Gdy Penny Lally będzie odchodzić, jej ostatnim życzeniem będzie spocząć w grobie pomiędzy mężem i jej ulubionym koniem. W ten sposób 71-latka dołączy do John’y Lally i jej ukochanego kucyka o imieniu Super Sam. A wszyscy spoczną w malowniczej leśnej posiadłości w południowo – zachodniej Anglii. W jej rodzinnej kwaterze leży już kot o imieniu Blot, a także pies Alzatczyk o imieniu Muppet oraz kanarek Brian. Tu w Kornwalii, na 24.000 metrów kwadratowych znalazło wieczny spoczynek wśród drzew około 40 osób pochowanych wśród zwierząt. Teren jest własnością pani Lally, która prowadzi jedno spośród pięćdziesięciu istniejących w Anglii krematoriów i cmentarz. Interes kręci się dobrze, bo coraz więcej ludzi pragnie i po śmierci spoczywać w objęciach swoich ulubieńców. Na przykład w konkurencyjnym Penwith kremuje się dziś średnio 200 zwierząt tygodniowo. To dwa razy więcej, niż 10 lat wcześniej. Ceny są różne – od 42 funtów za chomika do 187 funtów za sporego psa. Za pogrzebanie w całości konia (są zbyt duże, aby spalić je w krematorium) zapłacimy 900 funtów.
Pogrzeb człowieka to wydatek 1500 funtów.
- To nie było wcale takie głupie, aby ruszyć z tym interesem w 1988 roku – mówi pani Lally i dodaje, że wpadła na ten pomysł, gdy zdała sobie sprawę z tego, że coraz więcej osób, tak jak ona z mężem, pragnie dozgonnej przyjaźni ze zwierzętami.
Prowadziła kiedyś z mężem gospodarstwo. Wydzieli z niego sześć akrów i powolutku ruszyli z interesem urządzając psie pogrzeby, bądź rozsypując po polu prochy zdechłych kotów.
- Każdy kto tu przychodził i widział co robimy mówił znajomym o cmentarzu dla zwierząt. I tak, bez żadnej reklamy, rozkręciliśmy biznes. Mamy teraz wielu starych znajomych, którzy grzebią u nas swoje drugie, a nawet trzecie zwierzątko.
Lally zyskali przezwisko „rodziców zwierząt”. Ale nie są oni wcale jakimś angielskim zjawiskiem. Krematoria, czy pochówek zwierząt na cmentarzu to dziś światowy przemysł.
W 2013 roku tylko w samych Stanach Zjednoczonych skremowano 1.460.000 zwierząt. Istnieją tam domy pogrzebowe dla czworonogów. Organizacja Two Hearts Loss (Dwa utracone serca) zatrudnia weterynarzy, psychologów i psychiatrów, którzy przygotowują zwierzęta i ludzi do trudnego momentu rozstania. Coleen Ellis, która uchodzi za eksperta w tej dziedzinie rozróżnia dwa rodzaje ludzi: „właścicieli zwierząt” i „rodziców zwierząt”.
- Moje stowarzyszenie nastawia się na pomoc tym, którzy w małym futrzaku widzą członka swojej rodziny mówi - Zrobię więc wszystko, aby uszanować ich rodzinne uczucia i ich chęć wspólnego bycia razem. Jestem więc z nimi i bronię ich przed tymi, którzy mówią: ależ wy jesteście szaleni, przecież to był tylko pies, albo tylko kot.
Vivianne i Sarit Dhupa związali się z branżą po traumatycznym przeżyciu jakim była dla nich w 2004 roku strata 17-letniego kota. Zwierzak zdechł w drodze do weterynarza, a oni nie mieli już siły, aby zabrać jego szczątki od chirurga. Ale kilka miesięcy później pani Dhupa wróciła do San Diego i spytała, gdzie jest kot. I wtedy okazało się, że jego szczątki użyźniły jakąś glebę, ale nie wiadomo gdzie.
- Co to znaczy „nie wiadomo gdzie jest mój kot” – byłam wściekła i załamana – mówi 42-letnia dziś Dhupa.
Aby więc innym oszczędzić podobne nieszczęścia małżonkowie postanowili uruchomić Peaceful Paws Pet Crematoriym „Krematorium Pod Spokojną Łapą”. Pracuje ono dziś z wydajnością 20.000 czworonogów rocznie, a klienci mogą wybierać najwymyślniejsze formy domowych urn w których spoczywają prochy ich ukochanych towarzyszy. Małżonkowie zrobili też krok dalej. Otworzyli bowiem centrum o nazwie „Przejściowy Zwierzęcy Zachód Słońca”. Jest to hospicjum dla nieuleczalnie chorych zwierząt.
- Czworonogom zapewniamy tu bezbolesne, godne i jakościowo najlepsze warunki życia aż do końca, a ich właścicieli wspieramy emocjonalnie – mówi pani Dhupa – Nie przedłużamy tu na siłę życia, ani nie przyśpieszamy śmierci. Naszym głównym celem jest przygotowanie rodziny do ostatecznego pożegnania.
Wracając do Wielkie Brytanii. 61-letnia Carole Mundy nabyła na obszarze Penwith Pat Crematorium działkę dla niej samej, jej męża oraz wszystkich kotów i psów. Odrębne działki zarezerwowała dla koni. Wszystko to kosztowało majątek .
- Chciałam znaleźć miejsce, gdzie mogłabym spocząć wśród swoich – mówi - Za życia ofiarowali mi oni oddaną, bezwarunkową miłość . Czemu miałabym nie zrewanżować się im po śmierci ?
/tłumaczenie na podstawie publikacji Helen Soteriou i Will Smale, BBC News, 21 maja 2015/