Ze dwa albo trzy lat temu przyszła mi do głowy myśl na podstawie artykułu na ścigacz.pl albo motogen.pl (kto chce, to go znajdzie:)), żeby przejechać w jeden dzień z Wołosatego (tam, gdzie wchodzi się szlakiem na Tarnicę) do Świnoujścia po drogach krajowych i wojewódzkich, bez wskakiwania na autostrady i drogi szybkiego ruchu.
No i doszło do tego wiekopomnego wydarzenia. W środę (20.06.2018) przed południem pojechałem do miejsca wypoczynku i zarazem startu, gdzie mogłem spojrzeć na Połoninę Wetlińską.
Żeby wypocząć położyłem się trochę po 19:00 razem z porcją melisy, co by mnie za bardzo reisefieber nie zżarło. I zżarło:), bo wstałem przed budzikiem, czyli 2:40 w nocy. Szybkie mycie, pakowanie i wyjazd w trasę do Wołosatego ok 3:30.
Punkt 4:00 byłem na miejscu:
Później droga na Lutowiska i taka mała "ustawka" na parkingu:)
Po paru godzinach udało mi się przeskoczyć przez Wisłę przy EL Połaniec
W zasadzie dalsza droga była bez zdjęć, bo była to w zasadzie walka ze zmęczeniem, niewyspaniem, upałem i zimnem (spadek temperatury z trzydziestu kilku w słońcu, do okołu 12-13 po deszczu wraz z porywistym wiatrem z zachodu), niecierpliwym właścicielu wynajętego pokoju i ogólnie walka ducha z materią:). Niestety musiałem skorzystać z S3, żeby się szybko przemieścić na północ.
Po uporczywej walce w nagrodę mogłem podziwiać coś takiego.
W piątek z rana pochodziłem trochę po Świnoujściu, a po południu podskoczyłem na nocleg do Berlina. W sobotę popracowałem trochę fizycznie (w zasadzie umęczyłem się jak tylko byłoby to możliwe:)) i późnym popołudniem przejechałem do Wrocławia. W niedzielę zaś powrót do domu i szybka relacja tego, co widać powyżej:). W zależności od źródła pomiaru krótki wypad "wokół komina" miał dystans 2260 - 2340 km
Bogu niech będą dzięki:)
Komentarze