Prawie mógłym się zgodzić z Piotrkiem Śmiłowiczem. Dokładnie dwa miesiące temu napisałem, że sam przyjazd Putina do Katynia to krok na drodze do odkłamania Katynia w stosunkach polsko-rosyjskich. Nie zmieniłem zdania i dziś go nie zmieniam, choć konstatuję, że nie zdarzyło się nic ponad sam goły fakt. Nadal sądzę, że to wstęp do czegoś więcej, choć poczekać przyjdzie pewnie dłużej niż mógłym sądzić. Może do 2050.
To też zgrubsza główne tezy tekstu Piotrka. Zgodzić się mogę prawie, gdyż nie śmiałbym użyć słowa przełom - czy to z przymiotnikiem, czy bez. To dopiero wstęp do ewentualnego przełomu kiedyś. Tym bardziej nie śmiałbym nazwać dzisiejszych obchodów w Katyniu przełomem istotnym, gdyż zupełnie nie wiem, na czym polegać może przełom nieistotny.
Od biedy mogę się zgodzić, że Putin nie relatywizował mordu katyńskiego - ale umknęło Piotrkowi, że premier Rosji relatywizował lub wręcz zagrzebał w absurdzie odpowiedzialność za ten mord. Ale to wszystko nic, bowiem tytuł notki Piortka:
Mord katyński wreszcie właściwie uczczony
zafrapował mnie niepomiernie. Oraz zafrasował i skonsternował. Zbulwersował nawet. I o tym jest ta moja notka. O niczym, znaczy się.
Inne tematy w dziale Polityka