Kolejna rocznica Sierpnia minęła spokojnie, jeśli nie liczyć drobnych kontrowersji wokół kolejnej listy odznaczonych przez Prezydenta działaczy. Aram Rybicki podniósł wszakże problem własności nazwy i znaku "Solidarności". Powiada, że powinna to być własność całego narodu. Świetny pomysł! Zgoda!
To pierwszy odruch. Za chwilę - refleksja: kto to jest "cały naród"? Jak ma sprawować prawo własności? Czy każdy obywatel może rozporządzać tym znakiem? Także w celach komercyjnych? Wszakże - nie!
To oczywiste, że do 1989 "Solidarność" nie była związkiem zawodowym, lecz czymś znacznie szerszym. Z tego punktu widzenia obecny związek nie jest i być nie może sukcesorem i jedynym właścicielem spuścizny "S". Jednak odbieranie mu nazwy - a zdaje się, że do tego zadania Aram szuka adwokatów - byłoby cokolwiek nie na miejscu.
Wystarczyłaby mi deklaracja obecnych władz "S" - i może wpisanie tego do statutu związku - że używanie loga "Solidarności" w niekomercyjnych celach jest dozwolone - prócz przypadków, powiedzmy, naruszających dobre obyczaje lub godzących w tradycję walki o wolność, co jednak musiałby stwierdzić sąd.
Nieporównanie poważniejszy problem widzę w sferze praw autorskich do wydawnictw związkowych i podziemnych. Pisałem już o tym jakiś czas temu i wciąż nie mam żadnego pomysłu, jak to sensownie rozwiązać.
Inne tematy w dziale Polityka