Urodził się 2.v.1903 r. w Poznaniu, w parafii pw. św. Marcina. W kościele tej parafii, także pw. św. Marcina, jednej z najstarszych świątyń (XII-XIII w.) Poznania, został w sakramencie Chrztu św. przyjęty do Kościoła Powszechnego. Był synem Tomasza i Petroneli z Szekiełdów. Edukację szkolną, w szkole powszechnej, rozpoczął mając sześć lat. Po ukończeniu szkoły powszechnej rozpoczął naukę w Szkole Handlowej (dziś Zespół Szkół Handlowych im. Bohaterów Poznańskiego Czerwca’56), w której uczniowie w dwuletnim kursie przygotowywali się do zawodu sprzedawców handlu detalicznego lub otrzymywali teoretyczne przygotowanie do pracy administracyjno-biurowej. Po roku jednakże przeniósł się do 8-klasowego gimnazjum – prawdopodobnie było nim najstarsze gimnazjum Poznania, im. św. Marii Magdaleny (dziś Liceum Ogólnokształcące im. św. Marii Magdaleny), o znamienitych tradycjach, w którym kształcili się – jak szczyci się tym szkoła – „wszyscy czołowi wielkopolscy działacze narodowi, niepodległościowi, przywódcy pracy organicznej” w Wielkopolsce, uczestnicy powstań listopadowego, styczniowego i wielkopolskiego, oraz „najdłuższej wojny nowoczesnej Europy” – czyli walki z germanizacją, w tym z niemieckim Kulturkampfem (pl. „walka kulturowa”), w zaborze pruskim… Skończywszy 13 lat przyjął sakrament bierzmowania, obierając za patrona św. Walentego. W Poznaniu przeżył odrodzenie Rzeczypospolitej i obserwował zmagania polskie o przyłączenie Wielkopolski do macierzy, których kulminacją było powstanie lat 1918-1919, jedyne polskie powstanie zakończone sukcesem – Poznań i okolice znów były w polskich rękach… Nie dziwi więc, że gdy miał 17 lat wstąpił, w godzinie największej próby nowego państwa - jako ochotnik - do wojska, by walczyć w wojnie polsko-rosyjskiej roku 1920. Po jej szczęśliwym zakończeniu powrócił do szkoły. W związku z brakami sal lekcyjnych – do nauki garnęło się coraz więcej młodzieży – 6 klas z gimnazjum im. św. Marii Magdaleny wyodrębniono i przeniesiono – w roku szkolnym 1922/2 – do budynku dawnego gimnazjum im. Fryderyka Wilhelma, ewangelickiego i niemieckiego, które po nastaniu Rzeczypospolitej podupadło. Powstała nowe gimnazjum, które przybrało - w spontaniczny sposób - za patrona św. Jana Kantego (dziś III Liceum Ogólnokształcące im. św. Jana Kantego). I to w tej szkole Marian zakończył – w 1923 r. - swoją podstawową edukację. A po zdanej maturze wstąpił do Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu. Podczas studiów pełnił tam funkcję ceremoniarza. 1.vii.1928 r. otrzymał święcenia kapłańskie z rąk ówczesnego biskupa pomocniczego archidiecezji poznańskiej, Karola Mieczysława Radońskiego (1883, Kociałkowa Górka – 1951, Włocławek). Pracował najpierw jako wikariusz w Lesznie, w parafii pw. św. Mikołaja, działającej przy kościele parafialnym (dziś kolegiata) pw. św. Mikołaja. Następnie został prefektem – czyli wykładowcą - w Seminarium Nauczycielskim w Koźminie (dziś Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych im. Józefa Marcińca). Seminarium, działające w średniowiecznym zamku w Koźminie, kształciło nauczycieli dla szkół podstawowych (zwanych wówczas powszechnymi), tak wiejskich, jak miejskich… Podobną funkcję pełnił następnie w Seminarium Nauczycielskim w Wolsztynie (które zakończyło działalność w 1934 r.)