Tekstu Wojtka Maziarskiego bronić się nie da, więc bronić go nie będę. Dorzucę nawet swoje trzy grosze do lawiny potępienia, jak przetoczyła się przez s24. Wojtek raczył skrytykować ukraińską wyprawę ks. Isakowicza-Zaleskiego, do czego ma prawo, ale użył w tym celu języka po prostu szokującego.
"Ziomkostwa kresowe" - "zaognić stosunki" - "podsycić antagonizmy" - "podważyć politykę" - "podsycić nastroje" - "działalność szkodliwa dla racji stanu"... Wojtku, dokładnie tym językiem "Żołnierz Wolności" walczył z nami 30 lat temu. Pisząc tym językiemj imputujesz ks. Zaleskiemu nieczyste intencje, co byłoby nawet zabawne, gdyby nie było smutne.
To rzekłszy pozwolę sobie zwrócić uwagę na wątek całkowicie pominięty przez komentatorów. Jeśli ukraiński związek weteranów II wojny światowej jest istotnie promoskiewski - a trudno wątpić, że jest inaczej - to spotkanie ks. Zaleskiego z tym środowiskiem było ewidentnym błędem. Wyjaśniać sobie wzajemnie bolesne zdarzenia z historii trzeba z tymi, którzy budują niepodległość Ukrainy, a nie z tymi, którzy chcą powrotu do układu sił z lat Związku Sowieckiego.
Nie jest sztuką mówienie prawdy. Sztuką jest mówienie całej prawdy. W dziejach polsko-ukraińskich składa się ona z wielu aktów okrucieństwa i barbarzyństwa po obu stronach. Czy popierając Polskę w zwalczaniu mitu Stefana Bandery, ów związek weteranów pomoże też wyjaśnić zbrodnię katyńską?
Dwa bieguny i pustka między nimi. Ks. Isakowicz-Zaleski zasługuje na szacunek już choćby z racji ogromnej pracy wykonanej w archiwach. Jak każdy, ma prawo do błędu i jak każdy, podlega krytyce. Sugerowanie, że robi to na zlecenie KGB, jest absurdem - podobnie wszakże jak wnioski, by powiesić autora takiej sugestii.
Inne tematy w dziale Polityka