Z perspektywy Blog Forum w Gdańsku -s24 wygląda dziwnie. Na Forum jest wielu ludzi, którzy po prostu blogują, by blogować. Gdy pewien były związkowiec po każdej prelekcji i panelu stawiał tezę, że blogosfera to "moralny obowiązek obnażenia kłamstwa" - usłyszał w końcu, że blogi nie powstały w stanie wojennym i nie są reakcją na "zakłamanie mediów". Ludzie po prostu piszą o swoich sprawach. Dla jednych to wielka polityka, dla innych - dzisiejszy obiad.
Salon ma nową wyrocznię: kobietę ciężko w stanie wojennym doświadczoną, która teraz spisuje wspomnienia. Własne, więc subiektywne, o co nie sposób mieć pretensji. Zawierają poważne oskarżenia. To też rozumiem - zwłaszcza gdy czynią to ci, którym PRL zafundowała cierpienia wyjątkowe. Trudno z tym polemizować, bo wszak to sfera wspomnień, odczuć, sfera intymna.
Ale gdy własne wspomnienia uogólnia się i podnosi do rangi prawdy historycznej - tak jakby żadna inna istnieć nie mogła - gdy te uogólnienia stają się oskarżeniem całych ludzkich życiorysów, całych grup politycznych - oznacza to przekroczenie linii, która dotąd chroni autora wspomnień przed polemikami. Ba, oznacza to, że polemika staje się czymś naturalnym, a nawet niezbędnym.
Pod ostatnim postem anonimowej działaczki "Solidarności" z Wrocławia komentatorzy uogólniają znacznie bardziej niż autorka, która zrazu zarzuca władzom regionu brak pomoc dla Piotra Bednarza. Potem się radyjalizuje. W komentarzu dwie godziny później, zapytana o jego relacje z Władysławem Frasyniukiem, pisze: "Powiem tak - na pewno się bardzo lubili ale obydwoje reprezentowali inne opcje polityczne. I pozostańmy na tym."
Po kolejnych dwóch godzinach stawia zaś tezę niebywale ryzykowną: Bednarz, z dolnośląskiej RKW, oraz Kornel Morawiecki z poniekąd konkurencyjnej "S Walczącej" byli i są "solą tej ziemi". Inni - zatem Frasyniuk, Józef Pinior, Barbara Labuda z tej samej RKW, to "pseudolewacka opozycja" próbująca "wyeliminować" (!) dwóch pierwszych, by "oczyścić pole do Okrągłego Stołu".
"My w podziemiu wiedzieliśmy o tych przygotowaniach znacznie, znacznie wcześniej niż do nich doszło", pisze autorka, choć parę dni temu informowała, że "emigrowała z Polski kilka lat przed" 1989 r. Przyznaje sobie prawo ogłaszania, kto w podziemiu był, kto zaś nie. Udziału w podziemiu odmawia tym, których nie lubi i nie szanuje. Jedyne zdarzenie, o jakim wspomina jako mogącym uzasadnić ów podział, to słowa, jakie wg niej paść miały pod adresem Bednarza, po jego wyjściu z więzienia, z ust Barbary Labudy, prawej ręki Frasyniuka: "Tchórzom się nie pomaga".
Być może tak powiedziała. Byłoby to przejawem chwili okrucieństwa, ale nie stanowiłoby dowodu żadnej z tez politycznych tekstu i komentarzy. Wolę jednak poczekać - może Labuda się do zarzutu odniesie. Lata 80. nie są przeszłościa tak odległą, byśmy nie mogli odtworzyć dziejów choćby dolnośląskiej podziemnej "S". Całe lato1982 r. spędziłem we Wrocławiu, w redakcji "Z dnia na dzień". Kontaktowałem się z Frasyniukiem, Labudą i wielu innymi ludźmi, którzy dźwigali wtedy ciężar organizacji podziemia. Spór Frasyniuka z Bednarzem, w tym rozmiarze i kategoriach, w jakich rysuje to autorka, to w świetle mojej wiedzy pomysł pochodzący nie z tej ziemi.
Komentarze