http://www.przyspieszenie.edukacyjne.fundacja.org.pl/?kat=48&page=8&config=&field=id&order=asc&filter=&akcja=view&id=836
http://www.przyspieszenie.edukacyjne.fundacja.org.pl/?kat=48&page=8&config=&field=id&order=asc&filter=&akcja=view&id=836
Momotoro Momotoro
990
BLOG

bł. Władysław Goral

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

 

 

Urodził się 1.v.1898 r. we wsi Stoczek, niedaleko (ok. 20 km) Lubartowa, w wielodzietnej rodzinie chłopskiej. Ojcem był Kajetan Goral, piśmienny rolnik (podpisywał się cyrylicą!), a matką Julianna z domu Zielińska. Stoczek, jak i sąsiadujące ziemie należały, przed uwłaszczeniem 1864 r., wymuszonym na Rosjanach przez powstanie styczniowe, do ordynacji rodziny Zamoyjskich. Rodzice Władysława posiadali ziemię, którą uzyskali w rezultacie tego uwłaszczenia – uprzednio byli chłopami pańszczyźnianymi, acz oczynszowanymi (płacili czynsz) - a także dalszych późniejszych inwestycji ich rodzin… Generalnie wszelako ziemie rodzinne znajdowały się wówczas w zaborze rosyjskim i stanowiły część tzw. guberni lubelskiej (ros. Люблинская губерния), wchodzącej w skład rządzonego przez cara rosyjskiego Królestwa Polskiego (ros. Царство Польское), zwanego potocznie Krajem Nadwiślańskim (ros. Привислинский край). W Nasutowie, ok. 3 km od miejsca urodzenia, ukończył szkołę powszechną (dziś Szkoła Podstawowa im. Stefana kard. Wyszyńskiego – późniejszy Prymas, Stefan kard. Wyszyński (1901, Zuzela – 1981, Warszawa), ukrywał się bowiem w Nasutowie przez pewien czas w roku 1942). W szkolnictwie, tak jak i administracji, nie wolno było używać języka polskiego – obowiązującym od 1867 r. (po upadku powstania styczniowego w 1864 r.) był język rosyjski. Dotyczyło to zresztą i kościoła, który księgi parafialne musiał prowadzić po rosyjsku – nie dziwi zatem umiejętność pisania cyrylicą ojca Władysława… Następne nauki pobierał w Lubartowie – miasto to na skutek polityki carskiej znacząco wówczas podupadło, ale istniała tam wówczas 4-klasowa Miejska Szkoła (dziś Gimnazjum nr 1 im. Komisji Edukacji Narodowej) przy kościele oo. kapucynów – i, na poziomie gimnazjalnym, w Lublinie, prawdopodobnie w gimnazjum im. Stanisława Staszica (dziś I Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Staszica). Gimnazjum ukończył z wyróżnieniem. Po jego ukończeniu – i maturze – wstąpił w 1916 r. do Lubelskiego Seminarium Duchownego. Trwała I wojna światowa. W jej trakcie nie tylko uczył się jednakże – sam także nauczał wiejskie dzieci… Po czterech latach studiów seminaryjnych, już w odrodzonej Rzeczypospolitej, otrzymał święcenia diakonatu i zaraz potem wysłany został na dalsze studia filozoficzne do Rzymu. W Rzymie zatem przyszło mu, 18.xii.1920 r., w bazylice pw. św. Jana na Lateranie, przyjąć święcenia kapłańskie (prezbiteratu).
„Proszę Was tedy Bracia,
przez miłość Pana naszego Jezusa Chrystusa,
i przez miłość Ducha Świętego,
abyście wspomagali mnie
w modlitwach za mną do Boga,
aby mi dana była mowa
w otworzeniu ust moich z ufnością,
abym oznajmił tajemnicę Ewangelii.”
