Black Pug Black Pug
565
BLOG

Syfilis społeczny

Black Pug Black Pug Polityka Obserwuj notkę 3

             W językach ludów zamieszkujących północ Federacji Rosyjskiej (Eskimosów, Czukczów, Samów, Udegejczyków, Nieńców) nie ma jednego określenia zjawiska atmosferycznego jakim jest śnieg. Istnieją różne terminy: śnieg zamarznięty, śnieg tający, śnieg sypki przenoszony przez wiatr - ale jednego syntetycznego, łączącego wszystkie śniegi w jedno pojęcie nie ma. Jest to zjawisko tak ważne, często  decydujące o życiu, że abstrakcyjne - wyprane z właściwego użytkowego znaczenia - uogólnienie nie jest potrzebne.

                Podobnie jest też w języku polskim, chociaż nie w terminologii synoptycznej. Mamy    nepotyzm, klientelizm, poplecznictwo, układ, znajomości, grupy wsparcia, mafię, grupy interesu, klikę, gangi, hewrę, zorganizowane grupy przestępcze, lobby, sitwę, "być krewnym", "otoczyć się swoimi" etc.  Nie mamy natomiast jednego syntetycznego terminu określającego tę niezwykle destrukcyjną dla życia społecznego siłę, zjawisko niszczące zaufanie społeczne, rozbijające funkcjonalność większości opartych na kwalifikacjach struktur.

                                W czasie dwudziestu pięciu lat III Rzeczypospolitej patologia ta rozkwitła i przybrała niespotykaną dotychczas skalę. W PRL państwo i jego kierownicza siła w postaci Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej oraz jej przybudówek: Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego  i Stronnictwa Demokratycznego miały monopol na władzę a więc i rozdawnictwo stanowisk. Dzisiaj sytuacja nie zmieniła się.

                Narastające od lat upolitycznienie aparatu państwowego spowodowało, iż nie tylko konstytucyjni ministrowie pochodzą z politycznego namaszczenia ale również dyrektorzy departamentów oraz pełniących obowiązki dyrektorów, kierownicy pionów logistycznych, członkowie rad nadzorczych spółek skarbu państwa, agencji, dyrektorzy szkół, teatrów, szpitali, muzeów  (publicznych) a  nawet kierowcy i personel pomocniczy w wielu urzędach.   

                Wielokrotnie kwalifikacje politycznych nominantów kompromitują ich politycznych patronów z państwa czyniąc folwark.Właściwszym terminem był by tu "sowchoz", gdyż  folwark to przedsiębiorstwo z założenia nastawione na zysk a więc w domyśle efektywne. Proszę sobie wyobrazić, że trafiają Państwo do szpitala w którym dobór personelu przebiega wg mechanizmów obowiązujących w polskich instytucjach państwowych. Będziemy szczęśliwi jeśli trafimy na anatomopatologa, znacznie gorzej jeśli na katechetę bądź księgowego...A jest to przecież praktyka dnia codziennego polskich instytucji państwowych!

                Na to upolitycznienie - które  w Polsce stało się na tyle powszechne, że oficjalnie nikt nie próbuje  go kwestionować - nakłada się dodatkowo szereg nieprawidłowości, np.  przy wyłanianiu kandydatów na kluczowe stanowiska w państwie (fałszowanie procedur mających zapobiec nepotyzmowi).

                Praktykę tę dobrze ilustruje ostatnia afera z udziałem przewodniczącego Klubu PSL i prezesa Najwyższej Izby Kontroli.  Wielostopniowa patologia...

                Ideał sięgnął bruku.

                Na Ukrainie w okresie rządów Leonida Kuczmy kijowscy biznesmeni  by pomyślnie rozwiązać spory toczące się w sądach rejonowych po prostu kupowali stanowiska prezesów lub prokuratorów rejonowych. Był popyt, podaż, rynek... Stanowisko prokuratora rejonowego kosztowało sto tysięcy dolarów.

                W RP nepotyzm dotyczy głównie instytucji podlegających państwu (bądź przez państwo lub władze samorządowe nadzorowanych). A więc instytucji których nikt nie rozlicza z efektywności a koszty ostatecznie ponosi podatnik.

                Dlaczego polscy politycy nie chcą postawić na zawodową i profesjonalną kadrę urzędniczą? Odpowiedź na to pytanie jest stosunkowo prosta. Przy wysokim bezrobociu praca na państwowym, stałym etacie, jest dobrem rzadkim a  osoba zatrudniona dzięki protekcji staje się dłużnikiem protegującego.  Tak powstaje nieformalna struktura podporządkowana "politycznemu padre" a nie państwu. Zastępy partyjnych aktywistów muszą gdzieś przetrwać do kolejnych wyborów.

                Ilu wpadek można było uniknąć gdyby ten i ów mógł liczyć na wsparcie specjalistów (np. od protokołu znających dodatkowo ortografię, czy też od bezpieczeństwa rozmów w restauracjach). Większość z tych specjalistów zniechęcona brakiem jakiegokolwiek związku uzyskiwanych efektów z awansem zawodowym (bezpośrednią pochodną nepotyzmu) i niskimi płacami codziennie uderzając w szklany sufit rezygnuje z pracy dla państwa.

                Pochodzący z nadania politycznego - a więc swoistego rodzaju nepotyzmu - urzędnicy potrzebują  doradców. Doradcy tych pierwszych, zatrudnieni wg podobnego klucza, potrzebują kolejnych doradców itd.

                Doszliśmy do ostatniego rzędu.

                Jak usprawiedliwiają tę patologię politycy? A grzech ten na sumieniu mają absolutnie wszystkie ugrupowania, które w ostatnim ćwierćwieczu rządziły Polską.  Koniecznością posiadania lojalnych współpracowników, krótką ławką kadrową ("Dupiak na miejsce Bartkowiaka"), właściwym morale kadr?

                W ten sposób zamiast wydolnej struktury Polską zarządza  gang Olsena.

                Częściowa reforma służby cywilnej zainicjowana przez Hannę Suchocką, wdrożona w  -kadłubkowej formie, zamiast nowoczesnego korpusu urzędniczego stworzyła kolejne towarzystwo wzajemnej adoracji. Pomimo ułomności ustawy, na tle innych urzędników państwowych, absolwenci Krajowej Szkoły Administracji Publicznej wypadają dobrze i mogli by stanowić trzon polskiego korpusu cywilnego.  

                Z dobrego w idei założenia wyszło jednak coś na kształt Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy Komitecie Centralnym Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (Alma Matter elit politycznych PRL i III Rzeczypospolitej, którą ukończyli m.in. Tadeusz Iwiński, Danuta Waniek, Leszek Miller Janusz Zemke czy Jan Pietrzak).

                Polska  już obecnie cierpi - co jest szczególnie zauważalne w administracji państwowej - na brak wysoko wykwalifikowanych kadr. Absolwenci dobrych uczelni najczęściej znajdują zatrudnienie za granicą a spośród tych którzy zdecydowali się pozostać w kraju najlepsi trafiają do zagranicznych firm.  Problem pogłębia inkluzyjny typ szkolnictwa oraz duża ilość uczelni (syntetycznie zjawisko ujmując) sprzedających dyplomy. Gwoździem do trumny było zamrożenie w 2011 roku - przez koalicję PO-PSL - płac dla sfery budżetowej. Za sześć tysięcy złotych nawet Elżbieta Bieńkowska nie chce pracować a co dopiero mówić o stawce startowej, jaką absolwenci otrzymują w administracji państwowej na progu kariery.

                Zamysł utworzenia apolitycznego, profesjonalnego korpusu urzędniczego udał się w Polsce tak samo, jak walka z korupcją którą kierowała Julia Pitera.

                Ideę wolnego od nepotyzmu, profesjonalnego i nieprzekupnego korpusu służby cywilnej, administracji samorządowej, sądów, prokuratury oraz armii i służb specjalnych trzeba przeciwstawić "taniemu państwu".

                Bez likwidacji doprowadzonej do absurdu polityzacji trudno będzie zlikwidować liczne patologie i odbudować mechanizmy poprawiające efektywność zarządzania państwem. 

Black Pug
O mnie Black Pug

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka