Jacek Chodorowski wraz ze śpiewaczką Ewą Wartą-Śmietaną z Fundacji Czardasz tworzyli duet czyniący wiele dla wokalistów.ą
Jacek Chodorowski wraz ze śpiewaczką Ewą Wartą-Śmietaną z Fundacji Czardasz tworzyli duet czyniący wiele dla wokalistów.ą
Bogdan Gancarz Bogdan Gancarz
460
BLOG

(LXVII) O śpiewakach wiedział wszystko. Nie żyje red. Jacek Chodorowski

Bogdan Gancarz Bogdan Gancarz Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Wybitny publicysta muzyczny, znawca sztuki wokalnej, zmarł w nocy z 14 na 15 grudnia w Krakowie w wieku 80 lat. Pożegnano go 20 grudnia na cmentarzu Rakowickim.

Red. Chodorowski był wszechstronny. Powiadano, że o śpiewakach wiedział wszystko. Głęboka wiedza na temat wokalistów i ich sztuki, oparta na zgromadzonym przez kilkadziesiąt lat bogatym archiwum, pozwoliła mu na napisanie kilku książek wydanych przez Fundację Pomocy Artystom Polskim Czardasz: „Polscy śpiewacy”, „Bel canto w Krakowie”, „Iwona Borowicka legenda sceny operetkowej” (dwa wydania) oraz Bronisław Romaniszyn (wraz z Ewą Wartą-Śmietaną i Fryderykiem Wartą) oraz kilkuset artykułów. Publikował je m.in. na łamach czasopism: „Muzyka 21”, „Trubadur”, „Klasyka”, „Operomania”, „Ruch Muzyczny” i „Arcana”. Był także stałym współpracownikiem krakowskiej edycji „Gościa Niedzielnego”. Jego znawstwo zostało docenione przez zamawianie u niego biogramów śpiewaków do „Polskiego Słownika Biograficznego” i „Encyklopedii Muzycznej” PWM.

Bardzo dobrze radził sobie także w radio i telewizji. Niesłychanym powodzeniem cieszyły się m. in. emitowane w Radio Kraków jego audycje „Piękne arie, piękne głosy”. Sam miał piękny głos. Jego ciepły, aksamitny baryton ujmował zarówno w audycjach radiowych jak i w trakcie prelekcji, spotkań ze śpiewakami oraz podczas konferansjerki koncertowej. Współpracował przy tym m.in. z Fundacją Pomocy Artystom Polskim Czardasz, Operą Krakowską, Operą Śląską w Bytomiu, Festiwalem im. Jana Kiepury w Krynicy. Był także sekretarzem jury Międzynarodowego Konkursu Operetkowo-Musicalowego im. Iwony Borowickiej, zasłużonego w wyławianiu młodych talentów. Operował zawsze piękną, bogatą polszczyzną, pełną jednak iście inżynierskiej precyzji, bez gadulstwa. O śpiewakach pisał z ciepłem, nigdy z żółcią. Nie był przy tym jednak bezkrytycznym hagiografem.

Te wielkie osiągnięcia, wielka kariera „od pieca hutniczego do Andrzeja Hiolskiego” powstały zaś w rezultacie… przekucia jego wieloletniego hobby w działania profesjonalne. Dodajmy, że była to już druga profesja w jego życiu. J. Chodorowski był bowiem z wykształcenia inżynierem budownictwa, absolwentem Politechniki Krakowskiej. Przez lata uczestniczył m.in. w budowie i remontach pieców hutniczych oraz kominów przemysłowych. Jednocześnie od czasów licealnych, spędzonych w renomowanym V LO im. Augusta Witkowskiego, starał się nie opuszczać żadnej premiery w Operze i Operetce Krakowskiej oraz koncertów filharmonicznych, w których występowali śpiewacy. Gromadził płyty z nagraniami wokalistów, programy koncertowe, fotografie, plakaty, artykuły. Ta młodzieńcza żarliwość w chłonięciu pięknego śpiewu i gromadzeniu materiałów o jego wykonawcach, połączyła się z inżynierską skrupulatnością. Każdy artykuł prasowy lub wywiad dotyczący danego śpiewaka przepisywał starannie na maszynie do pisania, wklejał wycięte z gazety zdjęcie i kolejne kartki papieru formatu A4 wkładał do poszczególnych skoroszytów opatrzonych nazwiskami artystów polskich i zagranicznych. Ułożone alfabetycznie, zajmowały pęczniejąc, coraz więcej miejsca na półkach jego niewielkiego mieszkania, gdzie sąsiadowały z tysiącami płyt z nagraniami oper i operetek oraz recitali wokalnych i setkami wielojęzycznych książek na temat wokalistyki.

„Był człowiekiem niezwykle skromnym i życzliwym, zawsze reagował na hasło »Jacku ratuj!!!«. Otwierał wówczas swe bogate zbiory by wspomóc potrzebującego pilnie poszukiwaną wiadomością. Ponieważ często bywałem w charakterze poszukującego wiem, że Jacek chętnie dzielił się nie tylko swoją wiedzą, ale i swoimi zbiorami. Korzystało z tego wielu parających się publicystyką muzyczną” - wspomniał na portalu muzycznym Maestro znany krytyk muzyczny Adam Czopek.

To dzielenie się zbiorami spowodowało, że uwierzył w swoje siły autorskie. Korzystałem i ja z jego życzliwości, robiąc w I połowie lat 90 wywiady ze śpiewaczkami polskimi m.in. Ewą Podleś, Jadwigą Rappe, Stefanią Toczyską i Urszulą Kryger. Zapraszał mnie do swego niewielkiego mieszkania przy ul. Bronowickiej, pokazywał kolejne teczki z dokumentacją wokalistów, fascynująco o nich opowiadał, wypożyczał wreszcie materiały do skopiowania. Dzięki temu byłem bardzo dobrze przygotowany do rozmowy ze śpiewaczkami.

Podkreślał zawsze, że to mnie zawdzięcza impuls do autorskiego wykorzystania swej wiedzy, swego archiwum i płytoteki. Był rok 1994. Szedłem do kawiarni Noworolskiego w Sukiennicach na rozmowę z mezzosopranistką Urszulą Kryger, już wówczas ujmującą mnie swym mistrzostwem wokalnym, z plikiem odbitek materiałów na jej temat użyczonych życzliwie przez inż. Chodorowskiego Pani Urszula w tymże roku zdobyła główne nagrody w konkursach wokalnych w Hamburgu i Monachium. W rozmowie okazała się osobą o wysokiej kulturze i szerokich horyzontach. Dostałem od niej płytę z nagraniami jej zachwycających występów monachijskich. Wysłuchawszy zaś, pobiegłem w te pędy na ul Bronowicką, by pożyczyć ją memu informacyjnemu dobrodziejowi i kolejny raz podziękować mu za pomoc. Zacząłem go wówczas przekonywać do wypróbowania się w roli autora tekstów o śpiewakach. – Panie Jacku! [nie byliśmy wówczas jeszcze na Ty]. Pan tyle wie o śpiewakach i z taką swadą potrafi o nich błyskotliwie i erudycyjnie mówić. Dlaczego Pan tego nie wykorzysta pisząc o nich? – namawiałem. – Sądzi Pan, że to byłoby pożyteczne? Zastanowię się nad tym – odpowiedział z powściągliwością. Wkrótce zaczął jednak pisać, by z czasem stać autorem, prelegentem i konferansjerem wszechstronnym oraz multimedialnym. Hobby przekształciło się w działania w pełni profesjonalne. Na kolejne spotkanie z Urszulą Kryger zabrałem także mojego dobrodzieja, trzymającego pod pachą coraz bardziej pęczniejącą teczkę z materiałami na temat artystki. Dostał od niej płytę monachijską, a z czasem się zaprzyjaźnili. Gdy śpiewaczka przyjeżdżała do Krakowa, prawie zawsze odwiedzała Państwa Chodorowskich. Jakże zazdrościłem Jackowi, gdy w pewnym momencie przeszedł z moją ulubioną śpiewaczką na Ty.

Jego recenzje operowe i operetkowe oraz sylwetki śpiewaków publikowałem z przyjemnością na łamach krakowskiej edycji „Gościa Niedzielnego”. Były zawsze świetnie napisane.

- Jacek Chodorowski był arystokratą świata muzyki operowej w najlepszym tego słowa znaczeniu. Znawstwo i wielką pasję operową łączył z równie wielką kulturą osobistą i taktem. Wyrósł z tego samego pnia muzyki - co Lucjan Kydryński, Jerzy Waldorff czy Bogusław Kaczyński. Był tak jak i oni nie tylko autorem ale i błyskotliwym konferansjerem z poczuciem humoru, któremu w duszy grała zawsze Polihymnia z Melpomeną – zauważył Dariusz Domański, wybitny krakowski publicysta teatralny.

Przyjacielski, budzący zaufanie Jacek, nie zapisujący się do żadnej z koterii artystycznych, wspierający bezinteresownie i szlachetnie młodych wokalistów swą radą i oceną, cieszył się powszechną sympatią. Ujmował galanterią wobec kobiet i dobrymi manierami w stylu przedwojennego dżentelmena. Dzięki temu m.in. wzbogacał swoje archiwum o dary wokalistów wiedzących, że w jego rękach świadectwa ich działalności artystycznej staną się źródłem, z którego będzie korzystać wielu.

Wielkim wsparciem w jego działaniach była nieoceniona żona Jadwiga. Nie tylko nie tamowała jego pasji, wynikającej jak to określił krakowski krytyk muzyczny Leszek Czapliński, wyłącznie „z podziwu dla sztuki wokalnej i uprawiającej ja artystów”, lecz jeszcze ją podsycała. Przyjaciele powiadali, że to jedyna kobieta jaką znają, która w obliczu tysięcy płyt, książek i archiwaliów zalewających coraz bardziej ich wspólne mieszkanie, mówiła często z uśmiechem: „Jacku! Koniecznie kup sobie tę płytę”. Bywało to zaś także w czasach, gdy red. Chodorowski nie pobierał jeszcze żadnych honorariów a drogie płyty musiał kupować ze swych bardzo niewielkich emeryckich przychodów.

Nie wiadomo, co stanie się ze zbiorami archiwalnymi zmarłego. Wspomniał mi niegdyś, że ich częścią, dotyczącą śpiewaków polskich, była zainteresowana redakcja „Polskiego Słownika Biograficznego”. Na pewno warto by zebrać w kolejnym tomie jego artykuły o śpiewakach, rozsiane w prasie m.in. w „Trubadurze”. W cennej książce „Polscy śpiewacy” znalazły się bowiem wprawdzie aż 153 erudycyjne artykuły, były one jednak poświęcone wyłącznie artystom współpracującym z Fundacją Czardasz. Nie było tu więc tekstów m.in. o Andrzeju Hiolskim, Stefanii Toczyskiej, Jadwidze Rappe, Mariuszu Kwietniu i innych wybitnych śpiewakach polskich. Autor liczył na to, że może kiedyś Fundacja Czardasz zdecyduje się na opublikowanie jego drugiej książki, zawierającej artykuły o pozostałych śpiewakach godnych uwagi. Może ten czas nadszedł teraz, po śmierci niezrównanego redaktora, który o śpiewakach wiedział wszystko?

Rozszerzony tekst wspomnienia które ukazało się w portalu internetowym krakowskiego „Gościa Niedzielnego”


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura