Marek Darmas Marek Darmas
304
BLOG

SMOLEŃSK JAK MONA LISA

Marek Darmas Marek Darmas Kultura Obserwuj notkę 1

 

Serwis BBC News podał dziś przed kilku godzinami, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż uparty historyk, Silvano Vinceti wierzy, iż jest w stanie udowodnić, że Mona Lisa Leonarda da Vinci to nie kto inny jak Lisa Gherardini.
 
            Vincenti może składać podobne deklaracje i trzeba je traktować serio. W czerwcu ubiegłego roku chwalił się on, że na podstawie kości szkieletu udało mu się nie tylko zidentyfikować ciało Caravaggio, ale również określić prawdopodobną przyczynę zgonu genialnego renesansowego malarza.
 
            Natomiast ciało zmarłej w 1542 roku Lisy Gherardini spoczęło prawdopodobnie na terenie jednego z zakonów żeńskich we Florencji. Kobieta była żoną bogatego handlarza jedwabiu. W ubiegłym miesiącu szczątki domniemanej modelki da Vinci zostały wydobyte z grobu.
 
            - Myślę, że niebawem ogłosimy koniec tej, kilkusetletniej dyskusji na temat, kto pozował Leonardo i jakie relacje łączyły tę kobietę z malarzem – oznajmił triumfalnie Vinceti agencji Associated Press News – Dla niego malarstwo stanowiło także fizyczną reprezentację cech wewnętrznych malowanej osoby.
 
            Używając naukowych metod Vinceti chce pobrać z czaszki Gherardini próbki DNA i zrekonstruować jej twarz. Również w tej dziedzinie dorobek zespołu pod kierunkiem Vinceti jest pokaźny. Udało mu się bowiem w przeszłości skutecznie operować metodą rekonstrukcji.
 
            Sceptycy twierdzą, że bez względu na rezultat badań zespołu, wątpliwości dotyczące tego, kto pozował genialnemu malarzowi nadal pozostaną. Vinceti odgraża się jednak, że ma w rękawie asa. Podczas żmudnych studiów nad dziełem da Vinci udało mu się ponoć znaleźć w Muzeum Louvre jakieś ukryte symbole. Czego one dotyczą? Jakie może być ich znaczenie? Nie wiadomo. Twierdzi tylko, że Gherardini mogła być wcześniejszym modelem obrazu inspirowanego tak naprawdę twarzą ucznia, który terminował u boku da Vinci.
 
            Uzasadnieniem zaproponowanego dla tej notki tytułu jest moja obsesja, że prawdy można skutecznie dochodzić i po 500 latach. Obojętne więc ile kłamstw czeka nas jeszcze w raportach o przyczynach katastrofy smoleńskiej, to czas wcale nie pracuje na korzyść sprawców.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura