteresowania. Chodzi o tych, którzy wspierają i propagują ideologię LGBT, a zwłaszcza o tych, którzy czynią to prowokacyjnie demonstrując swoje zboczenia. Chodzi też o polityków, którzy usprawiedliwiają te prowokacje i dążą do zmian w zapisach prawnych, by umożliwić cywilizacyjną rewolucję. Dystans społeczny od nich utrzymywałby mnie w odległości co najmniej 20 metrów, a praktyka dostatecznie wyraźnie ukazuje, że żadna rozmowa z nimi nie ma w ogóle sensu. W przypadku tak obsesyjnych osobników, jak ów zboczeniec na balkonie w stolicy, domagałbym się opublikowania jego zdjęcia, by każdy mógł dystansem społecznym zabezpieczyć swoje dzieci od bliskości tego indywiduum.
Stosunkowo najłatwiej zastosować metodę społecznego dystansu w przypadku organizacji, czy instytucji wspierających ideologię LGBT. Na przykład wystarczy unikać jakichkolwiek kontaktów ze stacją TVN, a pora już, by także z wielu innych powodów ta potrzeba dotarła do polityków Zjednoczonej Prawicy.
Nie wiem, czy ktoś uzupełni, lub rozwinie ten pomysł, bo także wiem, że nie będzie łatwo uruchomić w powszechnej skali masowy obyczaj dystansu społecznego wobec promotorów ideologii LGBT. Gdyby jednak udało się to zrealizować w dostatecznie szerokim wymiarze, można zaryzykować tezę, że ten ruch bezpotomnie wymrze.