Decyzja sądu mną nie poruszyła. Debata w s24 - owszem, głównie post Łukasza Warzechy. Zdziwiła mnie też Ufka tezą "ale ja się zgadzam, by mnie okradano". Z mojego punktu widzenia wygląda to w dużym uproszczeniu tak:
Pani doktor ewidentnie złamała prawo. Fundowała osobom nieuprawnionym dotowane leki za nasze pieniądze. Powinna ponieść karę. Czy nie poniosła żadnej? Ejże! Sąd jej nie uniewinnił, lecz umorzył sprawę z powodu "znikomej szkodliwości społecznej czynu". Ergo, stwierdził, że czyn bezprawny miał miejsce. To jest napiętnowanie. To jest kara.
Łukasz oburza się, że nikt nie sprawdził, komu pani doktor wypisywała fałszywe recepty. Tak - ale też nikt nie zakwestionował tezy, że chodziło głównie o bezdomnych. Pani doktor nie ma takiego prawa, nie jej rzeczą jest poprawianie systemu wbrew przepisom i nie daję nikomu tego prawa na przyszłość. Ale okoliczność łagodząca jest oczywista.
Teraz argument koronny: profilaktyka jest zawsze tańsza od leczenia. Bezdomnym nie należy się profilaktyka, ale należy - ratowanie ich zagrożonego życia. Podejrzewam, że za parę lub więcej takich wypadków nie zapłaciliśmy wszyscy - dzięki przestępstwu popełnionemu przez panią doktor. Znikoma szkodliwość jest więc oczywista. Dla kotów też.
Inne tematy w dziale Polityka