Dlaczego informacja która mogła być "newsem" nie została zauważona?
"Der Spiegel" poinformował, że niemiecka BND (Bundesnachrichtendienst) podsłuchiwała ministerstwa spraw wewnętrznych państw europejskich, Polski, Austrii, Danii i Chorwacji i Watykanu oraz USA oraz Komisję Europejską. Do informacji na temat "podsłuchiwania" dotarli niemieccy dziennikarze. Ujawnione przez nich informacje to zapewne jedynie czubek góry lodowej. Dobrze jednak, że wiemy i to.
Pisałem na ten temat 15 października w felietonie pod tytułem "Nie róbmy tak jak nam mówią, że mamy robić a tak jak sami postępują!".
Informacja ta przewijała się wielokrotnie, bez większego echa. Szczególną uwagę zwraca brak zainteresowania polskiego rządu oraz przedstawicieli wywiadu i kontrwywiadu (zarówno cywilnego jak i wojskowego) faktem szpiegowania przez naszego strategicznego sojusznika i partnera w biznesie.
Koniec końców, polskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (przetwarzające newralgiczne informacje) oraz polskie przedstawicielstwa działające na terenie Niemiec (w tym Ambasada RP w Berlinie) były podsłuchiwane przez niemieckie służby. Ważne informacje przekazywane telefonicznie (telefonami stacjonarnymi i komórkowymi), za pośrednictwem faksów, sms-ów, maili, facebooków, Skypa etc., tj. około 90% przetwarzanych i przekazywanych przez MSW i polskie przedstawicielstwa w RFN informacji, było odczytywanych przez Niemców.
Nic w tym dziwnego gdyż nawet przyjaciele szpiegują u siebie nawzajem (Izrael w USA, USA w Niemczech, Rosja na Białorusi, Niemcy w USA etc.). Problem polega na tym, że od początku lat '90 XX w. - czyli od zarania wolnej Polski - agenci obcych służb oraz pracujący dla nich pożyteczni idioci skutecznie wmówili Polakom, że partnerzy nie prowadzą wobec siebie działań wywiadowczych. Skutkowało to zaniechaniem działań polskiego wywiadu w RFN oraz polskiego kontrwywiadu wobec Niemców w Polsce a Niemcy uznane zostały za kraj bezpieczny kontrwywiadowczo.
Rosjanie zwykli mawiać "dowieraj no prawieraj" (ufaj lecz kontroluj). W Polsce natomiast dobrowolnie odstąpiono od świętej zasady służb specjalnych, ścisłego monitoringu państw i organizacji posiadających na naszym terenie obszerniejsze interesy ekonomiczne czy też polityczne.
W Polsce inwestują USA, Niemcy, Wielka Brytania, Szwecja, Włochy i Francja (ranking ten praktycznie nie zmienia się od lat) w ich cieniu stoją oczywiście interesy Rosji ze swoimi korytarzami przesyłowymi, tradycyjną i niezmienną od wieków polityką imperialną, rynkiem uzbrojenia - ale też skromna i nie rzucająca się w oczy Białoruś (posiadająca liczną diasporę w RP, pokaźną rezerwę mówiących po polsku bez akcentu obywateli i korzystnie wymieniająca informacje wywiadowcze z FR).
Może wykorzystując publikację w "Der Spiegel" warto postawić pytanie, kto imiennie (bo decyzje te sygnowali różni politycy) odpowiada za zaniechanie - w ostatnich 25 latach - działań polskich służb specjalnych na "kierunku zachodnim". Kto na progu gigantycznej prywatyzacji, przemian systemowych i instytucjonalnych, reformy armii, oślepił i pozbawił słuchu polskie władze właśnie na tych odcinkach na których ważyły się losy naszego kraju?
Nie mam tu na myśli wielkich zakrojonych na szeroką skalę działań a jedynie zwykłą rzetelną ochronę kontrwywiadowczą i wywiadowczą (nie wszyscy czytelnicy wiedzą, że obie te formacje to swoisty "jin i jang" bezpieczeństwa państwowego).
Sytuacja w której najważniejsze osoby w państwie dają się podsłuchiwać przez "kelnerów" a polskie MSW inwigilują bez skrępowania niemieckie służby nie może być uznana za normalną. O Smoleńsku nie wspomnę.
W Rzeczpospolitej powinny powstać służby trwale stojące na straży interesu narodowego, polskiej racji stanu, wolne od doraźnych gier politycznych czy też politycznych tabu, profesjonalne, posiadający właściwe miejsce w strukturze państwowej oraz odpowiednie dla polityki realizowanej przez RP środki.
Zacznijmy jednak od wezwania do MSZ Ambasadora Niemiec Rolfa Nikela.
Inne tematy w dziale Polityka