Wiem, powinienem napisać: kot afroamerykański. Ale on po prostu jest naszym kochanym czarnuchem. Ma 12,5 roku. I ma kłopot. Kłopot nazywa się kaszak. Tak twierdzi pani doktor.

Wylazło mu to latem. Rosło, rosło... Poszedłem do weterynarza, czego G. nie lubi wyjątkowo. Przez całą drogę (daleko nie mamy) lamentował na całą dzielnicę. U pani doktor niespodziewanie się uspokoił i mężnie zniósł dość długotrwały zabieg otwierania i czyszczenia guza.
Ale pani doktor rzekła, że to się odnowi i odnawiać będzie. Jedyny sposób - wyciąć, ale z zapasem, a tu oko blisko, ucho też. Jedno, co z tego zdołałem zrozumieć, to to, że się ten kaszak będzie odnawiać, odnawiać, aż...
Już się odnowił. Tak wygląda raptem miesiąc po zabiegu. Średnica - prawie 1 cm, wystaje na pół centymentra... Biedny, stary czarnuch.
Inne tematy w dziale Rozmaitości