… Poza rolą nauczyciela w obu tych instytucjach był także opiekunem harcerzy. Jego działalność i poświęcenie nie umknęły uwadze władz duchownych. Nie przypadkiem więc w 1933 r., gdy ówczesny biskup diecezji gdańskiej, Edward Aleksander Władysław O’Rourke (1876, Basin – 1943, Rzym), poprosił ks. Prymasa, arcybiskupa metropolitę gnieźnieńskiego i poznańskiego, Augusta Hlonda (1881, Brzęczkowice – 1948, Warszawa) o wyznaczenie kapłana do pracy w Wolnym Mieście Gdańsku, ten drugi wybrał Mariana na tę placówkę. Ówczesna diecezja gdańska obejmowała głównie, acz nie jedynie, Gdańsk, z bardzo silną większością niemiecką i protestancką (ok. ⅔ mieszkańców). Marian trafił do niej, do pracy z tamtejszą Polonią, stanowiącą od 3 do 15% mieszkańców (szacunkowe dane się różnią) w szczególnym momencie, gdy w Niemczech do władzy doszła partia socjalistyczno-narodowa NSDAP, z Adolfem Hitlerem jako kanclerzem… Pracował z młodzieżą i polskimi stowarzyszeniami zrzeszonymi w Centralnym Komitecie Katolików Polaków diecezji gdańskiej, którego prezesem był ks. Franciszek Rogaczewski. Był także prefektem w Gimnazjum Polskim Macierzy Szkolnej (od 1935 r. gimnazjum im. Józefa Piłsudskiego) – jedynym polskim gimnazjum na terenie Wolnego Miasta Gdańska (dziś już nieistniejącym). Był także rektorem kaplicy pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Gdańsku Nowym Porcie. Kaplica ta znajdowała się w budynku byłych koszarów wojskowych, w którym przez pewien czas funkcjonował tzw. etap emigracyjny, a potem urządzono w nim mieszkania dla obywateli polskich pracujących w Wolnym Mieście Gdańsku, świetlicę Związku Polaków (od 1937 r. Gminy Polskiej Związku Polaków), szkołę podstawową Macierzy Szkolnej, salę sportową, Dom Harcerza oraz kaplicę pw. Matki Bożej Częstochowskiej. Przez dwa lata był również kapelanem pomocniczym Wojskowej Składnicy Tranzytowej (składnicy amunicyjnej z oddziałem wartowniczym) na półwyspie Westerplatte. Był także kapelanem harcerzy Wolnego Miasta Gdańsk. Dał się poznać jako charyzmatyczny duszpasterz, szczególnie uwielbiany przez młodzież, której wszak był prefektem. Organizował dla niej – nie tylko z Gimnazjum Polskiego, ale i innych szkół – liczne duszpasterskie, formacyjne i edukacyjne zajęcia. Włączył w nie także młodzież poza-szkolną wygłaszając dla niej specjalne prelekcje i wykłady. Finansował – z własnych zasobów – wycieczki. Patronował też działalności organizacji katolickich przy kaplicy pw. Matki Bożej Częstochowskiej, Katolickich Stowarzyszeń Młodzieży, Męskiej (KSMM) i Żeńskiej (KSMŻ) - obie działające w strukturach Akcji Katolickiej, Towarzystwa Śpiewu pw. św. Cecylii (św. Cecylia jest patronką muzyki kościelnej), a także organizacji o charakterze narodowym, takich jak Towarzystwa Ludowego pw. św. Jadwigi, Towarzystwa Byłych Powstańców i Wojaków (organizacji prowadzącej m.in. szkolenia sprawnościowe), Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Zasłynął też z bezinteresowności. Nie pobierał na przykład, jako rektor kaplicy pw. Matki Bożej Częstochowskiej, opłat od wiernych, gdyż twierdził, wzorem św. Pawła („nauczyłem się wystarczać sobie w warunkach, w jakich jestem”Flp 4, 11): „wystarcza mi w zupełności to, co sam zarobię jako prefekt gimnazjum”… Aktywna działalność nie uszła uwadze Niemców. Obserwowano go bacznie i inwigilowano. Nie obyło się też bez bardziej bezpośrednich szykan, które wszelako nie powstrzymały Mariana w jego posłudze… Aż do 1.ix.1939 r., gdy