Oficjalny hazard w PRL musiał stosować się do kanonów socjalizmu. Główna wygrana w totolotku była przez lata ograniczona do miliona złotych, by szczęśliwcom za bardzo się w głowach nie przewróciło. Nie pomnę już, czy limit zniósł Gierek, Kania, czy może Jaruzelski, ale totolotek pozostał zgodny z zasadami demokracji ludowej: kwoty przeznaczane na szóstki, piątki, czwórki, i trójki były zgrubsza równe.
W tej sferze także RP długo hołdowała socjalistycznemu myśleniu, a rosnąca konkurencja innych form hazardu sprawiała, że wpływy z totka spadały. Dopiero w XXI wieku coś się naprawdę ruszyło: w totku zrozumiano, że ludzi nie przyciąga ani szansa na piątkę, ani tym bardziej na zwrot kosztów dzięki trafieniu trójki. Kolejki do kiosków totka stają wtedy, gdy jest duża kumulacja, gdy wygrać można kwotę, której przeciętny obywatel często nie potrafi nazwać.
Kwota przeznaczana na szóstki zaczęła rosnąć, aczkolwiek jakże powoli. Chyba dwa lata temu totek dokonał zmiany wręcz rewolucyjnej: zrezygnował z zasady, że na wygrane przeznacza 50% wpływów. To była rewolucja, choć liczbowo skromna: wskaźnik został podniesiony do... 51%.
Analizując w poprzednim poście absurdalny moim zdaniem projekt nowelizacji ustawy hazardowej obiecałem, że napiszę, jak zwiększyć wpływy z totka. To oczywiście proste: znieść dopłaty na Euro 2012, zwiększyć pulę na wygrane do co najmniej 60% wpływów, a zdecydowaną większość nadwyżki przeznaczyć dla szóstkowiczów. Gdy do wygrania zawsze będzie co najmniej 5 mln zł, a kumulacje rzędu 40 mln będą się zdarzać raz w miesiącu - założę się, że obroty totka wzrosną dwukrotnie, głównie kosztem prywatnych biznesów hazardowych.
A zysk? Dziś wynosi 49% ze 100 zł to 49 zł, plus dopłata 25% czyli 25 zł, razem 74 zł z każdych 125 zł wpłaconych przez grających. Natomiast 40% z 250 zł - to 100 zł. Wzost zysków o ponad 1/3! Starczy na Euro2012 i jeszcze parę drobiazgów. Nawet na halę w Warszawie, bo budżet centralny od dawna jest coś takiego winien stolicy.
Inne tematy w dziale Polityka