krzysztofmroczko krzysztofmroczko
571
BLOG

Promieniowanie polskości

krzysztofmroczko krzysztofmroczko Patriotyzm Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Gdzie to jest, gdzie jest miejsce, z którego wszyscy wyszliśmy i przez które zachowujemy się w taki a nie inny sposób? Czy istnieje praźródło? Zapewne nie, jednak są miejsca, w których można zobaczyć to wszystko czym jesteśmy po tym jak i gdzie żyjemy. To naprawdę tak działa, możecie mi wierzyć. I znajduje się bliżej niż moglibyście przypuszczać.

Pociąg do Środy Śląskiej w niedzielne słoneczne południe. Piękny dworzec we Wrocławiu jest pełen ludzi. W pociągu czuję się europejsko, siedzą młodzi Niemcy, ktoś rozmawia po ukraińsku czy też rosyjsku, wszyscy patrzą w smartfony, jedzą rzeczy z KFC. Właściwie mogłoby być tak wszędzie, w Barcelonie czy innej Kopenhadze.

Mogłoby, ale nie jest, o tym, że to nadal stara, dobra Ojczyzna przypomina rosnące opóźnienie pociągu. Nigdy nie dowiem się pewnie, skąd bierze się opóźnienie na stacji początkowej, nigdy też nie dowiem się z jakich przyczyn nikt nie informuje pasażerów. W końcu po nieco ponad kwadransie skład Kolei Dolnośląskich rusza.

Wystarczyło nieco ponad pół godziny by dotrzeć do miejsca pełnego energii naszego narodu. Do miejsca, w którym wszystko co nasze, swojskie, codzienne, esencjalne — jest i trzyma się mocno. Wystarczy pół godziny, by opuścić pseudocity, nazywane pieszczotliwie Mordorem, wystarczy pół godziny by z miasta spotkań dotrzeć do miejsca gdzie istnieje życie codzienne, nie odświętne i nie przypadkowe.

Stacja kolejowa w Środzie Śląskiej to arcymiejsce, to arcypolskość skupiona na kilkuset metrach kwadratowych. To lustro, w którym powinniśmy przeglądać się codziennie, przynajmniej jeden raz. Choć może być trudno, bo tak naprawdę stacja nie znajduje się w mieście. Ale po kolei, zgodnie z biegiem szyn.

Awers

Wysiadasz na dworcu i jest jakby luksusowo, nowa fasada pięknie razi pomarańczem z jakiegoś powodu modnym w drugiej dekadzie XXI wieku na ziemiach między Odrą a Bugiem. Ktoś z dyrekcji PKP pewnie taki wrażliwy i miał takie ciepłe wyobrażenie o podróżowaniu. I tak poszło, w końcu kraj gospodarz Euro2012 musiał się jakoś zaprezentować. Udało się, całkiem jak naszym piłkarzom. Niestety, dworzec jest po drugiej stronie, czeka wycieczka dookoła torów, nikt nie pomyślał o przejściu. Być może tak jest bezpieczniej, poruszać się jak uprzywilejowane samochody. Z drugiej strony trudno oczekiwać od ludzi, że zechcą nagle chodzić 4 kilometry do miasta, prawda? Komunikacja zbyt często nie jeździ, ale należy przyznać, że jest.

Po drodze na pierwszy plan w pobliżu wybija się krzyż, kapliczka przydrożna otoczona płotem. Co jednak ciekawe na krzyżu jest On, polski papież, Ojciec Wolności, Praojciec wszystkich rodaków, Karol Wojtyła. To uświęcenie, to oddanie, widoczne jedynie w koszmarnych pomnikach i zdjęciach, w bezlitosnym wykorzystywaniu twarzy poczciwego staruszka do sprzedania tandetnych towarów, najlepiej pokazuje polski katolicyzm. 

Panu Bogu świeczkę, diabłu ogarek w wersji współczesnej to właśnie budowa kapliczek i pomników dla chwały i normalna codzienna zawiść. Pogardą i agresją oczywiście tłumimy lęki, pokrywane lukrem kolorowych kapliczek. Kwestią gustu jest estetyka, ale esencja jest widoczna na powierzchni niczym oka niedzielnego rosołu.

Polskość to europejskość, polskość to właściwie dziś jedyna ostoja, bo przecież brak uchodźców, brak ciemniejszych karnacji na ulicach to zasługa wszystkich nas. Niemniej jednak z dumą, też za otrzymane, wznosimy place zabaw. Strategiczne ulokowanie przy torach kolejowych trochę pachnie mi propagandą przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi, ale przecież tak naprawdę odczuwam gdzieś w głębi serca zazdrość. Cztery kamienice, jeśli licząc mieszkania ulokowane nad dworcem, mają większy plac zabaw niż niejedno deweloperskie osiedle w moim rodzinnym Wrocławiu. 

