Czasy takie, że kompa dzieciakowi nie wyłączysz. On przecież nie gra, tylko odrabia lekcje (czyli szuka w necie czegoś, co da się przekleić do zeszytu), dowiaduje się, co jest zadane (przez gadu-gadu), sprawdza, jaką książkę do angielskiego ma kupić (na stronie szkoły).
Zapytany, gdzie znalazł tezy, na których oparł pracę domową, odpowiada bez wahania, wyraźnie zdziwiony pytaniem: - No jak to, gdzie? W necie!
Zaiste wyczerpująca to informacja. Z równą dokładnością można by w czasach przedinternetowych powiedzieć: Gdzieś było napisane. Najsmutniejsze, że on, w sporej mierze także córa, ich równieśnicy - naprawdę uważają to wyjaśnienie za wystarczające.
Na naszych oczach dokonuje się błyskawiczna i drastyczna dewaluacja pojęcia źródła wiedzy i informacji. Jeśli dziś dziennikarstwo i media są, jakie są - to jakie będą za 20 lat?
Inne tematy w dziale Polityka