Wczoraj w południe większośćs24 żądała, by niemal powiesić Romana Polańskiego. Zareagowałem próbą tonowania emocji i sprowadzenia sprawy do właściwych proporcji. Ale drugi biegun, widoczny w polskich mediach mainstreamu, wśród części polityków, a także w świecie filmowców i polskich, i francuskich - jest znacznie bardziej niepokojący.
Donald Tusk od dwóch dni powtarza, że to nie czas i sprawa, by wytaczać patriotyczne hasła. Chyba powstrzymał MSZ i nie będzie wspólnej petycji Polski i Francji do władz USA. Dziwnie by to wyglądało w dniach, gdy Sejm na wniosek rządu podwyższa kary za pedofilię. Tę w kraju, nie tę w Hollywood.
Podtrzymuję tezę, że sprawa Polańskiego jest dziś mniej jednoznaczna niż 31 lat temu. Były to dla reżysera lata pokuty - publicznego pręgierza, lata zmiany - dziś jest on chyba innym człowiekiem.
Był układ sędziego z obroną – i został zerwany. Wg jednych – przez żądnego sławy sędziego, wg innych – przez filmowca. Ofiara publicznie Polańskiemu wybaczyła i zaprzeczyła części pierwotnych zeznań: mówi, że gwałtu nie było. Wiadomo wreszcie, że dostała sporą sumę w wyniku prywatnej ugody z Polańskim. A także, że dziewictwo straciła znacznie wcześniej.
To niejasności i okoliczności, które sąd może uznać za łagodzące. Ale przede wszystkim Polański powinien przed amerykańskim sądem stanąć – bo taka jest logika międzynarodowej współpracy wymiarów sprawiedliwości. Współpracy, w której Polska bierze udział i np. bez uczucia wstydu żąda od USA wydania Edwarda Mazura, choć budzi to tam duże kontrowersje.
Przywoływanie traumy młodego Polańskiego w getcie, sugestie antysemickiego podłoża zatrzymania, potępianie Szwajcarii, która zadziałała dopiero, gdy USA nie dały jej wyboru – to wszystko nie na temat i nie na miejscu. A gdy filmowcy rozgrzeszają Polańskiego, gdy Krzysztof Zanussi idzie niemal w ślady słynnego rechotu Andrzeja Leppera o niemożliwości „zgwałcenia prostytutki” - to nic innego, jak gwałt na rozsądku, etyce i moralności.
Inne tematy w dziale Kultura