Wiwat komisja i eksperci. Dziś opozycja, PSL i prawnicy krytykowali projekt PO - zniesienia immunitetu formalnego parlamentarzystów (ochrony przed odpowiedzialnością za czyny nie związane z wykonywaniem mandatu). Główny argument: grozi to zalewem skarg prywatnych, ale w trybie karnym, o zniesławienie, co sparaliżuje parlament.
Podzielam ten pogląd. Ale nikt nie zauważył, że jeden absurd broni innego absurdu - immunitetu formalnego. Wystarczy usunąć z kodeksu niemal nieznaną w świecie instytucję, która pozwala, by Iksiński wytaczał Ygrekowi sprawę karną. Wtedy można dyskutować o immunitecie.
Padł też argument, że brak ummunitetu to pokusa dla partii rządzącej, by eliminować z parlamentu przeciwników politycznych. Dziś wszakże ten, kto ma większość, może każdemu posłowi czy senatorowi immunitet uchylić. Różnica jest więc raczej skromna. Ale posłowie nie są od tego, by problemy rozwiązywać. Oni są od tego, by je komplikować. Za to im płacimy.
PS. Jakoś nie ma zainteresowanych twitterowaniem za 20 groszy?
Inne tematy w dziale Polityka