Był sobie taki film - "Team America". Troszkę zabawna, bardzo ordynarna, sprawnie zrobiona i wyjątkowo idiotyczna kreskówka - godna uwagi chyba z jednego tylko powodu: robi idiotów ze wszystkich. To coś mówi o Ameryce - w wielu krajach, choćby w Polsce, taki film nigdy nie powstał i nie powstanie.
Zresztą, niewielka strata i nie o to chodzi. Oto fabuła: koreański dyktator z pomocą hollywoodzkiej śmietanki aktorskiej sprowadza wszystkich światowych przywódców na "Kongres Pokoju", planując jednocześnie kilkadziesiąt eksplozji nuklearnych, by na gruzach świata zaprowadzić swój porządek. Plany Kima krzyżuje tytułowy Team America - zgraja durniów nieco mniejszych niż inni, drastycznie nadużywająca narodowych symboli.
Wczoraj film ten nabrał nowego znaczenia. Owacja, jaką tłum pożytecznych idiotów zgotował w Cannes Hugo Chavezowi oznacza, że rzeczywistość dorosła do jednego z najgupszych filmów w historii kina.
Wspominam o tym ot tak - niewiele tu można zrobić, więc i martwić się na zapas nie warto. Tej nocy znacznie bardziej martwi mnie los IPN.
PS. Pomerdałem Cannes z Wenecją. Ale jedno licho, razem z Berlinem.
Inne tematy w dziale Polityka