Kolejowa klapa rozruszała opozycję. W mediach bryluje SLD ("jak rząd mógł dopuścić..."), w s24 czołowy kolejowy specjalista PiSu - w tym samym tonie. Wszystkim pamięć zaczyna się w 2008. To, że AWS cokolwiek spieprzyła tę reformę, że pogrążyły ją "korekty" SLD, zaś PiS wolało się nie dotykać - o tym już nikt nie wie. To, że firmy kolejowe wciąż za dużo wydają, też nikogo nie interesuje.
Ale jest gorzej: wszyscy zgodnie ignorują fakt, że kolejowe spółki to... spółki. Akcyjne (tylko PR to zoo). Wobec PKP IC czy PLK rząd pełńi rolę właściciela, czyli może zwołać walne, zmienić radę nadzorczą i ufać, że ta zmieni zarząd na lepszy. Rząd już od dawna niczego spółkom nakazać nie może, prócz przeprowadzania przez Sejm ustaw zmieniających warunki gry. I całe szczęście, bo jak było w PRL, pamiętamy: dzisiejsze tłoki spowodowane odwołaniem kilkudziesięciu pociągów były codziennością, brakowało wszystkiego, za to załoga PKP była ponad trzykrotnie liczniejsza niż dzisiaj.
Salonowy spec z rządu PiSu dowodzi, że nabruździła PO rozdrabniająć własność spółki PR pomiędzy 16 województw. Ignoruje drobiazg - że długi wobec PLK mają i PR, i PKP IC, choć tej drugiej nikt samorządom nie rozdał. Kończy zaś sugestią, że rząd PO świadomie dopuścił do kryzysu, by pokazać, że kunkurencja na torach to błąd.
To i niezasłużona obelga, i komplement zarazem. Platforma nie ma po prostu pojęcia, co dalej robić z kolejami. SLD i PiS, jako zwolennicy gospodarki centralnej i planowej, wiedzą. Tylko chwilowo nie mogą.
Inne tematy w dziale Polityka