Te słowa zapisał na obrazku prymicyjnym… Dwa lata później obronił rozprawę doktorską z zakresu filozofii, po czym przeniósł się z Rzymu na katolicki Uniwersytet we Fryburgu Szwajcarskim, gdzie kontynuował studia teologiczne. Zwieńczył je licencjatem ze świętej teologii… W czasie wakacji Władysław duszpasterzował wśród szwajcarskiej i francuskiej Polonii… Po powrocie do Lublina w 1926 r. powołany został na stanowisko profesorskie w rodzimym Seminarium Duchownym. Wykładał m.in. metafizykę, kosmologię, logikę, ontologię i apologetykę oraz teologię fundamentalną. Cieszył się powszechnym autorytetem. Udało mu się nawet zaskarbić sobie szacunek wychowanków: „My, klerycy, szanowaliśmy i kochaliśmy ks. Profesora za jego dobroć i szlachetność, podziwialiśmy jego gorliwość i uważaliśmy za wzór kapłana. Ks. Profesor miał dla każdego dobre słowo i uśmiech” - zaświadczali po latach… Jednocześnie był redaktorem „Wiadomości Diecezjalnych Lubelskich”, wydawanych od 1919 r. przez kurię diecezjalną. Był także kurialnym cenzorem książek religijnych. Czynnie działał w towarzystwach naukowych i organizacjach społecznych, był prezesem Związku Kapłanów „Unitas”. Z jego inicjatywy powstał w Lublinie dom dla księży emerytów oraz, w 1931 r., dom Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo (łac. Societas Filiarum Caritatis a S. Vincentio de Paulo - FdC) – czyli szarytek - w Krężnicy Jarej, który istniał do 1939 r. Jego pasją była praca duszpasterska oraz oświatowo-wychowawcza podejmowana na rzecz robotników. Z myślą o formowaniu tych środowisk w duchu katolickiej tradycji tworzył lub współtworzył szereg organizacji chrześcijańskich, zrzeszonych w centrali „Chrześcijańskiego Zjednoczenia Zawodowego Rzeczypospolitej Polskiej”, takich jak „Chrześcijański Uniwersytet Robotniczy” (tzw. CHUR) czy „Lubelskie Towarzystwo Dobroczynności” (istniejące do dzisiaj). Zajmował się także działalnością charytatywną. Mawiał: „Podziel się z drugim nawet jedną kromką chleba, nie gub okazji, by czynić dobrze, kochaj Boga i bliźniego, […] bądź prostolinijny w pracy i we wszystkim”… Biedni doskonale znali drogę do seminarium, gdzie mieszkał. O uznaniu wśród ubogich świadczą dwa tomy zatytułowane: „Dary duchowne dla J. E. Ks. Biskupa Dra Władysława Gorala”, w których w latach późniejszych spisano liczne Msze św. wysłuchane w jego intencji, przyjęte Komunie św., odmówione różańce, ofiarowane za niego przez najbiedniejszych… Jego otwartością, życzliwością zauroczeni byli ponoć nawet Żydzi. Jeden z nich, dostawca owocy do seminarium, powiedział kiedyś rozmawiającej z nim zakonnicy: „Siostro, ten ksiądz powinien być biskupem. Ile on ma szacunku dla nas Żydów!”… 10.viii.1938 r., na rok przed wybuchem wojny, Pius XI (1857, Desio - 1939, Watykan) mianował go biskupem tytularnym (łac. episcopus titularis) Meloeńskim w Izaurii (Izauria to historyczna kraina w południowej Azji Mniejszej) oraz sufraganem lubelskim. Konsekracji biskupiej 9.x.1938 r. przewodniczył ordynariusz lubelski bp Marian Leon Fulman (1864, Stare Miasto – 1945, Lublin), który mawiał o swoim pomocniku łac. „baculus senectutis” (pl. w wolnym tłumaczeniu: „podpora mojej starości”).Na obrazku upamiętniającym to wydarzenie nowo konsekrowany biskup umieścił słowa:
„Boże Wszechmogący,
daj mi łaskę kochania Twego Kościoła,
w którym postanowiłeś mnie Biskupem
i użycz mi zdolności utwierdzania ludzi w tej prawdzie,
że ich szczęście doczesne i wieczne
wypływa z przynależności do tego Kościoła,
który jest Oblubienicą Syna Twojego Jezusa Chrystusa,
