Ks. Henryk Jankowski nie jest raczej postacią z mojej bajki, choć jego msze w latach 80. były dla Gdańska tym, czym dla Warszawy msze ks. Jerzego Popiełuszki. Nie umiem nawet zapewnić, że nie wierzę w kontakty ks. Jankowskiego z SB. Ale dziś mi go żal, bo media, jak przy każdym "newsie lustracyjnym", odprawiają hucpę.
Frazą dnia jest kontakt operacyjny. Dziennikarze odmieniają te słowa we wszystkich przypadkach nie zastanawiając się nawet, co to właściwie znaczy. Kłopot zaś w tym, że nie wiadomo nawet, co dla SB znaczyło słowo "kontakt". By tego dowieść, posłużę się moimi własnymi aktami.
Otóż wiosną 1981 zostałem zarejestrowany jako kontakt figuranta J. Kuronia. Fakt, nie jako kontakt operacyjny, ale w trudno zgadnąć, czy SB czyniła jakieś rozróżnienie, czy słowo "operacyjny" dodane do rzeczownika zmieniało znaczenie tego rzeczownika. Każdy, kto zaglądał w akta SB, wie, że słowo "operacyjny" pojawia się tam w co drugim zdaniu każdej notatki służbowej. Moja teczka nie jest wyjątkiem.
Co oznaczała owa rejestracja? W tej samej notatce inspektor Departamentu III MSW pisze, iż jej następstwem było przystąpienie do wstępnego rozpoznania mojej osoby pod kątem ewentualnego wykorzystania operacyjnego. Pierwszą próbę bezpośredniego kontaktu ze mną SB podjęła wszakże pół roku później. Po dalszych paru miesiącach uznała, że rokowania są marne i sprawę odesłała do archiwum.
Nie wiem i nie wnikam teraz w to, co jakoby ks. Jankowski miał mówić bezpiece. Ani nawet w to, czy z nią rozmawiał. Chciałbym tylko, by mając pełne usta "operacyjnego kontaktu" media raczyły wyjaśnić, czy winny zbrodni bycia takim K.O. to ktoś gorszy od gwałciciela, czy może to chuligan lub cudzołożnik.
Moje koty mają problem z głowy. Nie kryją, że jeden jest kontaktem operacyjnym drugiego, i vice versa. Bo tak chyba mogę rozumieć fakt, iż gdy jeden pójdzie w szkodę, drugi nie daje na siebie czekać.
DZIŚ RÓWNIEŻ O WIOŚNIE ORAZ NIEDOSZŁYM (?) DYLEMACIE SONIKA.
Inne tematy w dziale Polityka