Gdy przeczytałem kilkanascie minut temu na Onecie, że właśnie postawiono zarzuty byłemu SB-kowi Jerzemu D., którego działalność w latach 197879 polegała "w szczególności na rozrzucaniu na trasie przemarszu pielgrzymki i w miejscach noclegu butelek po alkoholu, podpasek zabrudzonych krwią zwierzęcą, prezerwatyw, odpadków żywności, niedopałków papierosów oraz na rozrzucaniu nasion dzikiej róży wywołujących przykre swędzenie, co miało wywołać przekonanie wśród osób postronnych o niereligijnym charakterze pielgrzymki i spowodować niechęć do pątników u administratorów parafii, przez które pielgrzymka przechodziła i u osób udzielających pielgrzymom pomocy" i że "IPN kwalifikuje czyn D. jako zbrodnię komunistyczną i represję wobec grupy ludności w ramach działania związku przestępczego", to natychmiast pomyślałem, że wrogowie rozliczania przeszłości rozpanoszyli się w mediach do granic możliwości i sięgaja po najbardziej wredne środki ośmieszania samej idei, a IPN-u w szczególności.
Coś mnie jednak tknęło i zajrzałem na stronę IPN. I tam zobaczyłem podpisany przez prokuratora komunikat, w którym znajdują się powyższe sformułowania.
Ręce mi opadły.
W mgnieniu oka zrozumiałem, że szukanie ogłoszeniem prasowym kobiety urodzonej 227 lat temu to wcale nie jest najdziwniejsza rzecz, jaką w Polsce można zrobić, aby być w zgodzie z obowiazujacym prawem.
Inne tematy w dziale Polityka