który z Tobą i Duchem Świętym żyje i króluje
Bóg na wieki wieków”
które tłumaczył tak: „Uważam je dopiero za program, który będę chciał realizować w swej biskupiej posłudze”. Posługa ta okazała się krótką, ale jakże owocną… Bp Fulman powierzył mu obowiązki wikariusza generalnego oraz dziekana kapituły katedralnej. Do jego zadań należało też wspomaganie, w roli asystenta kościelnego, prężnie działającej Akcji Katolickiej. Wizytował szkoły, odwiedził – jakby przewidując swój los - więźniów na Zamku Lubelskim. Polityczna sytuacja w Europie zaoogniała się. Wojna była – jak się okazało – nieunikniona. Na prośbę Ojca św. bp Goral wziął udział w nocnej adoracji Najświętszego Sakramentu w intencji Ojczyzny i całego świata. Wygłaszał płomienne kazania patriotyczne i celebrował pontyfikalne Msze św. w katedrze, a także na terenie lubelskich koszar, w intencji pokoju i Ojczyzny… 1.ix.1939 r. Rzeczpospolita została najechana przez Niemcy. 17 dni później od wschodu rozpoczął się najazd i okupacja rosyjska. Nastąpił IV rozbiór Polski (uczestniczyli w nim także, acz w różnym stopniu, Słowacy i Litwini)… Jakby spodziewając się dalszego biegu wypadków Władysław spisał, 4.ix.1939 r. w Lublinie, testament. Pisał w nim: „Czasy niespokojne. Dla porządku wyrażam moją wolę. Z rzeczy posiadanych: jedne należą do mnie, czyli jestem ich właścicielem, drugie – nie należą do mnie, czyli jestem ich użytkownikiem. Do rzeczy, które nie należą do mnie, a z których korzystam są: krzyż biskupi, pierścień, dwa garnitury mebli (dar od Duchowieństwa), dwa dywany, kaplica, z wyjątkiem dwóch klęczników, ornatu zielonego i białego, oraz obrazów i drobiazgów. Te rzeczy są własnością diecezji i do diecezji należą. Do rzeczy, których jestem właścicielem, należą: garnitur mebli, kuchnia, obrazy na ścianach, łóżka, szafka nocna, kredens, biblioteka, dywan w kaplicy, szafy na ubranie, biurko (biurko w sypialni jest własnością seminaryjną), ubrania, bielizna, tremo, etażerki, tapczany, itp. Z rzeczy tych: biblioteka będzie własnością seminaryjną, ubranie duchowne własnością Duchowieństwa, a zwłaszcza Biskupa. Inne zaś rzeczy będą własnością Stefanii Goral, mojej bratanicy, poczciwie pracującej u mnie. Wiadomości te pozostawiam Kurii Biskupiej, która, o ile zaszłaby potrzeba – spełni moją wolę” Lublin Niemcy kilkukrotnie zbombardowali. Podczas jednego z nalotów uszkodzona została katedra oraz znajdujące się nieopodal mieszkanie sufragana Władysława. Kilka dni później biskupia katedra stanęła w płomieniach… Władysław nie załamał się. Zaraz po rozpoczęciu okupacji Lublina przez Niemców (18.ix.1939 r.) zaangażował się w spontanicznie rodzący się ruch niepodległościowy. W jednej z gazetek podziemnych pisał, pod pseudonimem: „Wojna jeszcze trwa, ale Polska nie zginęła i nie zginie”… Kilka dni później po raz pierwszy był przesłuchiwany przez niemiecką tajną policę państwową (niem. Geheime Staatspolizei) – gestapo. Gdy radzono mu, by opuścił miasto, wskazał na więzienie w Zamku lubelskim i powiedział: „Dla sprawy Kościoła jestem gotów i tam pójść”. Przewidywał taką ewentualność, bo miał przygotowany pakunek z rzeczami osobistymi. I prowadził dalej działalność duszpasterską. W uroczystość Wszystkich Świętych poprowadził, ku zaskoczeniu Niemców, procesję żałobną z katedry na historyczny rzymsko-katolicki cmentarz przy ul. Lipowej. W konsekwencji znów był wzywany i przesłuchiwany przez gestapo. Ponoć, gdy Niemiec wyciągnął do niego rękę na pożegnanie, gestem poprawiającym piuskę uniknął jej uściśnięcia… W xi.1939 r. Niemcy rozpoczęli – tak samo zresztą jak Rosjanie, na terenie przez nich okupowanym - masowe represje wobec polskiej inteligencji, zwane akcją Sonderaktion Lublin. 9.xi aresztowano kilkuset prawników, inżynierów, duchownych i nauczycieli. Tego dnia miała także miejsce pierwsza uliczna łapanka. 11.xi, w dniu Święta Niepodległości, Niemcy wkroczyli na teren Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (dziś Katolicki Uniwersystet Lubelski im. Jana Pawła II - KUL), aresztując 15 jego profesorów oraz księży z seminarium duchownego. 17.xi – w dwa miesiące po ataku rosyjskim na Rzeczpospolitą - aresztowano bpa Fulmana (akurat jadł obiad) i jego sufragana, Władysława oraz 11 innych duchownych, w tym kanclerza Kurii, ks. Zdzisława Ochalskiego (1902, Baranów – 1942, Dachau). Przy okacji Niemcy ograbili budynek kurialny… W tym samym miesiącu oficjalnie zamknęli KUL, szkoły i teatry, a także wstrzymali wydawanie polskiej prasy… Pytany, dlaczego Rzesza niszczy duchowieństwo polskie, jeden z przywódców niemieckich w Czechosłowacji, Konrad Henlein (1898, Liberec – 1945, Pilzno), w przypływie szczerości miał o dpowiedzieć: „Czynimy to z zasadniczych względów. Bo u was, w Polsce, jest tak: Kościół i naród to jedno. Musimy to rozbić. Dlatego, aby was zniszczyć, bijemy raz w Kościół, raz w naród”. Zatrzymanych duchownych zawieziono do więzienia na Zamku Lubelskim. Już po 10 dniach odbył się doraźny, bandycki „sąd” nad aresztowanymi, na którym Władysława, bpa Fulmana oraz 13 księży Niemcy skazali na śmierć - przez rozstrzelanie… Na skutek interwencji Stolicy Apostolskiej zamieniono wyrok na dożywocie… 3.xii.1939 r. wszystkich przewieziono do niemieckiego obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager – KL) Sachsenhausen, ok. 30 km od Berlina. Tam Władysław otrzymał numer 5605, później - w 1943 r. - zamieniony na 13981, który wytauowano mu na przedramieniu. Jak się okazało Sachesenhausen stał się obozem, w którym zgromadzono setki polskich kapłanów z okupowanych przez Niemcy terenów polskich. Większość z nich wywieziono później do niemieckiego obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager – KL) Dachau… W sprawie biskupów lubelskich interweniował Prymas Polski August kard. Hlond (1881, Brzęczkowice – 1948, Warszawa), który przebywał we Francji, a także nuncjusz apostolski w Polsce, abp Filip (wł. Filippo) Cortesi (1876, Alia – 1947). Dzięki ich staraniom uwolniony został z obozu wiekowy już bp Fulman, który dalszą część okupacji spędził wszelako na wygnaniu, w Nowym Sączu… Władysław w Sachsenhausen pozostał już do końca. Niemcy szybko odosobnili go, uniemożliwiając jakiekolwiek kontakty z współwięźniami. Skazano go na całkowitą izolację. Zamknięto go w pojedynczej celi nr 11 betonowego budynku-bunkra, zwanego Zellenbau, otoczonego 5-metrowym murem i przewodami wysokiego napięcia, stanowiącego w obrębie obozu sektor specjalny (niem. Sondergefängnis). Budynek miał 80 izolatek - cel wysokich na 5 metrów - w tym niektórych bez okien. Ci, co mieli „szczęście” mieć okna, oglądać z nich mogli 3 pale na podwórku, na których Niemcy od czasu do czasu wieszali więźniów - za ręce skrępowane z tyłu… „W celi była prycza, stół, krzesło, naczynie na wodę i wiadro. O 6 rano pobudka. Każdy więzień według numeru szedł się myć. Można było na to mieć najwyżej 10 minut. Potem powrót do celi i samotność. Nie było też nic do czytania. Zostawały modlitwa i rozmyślania. O 11 spacer wzdłuż muru, o 12 