Poinformowałem oficjalnie Radę Naukową IFJ o blokadzie mojego wyjazdu, bo był to precedensowy przypadek. Następnie napisałem kolejny list do Generała.
Wszystkie listy są kopiami oryginałów wysłanych do adresatów, które trzymam w osobistym archiwum. Nie podpisywałem ich, więc nie uzupełniłem także teraz swoimi podpisami.
Wkrótce otrzymałem formalną decyzję o odebraniu mi paszportu, w której najbardziej istotnym elementem było uzasadnienie decyzji powołujące się na art.4 ust.2 pkt.2, ustawy o paszportach z 1959 roku, które zwalnia MSW od podania przyczyny decyzji. Podano też 14 dniowy termin na złożenie odwołania, które ma być skierowane do ministra SW i złożone za pośrednictwem Wojewódzkiego USW, Wydziału paszportów w Krakowie.
W terminie napisałem więc odwołanie do min. Kiszczaka.
Później otrzymałem następujący list od Rzecznika Prasowego Rządu min. Jerzego Urbana.
Przemyślałem dotychczasowy bieg sprawy i doszedłem do wniosku, że po otrzymaniu mojego listu do Generała Jaruzelskiego jacyś ludzie z jego otoczenia uznali, że nie mogą tego tolerować i zwrócili się do MSW o zbadanie, czy można mi coś innego zarzucić, by mnie ukarać za nadmierną szczerość. W MSW znaleźli więc ów incydent na lotnisku, który opisałem w części (I). To założenie podyktowało mi taktykę, jaką muszę przyjąć w dalszej walce.
Chodziło o to, by za wszelką cenę upierać się przy twierdzeniu, że mój udział w konsultacjach i list do Generała J. jest prawdziwą przyczyną represji. Władzy jest niewygodnie przyznać się do tego, więc przywołuje artykuł ustawy, który zwalnia ich od podania prawdziwej przyczyny. Jeśli zmuszę ich do ujawnienia, że incydent na lotnisku jest główną przyczyną, to ośmieszą się przyznając, że za wwiezienie na teren PRL zabawnej książki „Donosy” Sławomira Mrożka odebrali mi paszport i przerwali ważną współpracę naukową w dziedzinie fizyki jądrowej. Tak to się w istocie potoczyło i ta taktyka okazała się zwycięska.
W myśl tej taktyki następnym moim krokiem musiał być kolejny list do gen. Jaruzelskiego.