Niemcy napadli na Rzeczpospolitą. Już pierwszego dnia wojny został aresztowany przez zaborcę. Zawieziono go, jak większość aresztowanych Polaków, do tzw. Victoriaschule, budynku niemieckiej szkoły średniej dla dziewcząt, który Niemcy w dniach 1-15.ix.1939 r. wykorzystali do przetrzymywania zatrzymanych. Tam poznał niemiecką praworządność – był, jak wszyscy Polacy, bity i maltretowany… Następnego dnia przewieziono go do właśnie powstającego niemieckiego obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager – KL) Stutthof, niedaleko Gdańska. W grupie 40 księży (wśród nich byli wspomaniany ks. Rogaczewski i ks. Bronisław Komorowski) i nauczycieli zmuszony został – głównie wieczorami i w nocy - do pracy nad rozbudową obozu. Harował przy wyrębie drzewa oraz jako szklarz. Na przełomie lat 1939-40 za śpiewanie kolęd ukarano go dodatkową pracą przy odśnieżaniu. Pod koniec zimy 1939/40 r. rozpoczęły się brutalne przesłuchania. Ich cel nie był więźniom znany, ale nagle Marian, w Niedzielę Palmową 17.iii.1940 r., znalazł się w utworzonej z najznakomitszych przedstawicieli Polonii Gdańskiej karnej kompanii (niem. Strafkompanie) (znalazł się w niej również wspomniany ks. Komorowski). Grupę odizolowano od pozostałych więźniów w osobnej izbie i poddawano w ciągu dnia specjalnym ćwiczeniom na placu obozowym: „Nie wolno im było chodzić krokiem. Wszystko odbywało się biegiem, nawet wyjście po obiad, nie mówiąc już o ćwiczeniu, noszeniu desek, itd. […] Utrzymywali się na nogach ostatkiem nerwów i rozpaczliwym wysiłkiem woli. […] Nigdy w żadnej katedrze czarne jutrznie nie sprawiały bardziej przejmującego wrażenia i nie otwierały silniej serc na oglądanie Męki Pańskiej, jak tu, gdyśmy szepcząc słowa proroków, oglądali krwawe ich ilustracje nie na filmie, lecz w prawdziwej rzeczywistości” – wspominał wiele lat później ks. Wojciech Gajdus (1907, Papowo Toruńskie – 1957, Nawra), współwięzień… 21.iii.1940 r. (Wielki Czwartek) wziął udział w pierwszej nielegalnej obozowej Mszy św., odprawianej przez zamordowanego parę lat później w komorze gazowej w niemieckim ośrodku eutanazyjnym Hartheim Bolesława Piechowskiego (1885, Osówek – 1942, Hartheim). Mszę św. odprawiano z mszału należącego do Mariana. W jej trakcie przyjął Komunię św. : „[…] Wszyscy leżeli normalnie na swych siennikach a tylko celebrans, którym był ks. Bolesław Piechowski, siedząc szczelnie okryty kocami sprawował Najświętszą Ofiarę. Ks. Frelichowski [(1913, Chełmża – 1945, Dachau)] zaś, który leżał obok prowizorycznego ołtarza, szeptem informował wszystkich o poszczególnych czynnościach Mszy św. Po konsekracji, by nie powodować zbytniego zamieszania z rąk do rąk, podawano sobie ćwiartki małych Hostii. Nie było normalnie mowy o paramentach liturgicznych czy kielichu. Konsekrowano w zwykłej szklance i zadowalono się dwiema mizernymi świecami.” „Bezszelestnie prawie przyczołgują się uczniowie Pańscy do stóp Pana. Wielu po raz ostatni przyjmuje Go na ziemi. To ich wiatyk, zaopatrzenie na ostatnią drogę. Dwaj z nich, ks. Komorowski i ks. Górecki, którzy wsuwają się milczkiem do baraku i przyklękają na przyjęcie Pana, dziś jeszcze będą z Nim w raju”ks. Wojciech Gajdus… I rzeczywiście - następnego dnia, 22.iii.1940 r., w Wielki Piątek, zamordowano go wraz z 66 działaczami polskimi (wśród nich ks. Komorowskim), w lasach niedaleko obozu. Każdemu przeznaczony był jeden strzał w tył głowy. Ciała spadały do wykopanego rowu, który natychmiast potem zakopano. Niektórzy pewnie jeszcze żyli… Wyroki śmierci sygnował niemiecki doraźny sąd policyjny… Przed śmiercią Marian wypowiedzieć miał ponoć - wobec prześladowców - słowa przebaczenia… „Po południu zabrano wszystkich Żydów z obozu. Lecz Żydzi wrócili pod wieczór. - Składaliśmy ubrania - szepcze tajemniczo i ze zgrozą w oczach stary Goldman […] - Tak mi się wydaje, panie ksiądz, że to były ubrania tamtych - wskazał ku pustemu blokowi kompanii karnej. Między nimi były także ubrania dwu panów księży…”„Klechy w obozach śmierci”, o. Henryk Malak (1913 – 1987, Chicago), Lublin 2004. Ów Goldman przemycił wcześniej, z Gdańska - Nowego Portu do Stutthof, mszał, ratując go w ten sposób przed spaleniem. W obozowej latrynie przekazał go Marianowi. I to z niego odprawiono opisywaną Mszę św. Grób pomordowanych odnaleziono, po ustaniu działań wojennych, w 1946 r. – dzięki Niemce polskiego pochodzenia Marii Brandt, którą Niemcy zatrudnili do sadzenia lasu na miejscu zbrodni, oraz inż. Wacławowi Lewandowskiemu, który jako więzień Stutthof pracował w biurze projektowym. Zwłoki ekshumowano i 2.iv.1947 r., w Wielki Piątek, złożono na Cmentarzu Zasłużonych w Gdańsku-Zaspie. 13.vi.1999 r. Marian znalazł się, wraz z ks. Rogaczewskim i ks. Komorowskim, w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej, których Jan Paweł II ogłosił błogosławionymi. Wiele lat wcześniej, 12.vi.1987 r., podczas pamiętnej homilii wygłoszonej do młodzieży zgromadzonej na Westerplatte, Jan Paweł II mówił m.in.: „Przyszłość Polski zależy od was i musi od was zależeć. To jest nasza Ojczyzna — to jest nasze ‘być’ i nasze ‘mieć’. I nic nie może pozbawić nas prawa, ażeby przyszłość tego naszego ‘być’ i ‘mieć’ zależała od nas. Każde pokolenie Polaków, zwłaszcza na przestrzeni ostatnich dwustu lat, ale i wcześniej, przez całe tysiąclecie, stawało przed tym samym problemem, można go nazwać problemem pracy nad sobą, i — trzeba powiedzieć — jeżeli nie wszyscy, to w każdym razie bardzo wielu nie uciekało od odpowiedzi na wyzwanie swoich czasów. Dla chrześcijanina sytuacja nigdy nie jest beznadziejna. Chrześcijanin jest człowiekiem nadziei. To nas wyróżnia, począwszy od tego patriarchy, którego nazywa św. Paweł ‘ojcem naszej wiary’: uwierzył wbrew nadziei; to nas wyróżnia poprzez Bogarodzicę, o której Elżbieta przy nawiedzeniu powiedziała: ‘Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła’, po ludzku, wbrew nadziei, uwierzyła, że się stanie, bo w dziejach człowieka działa Bóg. Powiedział Chrystus: »Ojciec mój dotąd działa i Ja działam«. I to miejsce jest także świadkiem wielkiego działania Boga przez ludzi. […] Tu, na tym miejscu, na Westerplatte, we wrześniu 1939 roku, grupa młodych Polaków, żołnierzy, pod dowództwem majora Henryka Sucharskiego, trwała ze szlachetnym uporem, podejmując nierówną walkę z najeźdźcą. Walkę bohaterską. Pozostali w pamięci narodu jako wymowny symbol. Trzeba, ażeby ten symbol wciąż przemawiał, ażeby stanowił wyzwanie dla coraz nowych ludzi i pokoleń Polaków”. Marian Górecki „nie uciekł od odpowiedzi na wyzwanie swoich czasów”, „uwierzył wbrew nadziei” i zaiste powinien pozostać „w pamięci narodu jako wymowny symbol”…
za:http://www.swzygmunt.knc.pl/SAINTs/HTMs/0322blMARIANGORECKImartyr01.htm
Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo