Uroczystości rocznicowe za nami. Spór o słowa wróci wiosną, w 70. rocznicę Zbrodni Katyńskiej. Nie sądzę, by sytuacja zewnętrzna zmieniła sie przez ten czas tak, bym miał wówczas cokolwiek więcej do powiedzenia. Dziś i prezydent, i premier zachowują się poprawnie, ale ten pierwszy znacznie lepiej dopasowuje się do sytuacji.
tej nocy: "obama dzwonił do topolánka"
Nie wiedziałem, że prezydent ma dziś przemawiać dwukrotnie. W Olsztynie nie powiedział niczego nowego. W Warszawie zaakcentował, że Katyń to "akt zemsty, odwet za rok 1920. Za innych ludzi, inne czasy" - oraz "akt wielkoruskiego szowinizmu". Mocne słowa, które na pewno wzbudzą złość w Moskwie. Pewnie więc będą w Polsce tu i ówdzie krytykowane. Niesłusznie.
Spierając się o 1939 i Katyń musimy wiedzieć, co chcemy osiągnąć. Moim zdaniem plan minimum jest oczywisty: Rosja musi przeprosić. Raz już to zrobiła, ale się wyraźnie cofnęła. Musi zatem zrobić to ponownie, ale przecież nie po to, by Polaków dowartościować. Nie o to toczy się ta gra.
Przeprosiny, wzięcie odpowiedzialności i zapobieżenie przedawnieniu zbrodni to minimum, które pozwoli nie potykać się o przeszłość w bieżących stosunkach i zapewni minimum sprawiedliwości dla ofiar i ich potomków. A więc rehabilitację, symboliczne choćby odszkodowania, odtajnienie akt, swobodny dostęp do miejsc kaźni i koniec cenzury pamiątkowych tablic i nagrobków.
Z tego punktu widzenia nie jest istotne, czy Rosja zgodzi się sama nazwać Katyń ludobójstwem. To nie licytacja. Zbrodnia wojenna wystarczy. Z tego punktu widzenia "zemsta za 1920" i "akt szowinizmu" to też nie są sformułowania, które mamy Rosjanom narzucać. Mogą funkcjonować w mediach, w pracach historyków, w bieżącej polityce, ale nie są niezbędne w oficjalnych enuncjacjach prezydenta, parlamentu i rządu.
Mogłyby być nawet szkodliwe, mogłyby być ciężkim błędem - gdybyśmy dziś stali w przededniu finału rozmów z Rosją, gdyby zanosiło się na realizację przedstawionego wyżej pakietu minimum. Rząd, Donald Tusk, PO, SLD, PSL - zachowują się tak, jakbyśmy właśnie w przededniu takiego układu stali.
Wierzę, że do niego dojdzie, choć zapewne dopiero po 2024 r., po dwóch kolejnych kadencjach Putina. Ale dziś? Dziś Moskwa nie jest gotowa nawet do rozmów o tym, czy podjąć rozmowy. Gdy zaś kiedyś się zgodzi, to wszak nie ze strachu przed Polską, lecz z przyczyn wewnętrznych oraz ogólnoświatowych - gdy rządzącym wreszcie będzie się to opłacać. Nie będzie wtedy chciała pamiętać tego, co ją dziś boli. Boli, bo boleć musi.
Stanowiska Moskwy i Warszawy dzielą dziś lata świetlne. Im bardziej Rosjanie będą tego świadomi, tym łatwiej zaświta im myśl, że aby się kiedyś spotkać, muszą przebyć długą drogę. Dziś jest niestety czas licytacji i sądzę, że to dlatego prezydent powiedział to, co powiedział. III wojna światowa nie wybuchła, a Lech Kaczyński w żaden sposób nie zaszkodził przyszłemu pojednaniu. Ba, moim zdaniem - pomógł.
Czy zaś sprawdziłby się w dniach finalizowania rozmów - to już inna historia. Ale większość z nas zapewne nawet tych dni nie dożyje.
PS. Zwracam uwagę na cytat dnia po prawej pod adresem mailowym.
Inne tematy w dziale Polityka