Rewers 

Przód dworca piękny, ale klamki zawarte. W środku niewiele widać, ale jestem uparty. Idę od zaplecza, może tam się czegoś dowiem. Na schodach śpi pies, nieco dalej, w cieniu, także kot. To jedyne oznaki życia w to niedzielne wczesne popołudnie.

Wchodzę i wiem, że jestem w Polsce jaką znam, jaką szanuję, jakiej może nie pragnę, ale też nie darzę pogardą. Klatka w ruinie, boję się nieco o swojego syna, który mi towarzyszy w podróży. Farba się łuszczy, tynk odpada, pralka na korytarzu jest podłączona przy pomocy gołych, skręconych ze sobą byle jak i “na słowo honoru” kabli. Mimo słońca na zewnątrz w środku jest ponuro i właściwie ciemno. Wychodzimy. 

O skoku cywilizacyjnym, jakie wykonało nasze państwo w ciągu ostatnich 30 lat wolności można przekonać się szukając czegoś tak banalnego jak toaleta.

Budynek jest, w końcu to solidna niemiecka robota, stoi już pewnie dobre 90 lat. Część męska otwarta, dosłownie i w przenośni — poza brakiem drzwi wejściowych nie ma też części dachu. Skorzystać się nie da. Część damska zamknięta, całość sprawia wrażenie, że to co zostało po Niemcach odnowiono gdzieś w czasach małej stabilizacji za rządów towarzysza Wiesława. Pół wieku minęło jak z bicza trzasł, co widać po wielkości drzewa wyrosłego u szczytu schodów.

Kant 

W kamienicy obok wszystko jest uporządkowane do końca. Solidna poniemiecka cegła zniesie jeszcze wiele. Przed nią nieśmiertelny Golf trójka, który usamochodowił polską prowincję tak samo jak w swoim czasie maluch zrobił to z wielkimi miastami. Dwudziestoletnie auta nadal lśnią blaskiem wosku miliony razy wcieranego, koła prezentują się dumnie. Pojeździ pewnie jeszcze z 10 lat, kamienica przeżyje go na pewno.

Ziemie Odzyskane to wciąż jeszcze kamienice, ulice, kaflowe a nawet i metalowe piece kuchenne, jakie pamiętamy z rozpaczającej babci w “Samych swoich”, zastanawiającej się nad tym, gdzie będzie spała bez zapiecka. Solidna niemiecka robota, choć i w niej potrafiliśmy zrobić kilka wyłomów, co widać właśnie najlepiej po stanie kolejnictwa.

Like a rolling stone 

Pozłacana fasada i złom w środku to jednak zbyt mało, by poczuć trzy żywioły, na jakie składa się nasza narodowość. Trzeba jeszcze koniecznie przejść kilka kroków, żeby spotkać się z tym, czym żyjemy tu i teraz, skupieni wokół szukania nieistniejących korzeni, niemieckiego złota i paru zardzewiałych karabinów w budzących podziw niezbudowanych przez siebie sztolniach. Jesteśmy w ciągłym poszukiwaniu, niczym toczące się bez ładu kamienie. Jesteśmy w ciągłym ruchu. W odtwarzaniu historii nie swojej, na ziemi nabytej, ale wciąż do końca nieujarzmionej, niepoznanej i właściwie traktowanej wrogo. Dajemy z siebie wszystko, ale wychodzi jak zawsze.

Jest jak w tych medalach, o których zapominamy, że mają w rzeczywistości właśnie trzy strony. Awersy błyszczą, farba jest nowa, polerowane też są często. Rewersy to temat nieistotny, po prostu obecny w krajobrazie od zawsze, niezmienny, a skoro nie ma na to wpływu to po prostu należy się z nim pogodzić. I tylko ten kant jest, na nasze szczęście, najsilniejszy, najmniej używany, najbardziej trwały. Medale jednak zazwyczaj są okrągłe, więc toczą się jakoś upadając raz na jedną a raz na drugą stronę.

Toczymy się i my, poprzez dni i noce, wciąż od nowa, najczęściej kręcąc się w kółko, upadając to tu, to tam. Ale jednak trwa ruch, nawet jeśli nie jest to zawsze ruch nasz. Niech trwa, bo tego właśnie należy sobie oczywiście na naszym miejscu życzyć. Wszak to główne zadanie naszej egzystencji. Poza dotrzymywaniem słowa honoru, oczywiście.

Wrocławianin z urodzenia i przekonania. Myślę szybko, nie owijam w bawełnę. Nadal wierzę w dziennikarstwo obywatelskie, dlatego prowadzę portal osiedlowy Wrocław Leśnica Info. Tutaj już nie piszę o polityce, zostawiam to hunwejbinom i sekretarzom. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo