Wczorajsza notka o onecie to efekt chęci wyżycia się na kimś. Miałem powód: "Dziennik Polski" poprosił o analizę... ataku Janusza Palikota na Grzegorza Schetynę i sugestii tego pierwszego, że chce w Platformie awansować. To tak poważnie? Niedawno Palikot zapowiadał, że chce kandydować na prezydenta...
We władzach krajowych PO go nie ma. Jesienią został jednym z ośmiu wiceszefów klubu sejmowego, ale to lizak, nagroda pocieszenia, zero władzy i odpowiedzialności, minimalny prestiż. Palikot jest "nowy", w PO dopiero od 2005. W swej pierwszej kadencji dał się poznać jako clown, w drugiej dodał do tego komisję "Przyjazne Państwo", która zdziałała zadziwiająco niewiele.
Za Palikotem wlecze się sporo: niejasności w finansowaniu kampanii, podejrzenia o unikanie podatków, zarzuty byłej żony, wreszcie sugestie, iż jego istnienie w PO to zasługa jego pieniędzy. Platforma więcej niż toleruje Palikota - posła: sondaże nie wskazują, by szkodził, a gdy się zagalopuje, można go wezwać na dywanik i obrócić wpadkę w sukces. Ale jego wejście do krajowych władz partii wszystko by zmieniło.
Niedzielne słowa, że Schetyna odpowiada za słabą frekwencję w prawyborach, to też słaba sensacja. Od roku Palikot co tydzień wbija Schetynie jakąś szpilę. Czasem na blogu, czasem w mediach, co i tak na jedno wychodzi. Chłodna analiza wskazuje, że do grona liderów awansować nie powinien.
Tak napisałem, choć sporo szerzej, kończąc zastrzeżeniem, że jeśli "palikotyzacja" życia publicznego zaszła dalej, niż mi się zdaje, to cała analiza okaże się niewiele warta. Chyba przekonałem redakcję, bo... tekst się najpewniej nie ukazał, w każdym razie na stronie internetowej "Dz.P." go nie widzę :)
Inne tematy w dziale Polityka