zupa z brukwi i 4–5 kartofli w łupinach. Potem gazetki propagandowe niemieckie, które więźniowie czytali od deski do deski. O 18 200 g hleba. Dwa razy na tydzień 130 g margaryny i 30 g kiełbasy. O 20 – spać. Na drewnianej pryczy były dwa cienkie koce. Jeden kładło się na chudy siennik, drugim przykrywało”, wspominał współwięzień, niejaki Edward Zegarski… Więźniom nie wolno było korzystać z opieki medycznej lekarzy-współwięźniów, każdy zdany był tylko na „leczenie” świadczone przez Niemców – co oznaczało zupełny brak takiej opieki, albo – co gorzej – eksperymenty niemieckich „medyków”. A Władysław cierpiał na różne dolegliwości, spowodowane niemieckim więzieniem: szkorbut (łac. scorbutus) – czyli niedobór witaminy C w pożywieniu, pokrzywkę (łac. urticaria) – charakteryzującą się uciążliwymi zmianami skórnymi, owrzodzenie żołądka (łac. Morbus ulcerosus ventriculi et duodeni)… Najgorszą torturą była wszelako tortura zupełnej samotności, a w szczególności brak możliwości przyjmowania sakramentów… Przez pewien czas pamiętali o nim jeszcze inni współwięźniowie części ogólnej obozu Sachsenhausen. Ks. Wojciech Gajdus (1907, Papowo Toruńskie – 1957, Nawra) wspominał: „Szczególnie uroczyście odprawiała się Msza św. w niedzielę. Ks. Kanonik Zdzisław Ochalski z Lublina, muzyk zamiłowany i wykształcony w tej dziedzinie, w ciągu kilku dni stworzył chór śpiewający chorał gregoriański – choć bez nut, to jednak nie gorzej od niektórych chórów katedralnych. Cieszyliśmy się z posiadania chóru i tego, że nieobecny lecz mieszkający w pobliżu kaplicy bp Goral, choć w taki sposób mógł brać udział we Mszy św., wsłuchując się w nasze 'Kyrie', 'Sanctus' i 'Agnus Dei'”… Był fizycznie nieobecny – choć duchowo współuczestniczył w tych Mszach św. Tak było do czasu wysłania pod koniec 1940 r. polskich kapłanów z Sachsenhausen do Dachau. Odtąd był zupełnie sam… Czy w Zellenbau zetknął się z przetrzymywanym tam Kurtem Schuschniggiem (1897, Riva del Garda – 1977, Mutters), byłym kanclerzem Austrii (sprzed Anschlussu, czyli wcielenia Austrii do Niemiec w 1938 r.) – nie wiadomo. Schuschnigg wojnę przeżył… Nie wiadomo też, czy zetknął się z dowódcą Armii Krajowej, Stefanem „Grotem” Roweckim (1895, Piotrków Trybunalski – 1944, Sachsenhausen), który był przetrzymywany w Zellenbau, w obozie Sachsenhausen – po aresztowaniu w 1943 r. - i tam też został rok później przez Niemców rozstrzelany… Zapamiętał go za to inny z więźniów Zellenbau, niemiecki polityk chadecki, hrabia Franciszek (niem. Franz) von Galen (1879, Burg Dinklage – 1961, Schloss Darfeld), który do Sachsenhausen przywieziony został w 1944 r.: „Tenże, który nosił jak my wszyscy ubiór więzienny, robił na mnie już od dawna szczególne wrażenie z powodu swego ciągle pogodnego oblicza i pozdrawiał mnie często lekkim skinieniem głowy. Udało mi się raz przy powrocie z przechadzki do baraku przy wejściu ks. biskupa pozdrowić. Szepnął mi: jestem tu od 5 lat. […] Później udzielił mi swego błogosławieństwa, gdy podczas przechadzki musiałem z powodu wyczerpania siąść na ławie. Biskup robił wrażenie człowieka zupełnie zadowolonego i pogodnego, tj. w tych warunkach wrażenie świętego”. Władysław trwał w nieustannej, żarliwej modlitwie i nie podupadał na duchu. W swej samotności przypominał innego wielkiego polskiego więźnia-samotnika, Waleriana Łukasińskiego (1786, Warszawa - 1868, Szlisselburg), który w twierdzy Szlisselburg spędził ostatnie 46 lat życia… Listy były jedyną formą kontaktu z otoczeniem i stronami rodzinnymi. Mimo