Od pomysłu do przemysłu - tydzień. W czwartek będzie nowa Rada Bezpieczeństwa Narodowego. No i co? No i właściwie nic. Prawie nic.
Rada, jak liczne inne ciała doradcze przy różnych organach państwa, może równie dobrze istnieć lub nie, spotykać się raz w tygodniu lub raz w roku. Jak każde takie ciało, żadnego problemu nie rozwiąże, katastrofy smoleńskiej nie wyjaśni, powodzi nie zapobiegnie - ale także niczego nie popsuje, nikomu nie zaszkodzi, i nawet kosztować będzie niewiele. Gdyby p.o. prezydenta ogłosił, że śniadanie będzie jadał na koszt kancelarii prezydenta, obiady w swym gabinecie w Sejmie, a kolacje w domu na koszt własny, polityczna waga tej decyzji byłaby podobna jak tej w sprawie RBN.
Bronisław Komorowski zapewnia, że to nie kampania, lecz krok ku "czwórporozumieniu", z myślą o tym, jak polska scena ma wyglądać po wyborach. Trudno jednak oprzeć się myśli, że RBN posłużyła mu jako pretekst, by pokazać, że chciałby być prezydentem „ponad podziałami”. Trudno inaczej wyjaśnić, dlaczego pełniąc jedynie obowiązki głowy państwa akurat to ciało i ten problem uznał za szczególnie istotny - 5 tygodni przed wyborami, trzy miesiące przed zaprzysiężeniem następcy.
Nowy prezydent może mieć zupełnie inny pogląd na sens i sposób istnienia Rady. Nawet, jeśli będzie się nazywał Bronisław Komorowski.
Inne tematy w dziale Polityka