Modny teraz w necie wątek to wyniki wyborów w więzieniach: ogromna większość za PO. Niektórzy propisowcy snują daleko idące hipotezy, zaś propeowcy wstydzą się lub dowodzą, że to tylko stąd, iż PiS chce pozbawić więźniów wszelkich praw.
Więźniowie mają prawo walczyć o swoje - także w wyborach, gdy nie są pozbawieni praw publicznych. Głosują zapewne na tych, którzy nie chcą im dodatkowo dowalać, słusznie czy niesłusznie. Ale gdy spór znów wybuchł pod jednym z moich postów, na całkiem inny zresztą temat, r306 - który słusznie uważa spór za głupi - napisał:
Odkad pamietam, dobre wyniki w wiezieniach miala UW a pozniej PO.
Pytanie - dlaczego nie SLD?
Dla mnie to jasne, ale trzeba sięgnąć daleko w przeszłość. Do epoki Gierka. Kto z Was wie, że jeszcze w latach 1970. w polskich więzieniach nagminnie stosowano tortury jako karę regulaminową za nawet drobne przewinienia?
Najpodlejszą było twarde łoże z pasami. zwane też czasem krócej pasy. Nie wiem, czy coś o tym jest w necie. Gdzieś przeczytałem, że było to spanie na twardej desce. Ha! To była wersja superlight! Pasy oznaczały, że kładłeś się na wznak na desce z parą mocnych, skórzanych pasów. Strażnicy czekali na Twój wydech, by mocno zacisnąć pasy na Twej klatce piersiowej. I zostawiali. Zwykle na 2-3 godziny. Zdarzała się jednak, rzadko, kara 24 godzin pasów. Była równa karze śmierci.
Pasy i inne tortury fizyczne zniknęły z więzień za pierwszej "Solidarności" po jej długich staraniach. Ale nielegalna opozycja w PRL już wcześniej walczyła o prawa więźniów. Dlatego cieszyła się dość sporym szacunkiem i sympatią kryminalnych, choć niekoniecznie sympatię tę w pełni odwzajemniała. Ale nigdy nie gardziła.
17 grudnia 1981, po czterech dobach na dołku na Mostowie czyli w areszcie Komendy Stołecznej Milicji Obywatelskiej, trafiłem do więzienia w Białołęce. Internowanych było juz tam ok. 250. Praw nie mieliśmy zrazu żadnych, ani do jakiejkolwiek własności pod celą, ani widzeń, ani nawet wypiski. Papierosów nie miał już nikt.
Umieszczono nas wszakże w parterowych barakach - lżejszej części więzienia. Tu były zwykłe okna, tyle, że zakratowane, wychodzące na spacerniak. Kryminalni zostali oczywiście zagęszczeni i jak się dowiedzieliśmy od strażników - pozbawieni części praw, bo betoniarka (radiowęzeł) wyjaśniała, że to przez tych z Solidarności.
Bodaj 19 grudnia usłyszałem jakby przelotne pukanie w szybę. Skoczyliśmy do okna, ale nikogo nie było widać. Na parapecie leżała paczka papierosów. Zeki (od liter ZK, Zakład Karny, na plecach więziennego drelichu), czyli Złodzieje, jak sami o sobie mawiali - pamiętali o nas! Ktoś musiał na moment oderwać się od spacerującej pod nadzorem grupy, by podrzucić nam fajki. Ryzykował sporo i pozbywał się czegoś, co w więzieniu zawsze było walutą, było bezcenne. Choć sądzę, że była to zrzutka.
A ponieważ więzienia to świat bardzo konserwatywny, gdzie mimo wymiany pokoleń trwają mity i legendy, mit Solidarności przetrwał stan wojenny i nie zniknął po 1989, choć oczywiście zaczął parować. Ale, zdaje się, nie zniknął do dziś.
Jeszcze w 1991 czy 1993 było niemal dla wszystkich jasne, dlaczego skazani nie głosują na SdRP czy SLD: w ich oczach Kwaśniewski uosabiał PRL, naczelnika więzienia i jego narzędzie - bezkarnego klawisza. I dlatego głosowali najczęściej na UD, a potem UW - bo tam widzieli najwięcej twarzy z dawnej "Solidarności".
Czy może to dotyczyć dzisiejszej Platformy? W jakimś, pewnie niewielkim stopniu chyba tak. Czy chcę coś powiedzieć tym postem? Nie, po prostu napisałem o czymś, o czym dziś niemal nikt nie pamięta, a co może być przyczynkiem do zrozumienia zjawisk. Ufam, że r306 po prostru chciałby to wiedzieć.
Inne tematy w dziale Polityka