ostrej niemieckiej cenzury do końca pozostał pasterzem, wikariuszem Chrystusa na swoim małym skrawku ziemi, udzielając w owych listach porad swej owczarni. Pisał m.in.: „wielkie cele i głębokie zmiany w świecie wymagają wielkich ofiar”… Ostatni list, o którym wiadomo, Władysław napisał w ii.1945 r. Prosił w nich, sam w absolutnej samotności i beznadziejności, adresatów: „módlcie się do Boga z ufnością, aby nie upaść na duchu”… Kiedy odszedł do Pana – nie wiadomo. Wymienia się właśnie ii.1945 r., ale niektórzy twierdzą, że zginął w iv.1945 r., w ostatnich dniach ewakuacji obozu. Obóz Sachsenhausen Niemcy zaczęli likwidować ii.1945 r.. W tzw. „marszach śmierci” pędzono więźniów do innych obozów. Już w iv.1945 r. obóz zbombardowali Rosjanie – znajdowała się tam bowiem fabryka granatników – i zginęło ok. 800 więźniów. Wreszcie 22.iv.1945 r. do obozu weszli Rosjan i oddziały komunistycznego wojska polskiego… Wśród domniemanych przyczyn śmierci wymienia się zapalenie opony brzusznej na skutek perforacji wrzodów żołądkowych, czy też efekt eksperymentów medycznych przeprowadzanych na jego osobie przez niemieckich „naukowców”. Mówi się o rozstrzelaniu oraz mordzie podczas ewakuacji obozu… Data śmierci dla nas, katolików, jest datą narodzin do nowego życia. Jest zatem niezmiernie istotną – w niniejszym opracowaniu przyjęto 22.iv jako datę narodzin Władysława dla nieba… Jego szczątków nigdy nie odnaleziono. Być może spalono je w obozym piecu krematoryjnym, być może po prostu nie rozpoznano jego ciała i pochowano w jednym ze zbiorowych grobów po upadku III Rzeszy… 13.vi.1999 r. Jan Paweł II wyniósł go do chwały ołtarzy w gronie 108 błogosławionych polskich męczenników z lat II wojny światowej… Dwanaście lat wcześniej Jan Paweł II odwiedził Lublin. 9.vi.1987 r. w homilii, połączonej z udzieleniem święceń kapłańskich, powiedział: „Służyć Bogu — służyć ludziom: wyzwalać w nich świadomość królewskiego kapłaństwa, owej godności, która właściwa jest człowiekowi jako synowi i córce Boga samego. Człowiekowi, chrześcijaninowi, o którym powiedziano, że jest ‘drugim Chrystusem’. Prymas Tysiąclecia w swoich 'Zapiskach więziennych' notuje: ‘[…] sprawuję swoje posłannictwo kapłańskie. Nędza moja nie przeszkadza mi — dla Bożego miłosierdzia — usłużyć ludziom dobrami, które świat ma najcenniejsze. Tak szedł Chrystus, wzgarda pospólstwa — aż po dzień dzisiejszy. Obszarpany, pobity, ubrudzony błotem ulicznym, oplwany. A jednak to On zbawiał świat. i zbawił go, choć świat natrząsał się ze swego Zbawcy. Jak te dwie drogi idą blisko siebie! Nieudolność moją dźwiga łaska sakramentalna; nieudolność Jezusa dźwiga Bóstwo Jego.  Niech się świat śmieje, byle dzieł o zbawienia było wykonane!’. Tak. […] Służyć ludziom! Służyć ludziom na tej polskiej ziemi, na której tak potrzebna jest posługa prawdy ewangelicznej: prawdy wyzwalającej każdego człowieka. Jak pisze św. Paweł: ‘Nie fałszujemy słowa Bożego, lecz okazywaniem prawdy przedstawiamy siebie samych w obliczu Boga osądowi sumienia każdego człowieka’2 Kor 4, 2. […] Ale […] aby być wychowawcą sumień, aby prowadzić innych, aby pomagać im dźwigać się z grzechów, nałogów, aby dźwigać ‘lud upadający’, [kapłani muszą] być zawsze gotowi stanąć ‘w obliczu Boga’ i ‘wobec osądu sumienia każdego człowieka’”… Tak jak przedłożył siebie w „obliczu Boga osądowi sumienia każdego człowieka”2 Kor 4 ,2 bp Goral…

 za:http://www.swzygmunt.knc.pl/SAINTs/HTMs/0422blWLADYSLAWGORALmartyr01.htm

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo