Przyznaję że z lekkim przerażeniem czytam notki związane z dzisiejszym świętem. Taki wydawać by się mogło poważny portal publicystyczny jak Salon24 powinno stać na głębsze przemyślenia związane ze śmiercią, a tu albo schemat rodem z kruchty, albo odór po wczorajszym halloween dla dzieci.
Jak wszystkie święta tkwiące głęboko w naszej kulturze, 1 listopada ma wielowątkowe znaczenie. Na najbliższym świadomości poziomie, jest to czas przypominania o naszych przodkach, zmarłych członkach rodziny i pojednania z tymi, którzy już odeszli. Nieco głębiej spotykamy refleksję o przemijaniu, kruchości życia i tym co nieodwołalnie nas kiedyś spotka. Kiedy zagłębimy się jeszcze bardziej w ten temat, pojawia się pytanie, jak to będzie, tak spotkać śmierć na swojej drodze.
Tak 15 lat temu śniłem spotkanie ze śmiercią. Był to czas mojej fascynacji buddyzmem i wydawało mi się że temat śmierci mam przerobiony i ze spokojem podam jej rękę kiedy stanie na mojej drodze. Jednak sen udowodnił że jest inaczej. Śniłem spotkanie z robotem w kształcie dużego pająka (tak z metr wysokości). Już pierwsze uderzenia jego odnóży, uświadomiły mi, że ta maszyna jest zaprogramowana na zabijanie i że zaraz będzie po mnie. Najpierw poczułem ogromny strach i przerażenie, jednak po chwili to przerażenie obudziło we mnie niesamowicie silne i zdeterminowane do przeżycia zwierzę, któremu udało się wyrwać z objęć mechanicznego pająka i uciec w bezpieczne miejsce. Dzięki temu doświadczeniu (wyśnionemu co prawda, ale przeżytemu), uświadomiłem sobie, co we mnie boi się śmierci. Dowiedziałem się, jakie mechanizmy i pierwotne instynkty rządzą odwiecznym lękiem przed śmiercią. Co prawda oswajać tego lęku pewnie nie ma sensu bo po pierwsze siedzi zbyt głęboko, a po drugie czasami się może przydać, to jednak warto zachować dystans do jego przejawów w codziennym życiu, abyśmy umieli racjonalnie myśleć w sytuacjach, kiedy nie ma poważnego zagrożenia.
Pozwolę sobie kontynuować rozważania o śmierci, ale teraz z innej perspektywy. Jednym z ciekawszych eksperymentów myślowych, jest wyobrażanie sobie siebie w chwili śmierci. W tym eksperymencie pomija się zupełnie kwestie bólu i tego co nas spotyka po tamtej stronie. Trzeba się skupić na świadomości nieodwołalnego i bliskiego końca własnego życia. Kiedy już uda się wyobrazić taki stan, trzeba obserwować pojawiające się emocje i myśli czego najbardziej żałuję, czego bym już nie zrobił i jeszcze bardziej co bym zrobił, a czego nie robiłem z powodu lęku lub lenistwa. Wbrew pozorom, takie doświadczenie przeżywania śmierci, jest jedną z metod, które wybitnie nastrajają do życia. Polecam.
Ci, którzy odeszli odegrali swoją rolę w kształtowania nas i świata w którym dorastaliśmy i teraz żyjemy, warto im podziękować za to. Teraz nasza kolej, ale aby tego dokonać pamiętajmy o śmierci.
Inne tematy w dziale Rozmaitości