Można się po prostu cieszyć i nie mam za złe tym, którzy wybiorą czystą radość. Do ośmiu medali zimowych olimpiad w latach 1924-2006, Polska w Vancouver dołożyła sześć, w tym jeden z dwóch złotych. Dotychczasowym rekordem były... dwa medale (1960, 2002, 2006), ale bez złotego. Gdy zaś Wojtek Fortuna fartownie (przyznajmy) wygrał na dużej skoczni w 1972 w Sapporo, był to owej olimpiady jedyny polski medal.
Jest wspaniale? Niekoniecznie. Brąz panczenistek w drużynie cieszy wielce, ale to był fuks: w biegach indywidualnych Polki plasowały się w trzeciej dziesiątce stawki. Poza tym "punktowały" dwie gwiazdy, z których jedna (Adam Małysz) kończy karierę. Trudno budować potęgę w sportach zimowych na jednej Justynie Kowalczyk.
Następców nie widać. Kamil Stoch, Klimek Murańka - nie wydają się robić postępów. Wiem, ten drugi to dzieciak, ale Gregor Schlierenzauer w jego wieku startował już regularnie w PŚ, z niezłymi wynikami. Kornelia Marek, 11. tej nocy na 30 km klasykiem - młodziczką już nie jest, a w PŚ punktowała dotąd... raz, w 2008, zajmując w Libercu 25. miejsce. O panczenach lepiej nie mówmy w kraju, w którym nie ma ani jednego toru...
PZN kompletnie odpuścił narciarstwo alpejskie - nie mamy nawet kadry narodowej. Gdzie jest polskie łyżwiarstwo figurowe? To temat dla komisji śledczej. Nie ma torów saneczkarskich ani atmosfery dla narciarstwa freestyle. Jak powiedziałby pan Kononowicz, nie ma nic. Pół tuzina medali trafiło się nam jak ślepej kurze ziarno, ale lepiej pamiętać, gdzie jest nasze miejsce w szeregu, by się niepotrzebnie nie rozczarować za 4 lata w Soczi.
Inne tematy w dziale Rozmaitości