Kochany Radku, kochany Bronku
Niewątpliwie nazbyt ostro nie jest. Wbrew tytułowi nie jest jednak zupełnie cukierkowo. Konkurenci w platformianych prawyborach prześcigają się we wzajemnych uprzejmościach, lecz nie stronią od zarzutów – lekko zawoalowanych, ale czasem poważnych. Nie dotyczą one jednak kwestii, które mogłyby głębiej podzielić Platformę wewnętrznie lub byłyby szczególnie istotne dla polskiej sceny politycznej. Machina działa zgodnie z planem: zainteresowanie mediów skupia się na kandydatach PO i tak zapewne będzie jeszcze przez cały marzec.
Tytyłowe uprzejmości padły, gdy Bronisław Komorowski zaapelował do Radka Sikorskiego, by obaj wzajemnie zagłosowali na konkurenta w prawyborach. Sikorski odparł, że jest zachwycony, bo sam to wcześniej proponował. Na całym świecie nikogo nie dziwi, że polityk głosuje sam na siebie: gdyby tego nie zrobił, poddałby w wątpliwość własne przekonanie o tym, że nadaje się na stanowisko, na które kandyduje. U nas jednak zwycięża konwenans mający dowodzić „politycznej elegancji” (określenie Komorowskiego) i tego, że rywale się szanują – tak jakby sama rywalizacja w prawyborach miała oznaczać, iż takiego szacunku brakuje.
„Komorowski jak Kaczyński”
Gdyby padające z ust rywali słowa brać w pełni poważnie, trzeba by uznać, że Sikorski wczoraj ostro zaatakował Komorowskiego. Krytykując sposó” sprawowania urzędu przez obecnego prezydenta oświadczył, że jego, Sikorskiego wizja urzędu różni się od wizji Lecha Kaczyńskiego bardziej niż ta, którą prezentuje Komorowski. Tkwi w tym sugestia, że Komorowski jako prezydent nie różniłby się znacząco od Kaczyńskiego, choć wszak obaj prakandydaci PO podkreślają, że ich główny cel to położenie kresu władzy obecnego prezydenta i „blokowaniu reform”. Jeśli marszałek weźmie te słowa poważnie, może z tego wyniknąć poważniejszy spór. Na razie jednak reakcji nie ma.
Komorowski już wcześniej podjął podobną próbę: przypomniał Sikorskiemu, że ten głosował za rozwiązaniem WSI, co zdaniem marszałka było błędem i spowodowało kryzys w służbach specjalnych. Był to ciekawy pomysł Komorowskiego na odwrócenie ról. Gdy bowiem w 2006 Sejm na wniosek prezydenta Kaczyńskiego rozwiązywał WSI i powoływał służby Wywiadu i Kontrwywiadu Wojskowego, „za” głosowało oczywiście PiS, a w nim ówczesny minister rządu tej partii – Sikorski, ale wraz z PiSem - cała Platforma. Z jednym wyjątkiem: Komorowski samotnie naciskał przycisk „przeciw”. Teraz próbował upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: uczynić z tego swoją przewagę nad Sikorskim i sprawić, że sama Platforma w jakiś sposób przyzna, że to Komorowski miał wtedy rację. Nie udało się, bo ani rywal, ani liderzy PO praktycznie nie podjęli tematu.
Telewizyjna czy partyjna
Na poły poważny jest spór o publiczną debatę Komorowski-Sikorski. Ten drugi żąda starcia w telewizyjnym studiu, bo jest pewien swojej przewagi medialnej nad konkurentem. Marszałek odpowiada, że wewnętrzną sprawę PO rozstrzygać trzeba na forum partii, jej siłami, na jej terenie i na jej warunkach. Wczoraj Sikorski rozbawił komentatorów propozycją, by moderatorem debaty był... znany z komisji śledczej Sebastian Karpiniuk – choć wg Sikorskiego to nie miał być dowcip.
Obu kandydatom wyraźnie odpowiada szum wokół kulis prawyborów. Ostatnim „newsem” jest rzekoma esemesowa akcja zwolenników Sikorskiego „zabierz babci login” - przysłowiowa babcia, zwolenniczka Komorowskiego, nie mogłaby wtedy zagłosować przez Internet. Takie smaczki będą się pojawiać niemal codziennie.
Marszałek się dwoi i troi
Marszałek Sejmu zawsze uczestniczy w licznych symbolicznych wydarzeniach, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że w ostatnich tygodniach, a zwłaszcza w weekendy, aktywność Komorowskiego jest wyjątkowo wysoka. Ostatnie jej przejawy: w sobotę na brzegu Wisły w Warszawie witał Marka Kamińskiego, płynącego od ujścia do Gdańska, a Biuro Prasowe Sejmu wyjaśniało, że marszałek objął patronat nad spływem i jest honorowym prezesem Ligi Morskiej i Rzecznej. Tego samego dnia Komorowski ogłosił zamiar przedłożenia Sejmowi uchwały w sprawie praw człowieka na Kubie, a to w związku z głodówką prowadzoną przez kubańskich dysydentów. W niedzielę osobiście wręczał nagrodę zwycięzcy Halowych Międzynarodowych Zawodów w Skokach Przez Przeszkody o Puchar Marszałka RP (choć zazwyczaj czyni to w jego imieniu przedstawiciel Kancelarii Sejmu). Miał też spotkać się z licealistami - uczestnikami Olimpiady Wiedzy o Polsce i Świecie Współczesnym, ale z nieznanych przyczyn odwołał ten punkt niedzielnego programu. Dziś Komorowski bawi z oficjalną wizytą w województwie Świętokrzyskim., gdzie zaszczyci m.in. obchody 485-lecia praw miejskich Staszowa, a w Kielcach spotka się ze studentami i harcerzami.
W tej mierze możliwości Sikorskiego – szefa MSZ są mniejsze, choć wczoraj starał się wykorzystać spotkanie z dyrekcją portów Szczecin-Świnoujście, by przedstawić jako sukces polskiej dyplomacji decyzję niemieckiego sądu o przesunięciu na północ rosyjskiego gazociągu, by nie zamykać drogi do Polski statkom o większym zanurzeniu.
Prawie robi różnicę
Platformianym prawyborom daleko do amerykańskich. Nie tylko dlatego, że są pierwsze. W USA prawo głosu w prawyborach ma po ok. 50 mln zarejestrowanych członków obu głównych partii. Polska ma tylko pięciokrotnie mniej ludności, ale w Platformie zagłosuje... kilkanaście tysięcy. Masowość partii politycznych nie jest w modzie – nikt nie chce być podobny do PZPR, która miała podobno 3 mln członków.
To niekoniecznie złe zjawisko, ale sprawia, że prawybory w PO są tylko prawie jak te w USA, a prawie robi różnicę. To, co obserwujemy w mediach, to nie jest kampania w prawyborach, lecz w miarę zgodna kampania obu rywali na rzecz przekonania ogółu wyborców, iż ktokolwiek wygra, powinien zostać prezydentem.
Co ciekawe, żaden z rywali nie stosuje mailingu czyli rozsyłania listów agitacyjnych drogą elektroniczną, co jest ostatnio bardzo modne. Przestaje dziwić, gdy się zważy, że na szczeblu centralnym nie ma bazy adresów internetowych członków PO, a wysyłanie maili na chybił-trafił nie miałoby sensu, bo prawdopodobieństwo trafienia na uprawnionego do głosowania w prawyborach byłoby podobne do szansy trafienia w Lotto.
Pocztą pantoflową
Do członków partii dociera się inaczej. W Gdańsku, mieście półmilionowym, Platforma ma raptem 500 członków. - Kontakty towarzyskie, przekonywanie na bezpośrednich spotkaniach ma duże znaczenie – mówi gdański poseł PO Arkadiusz Rybicki.
W tej sferze przewaga Komorowskiego jest ogromna. Obecny w partii od początku jej istnienia ma dużo większą od rywala „bazę kontaktów”. Jest faworytem „establishmentu” PO, ludzi aktywnych w strukturach partii, jest więc wszędzie zapraszany i ma raczej problem z przebieraniem w zaproszeniach partyjnych. Sikorski dopiero w ostatnich dniach zaczął być zapraszany częściej – w ten weekend spotkał się z koszalińską Platformą. Jest w PO od trzech latach, wciąż uchodzi więc za nowego i niekoniecznie całkowicie „swojego”.
Jego atut to wiek i doświadczenie w stosunkach międzynarodowych, czego brak Komorowskiemu. W partii mówi się, że w najlepszym razie Sikorski wygra głosowanie internetowe, ale głosy oddane metodą tradycyjną, „do puszki”, przesądzą o wygranej Komorowskiego.
Bezradna opozycja
W PO wierzą, że prawybory się sprawdzą i wejdą do kanonu obyczajów w Polsce. Na razie partia ma z nich właściwie same korzyści, zwłaszcza medialne. Krytyka opozycji jest częściowo zbieżna z opiniami obserwatorów: te prawybory są przynajmniej w pewnej mierze fikcją, bo organizuje się je wtedy, gdy jest kłopot z wyłonieniem kandydata, a PO takiego problemu nie miała: ogłoszenie Donalda Tuska, że kandydatem jest Komorowski, zostałoby przyjęte bez szemrania.
I opozycja, i obserwatorzy są jednak zgodni także w tym, że prawybory okazały się znakomitym zabiegiem medialnym. - Od momentu ogłoszenia przez premiera, że nie kandyduje. nie potraficie sobie z tą sytuacją poradzić – wytknął wczoraj PiSowi Paweł Graś. I miał rację, choć do wyborów jeszcze dość czasu, by PiS się odnalazło w nowej sytuacji.