Taką przyszłość dla Rosji (a tym samym dla świata) nakreślił wczoraj we Wrocławiu Garri Kasparow. Wystąpienia wybitnego szachisty, a zarazem jednego z liderów rosyjskiej antyputinowskiej opozycji, wysłuchało kilkaset osób. Podczas dyskusji okazało się, że uczestnicy spotkania przybyli z różnych zakątków Dolnego Śląska. Pokazuje to, że wydarzenia w Rosji przyciągają uwagę nie tylko wąskiego kręgu ludzi zaangażowanych bezpośrednio w politykę. Wręcz przeciwnie, polityków na tym spotkaniu, poza jednym eurodeputowanym (organizatorem wizyty Kasparowa we Wrocławiu), byłym marszałkiem i byłym wojewodą, w ogóle nie było.
Nie będę streszczał całej wypowiedzi gościa z Rosji, zwrócę tylko uwagę na to, co odnosi się do nas. Otóż rosyjska opozycja oczekuje od społeczeństw Zachodu, że będą wymagać od swoich polityków traktowania Putina jak dyktatora (którym jest), a nie jak demokratycznego przywódcę (którym nie jest). Zwrócił przy tym uwagę, że tak są traktowane Chiny, chociaż wymiana handlowa UE z azjatyckim mocarstwem jest większa niż z Rosją.
Podczas wrocławskiego spotkania dało się też zauważyć próby wyprowadzenia Kasparowa z równowagi. Naprzeciw mówcy nie tyle usiadł, co „rozwalił się” na krześle jegomość, który kilkakrotnie przerywał wystąpienie. Z kolei inny mężczyzna, przedstawiając się jako „wrocławianin”, po rosyjsku zadał pytanie, czy Kasparow nie boi się jeździć po świecie z takimi wystąpieniami, znając los Politkowskiej i Litwinienki. Ten sam człowiek na koniec ponownie zwrócił się do lidera opozycji, czy nie wydaje mu się, że cała ta działalność nie przypomina mu uderzania głową w mur. Tu Garri Kasparow stwierdził, że dekada dyktatorów właśnie mija i na zasadzie wahadła nadchodzi czas na gruntowną zmianę, i za dwa, trzy lata era Putina się skończy.
Inne tematy w dziale Polityka