Wczoraj, 23.50. Mysza ma wciąż mnóstwo zajęć i nie sposób jej zapędzić do łóżka. "Przecież wstanę", zapewnia. Zerkam za okno. Na Wązowowej mijają się dwa pługi śnieżne. Syzyfowa praca.
Dobrze, że Młody już śpi. Zresztą do szkoły ma na 8.55, a do szkoły - trzy przystanki autobusem. Choćby nie wiem jaki kataklizm, zdąży, jeśli wyjdzie o 8.30.
Dzisiaj, 7.00. Jakby jaśniej od śniegu. Mysza się guzdrze jak zwykle. "Tata, zapakuj mi kanapki... Ale nie tak! ... Jak ty to zawiązałeś? Rozwiąząło się..."
7.15. Za oknem pług, za nim kolejka samochodów. Mysza się guzdrze. Jeśli nie wyjdziemy za 5 minut, zapewne się spóźnimy.
7.25. Wychodzimy. Szanse małe. Niespodziewanie sprawnie udaje się nam wydostać na Wąwozową, ale przy Rosoła tuż przed maskę wjeżdża nam czerwony nissan micra, po czym pędzi naszą trasą - chwilami nawet 12 km/h. O wyprezedzaniu nie ma mowy - z przeciwka feeria świateł.
7.35. Ulicą Gąsek dojeżdżamy do Powsina. Przed nami czerwony nissan, za nami sznurek wściekłych kierowców. W drugą stronę korek. Śmiesznie to wygląda: szosa przez las, a korek jak w Kairze.
7.40. Nissan w końcu wjeżdża na Przekorną, przepuściwszy m.in. autobus 519 i dwa pługi śnieżne. W Powsinie udaje mi się go wyprzedzić. Zgodnie ze swymi zasadami nie podam płci kierowcy ani szczegółów ubioru. Nie zacytuję też tego, co mruknąłem pod nosem.
7.45. Powsińską i Bielawską wjeżdżamy do Konstancina omijając korek na Warszawskiej. Pod szkołą na rogu Mirkowskiej jakaś astra zaparła się, że wjedzie na krawężnik. Przyczepności brak, więc sunie ukosem, a my za nią. Córa klnie, bo na dzień dobry ma w szkole dwugodzinną klasówkę z polaka.
7.53. Rondo w Konstancinie - wjeżdżamy na nie z jedynego kierunku, gdzie nie ma dużego korka. Ale ja wkrótce będę musiał jakoś wrócić. Piaseczyńską bratcwo pędzi 25 km/h, choć nawierzchnia prawie czarna. W Esce, której córa słucha namiętnie, jakaś parka prezenterów oburza się na służby miejskie i wyśmiewa urzędnika, który mówi, iż przy takiej pogodzie ulice musiałyby być podgrzewane. Dziennikarzom do łbów nie przyjdzie, że urzędnik ma rację - sypie bez przerwy od wczorajszego popołudnia i zapewnienie czarnych nawierzchni wymagałoby umowy na jakieś tysiąc pługów w codziennej gotowości. Z budżetu gmin, czyli z naszych podatków. Inna sprawa, że w Warszawie mijaliśmy już dzis chyba 8 pługów, w Konstancinie dotąd tylko dwa.
8.04. Szkoła Myszy w Chylicach. Koniec dobrej jazdy - teraz muszę wrócić do Warszawy. Wjeżdżam na Piaseczyńską i staję. Zanim dopadną mnie dwaj panowie, którzy ćwiczą poranny w-f i którym zdaje się, że są dowcipni - przełączam z eski na RMF. Szmaja mówi Kundziowi, że będzie kandydatem lewicy, ale nie może tego powiedzieć. W każdym razie taki jest sens, o ile jest w tym jakiś sens.
8.12. Metr po metrze rondo w Konstancinie coraz bliżej, ale mam już dość. Staję pod spożywczym, sprawiam sobie śniadanie, zaciągam się i słucham Borsuka, który w Zetce mówi Olejnej, iż prokurator oparł zarzuty dla Piesiewicza wyłącznie na zeznaniach szantażystów. Dziwne to wszystko. Borsuk zdaje się też sądzić, że Superak wziął udział w szantażu. Zaraz, nie bronię szmatławca, ale publikacja zdjęć to nie szantaż, lecz koniec szantażu...
8.20. Koniec przerwy, kucamy. W korku sunącym 5-8 km/h mijam rondo, zerkam na stojący korek na Warszawskiej i zagłębiam się w Bielawską. Przede mną 2 kilometry korka jadącego z prędkością 2-5 km/h, ale to lepsze niż Warszawska, gdzie piesi są bez porównania szybsi od samochodów.
8.45. Już znów Powsińska. Tu się jedzie! Nawet na trójce, ale max 1200 obrotów, 25 km/h. Z lewej szkoła amerykańska i luksusowe osiedle.
8.55. Przeciąłem dwupasmówkę do Warszawy i znalazłem się znów w lesie, na ul. Gąsek. W drugą stronę korek. My jakoś jedziemy o dziwo.
8.56. Nie, już stoimy, za to z naprzeciwka pusto... Po dwóch minutach - wszystko jasne: skoda felicia sunie 8 km/h. Za nią sznurek kipiącej złości.
9.05. Jestem w domu. 100 minut, 30 km, średnia 18 km/h. Nie jest tak źle - mój "rekord" na tej trasie to 220 minut. Młodego już nie ma, zatem albo nie zaspał, albo zaspał tylko trochę...
Inne tematy w dziale Rozmaitości