Kuba Pacan Kuba Pacan
106
BLOG

Podzieleni jak nigdy

Kuba Pacan Kuba Pacan Polityka Obserwuj notkę 12

Zbytnie zideologizowanie Polaków. Niezgoda na istnienie Polski prawicowej i zanik umiejętności porozumiewania między różnymi grupami, tak nas poszatkowały, że mamy najgłębszy podział od 89 roku. Może przyszedł czas na nowy okrągły stół?

Dopiero ostatnio zdałem sobie sprawę jak głęboki podział sobie zafundowaliśmy. Odkryłem to przy lekturze pewnego tygodnika, do którego nie zaglądałem przez kilka lat. Poziom nienawiści i agresji wobec pewnej partii był tam tak duży, że dalszą lekturę czynił niemożliwą do strawienia. Nie zawsze tak było, przez długie lata była to gazeta o określonym profilu ideologicznym, ale jednak zachowywała pewne standardy, starała się mimo wszystko zachować jakiś i poziom i racjonalizować argumenty. Dziś po tamtym czasie zostało jedynie wspomnienie. I tak niestety obecnie mają wszystkie tytuły prasowe, telewizyjne i radiowe. Choć te dwie ostatnie trochę mniej.

Im dłużej trwa nasza niepodległość i suwerenność a Polska mimo perturbacji zmienia się na lepsze, tym więcej u nas podziałów, kłótni i antagonizmów. Skąd się to bierze? Rośnie nam dobrobyt i polepsza się życie, to zazwyczaj sprzyja konsolidacji i łagodzeniu sporów. Co się więc dzieje, że jest odwrotnie?

W innych europejskich krajach też są spory i oskarżenia, ale jest też jakieś podstawowe poczucie wspólnoty z rodakami, jest szacunek do innych i troska o swój kraj. U nas jedni Polacy odmawiają prawa do istnienia drugim Polakom, lub najlepiej widzieli by ich w jakimś nie rzucającym się w oczy getcie. Ateiści odmawiają księżom i katolikom prawa do istnienia w przestrzeni publicznej. Na co katolicy nie zostają dłużni traktując ateistów i wolnomyślicieli jak zarazę. Lewica odmawia prawicy prawa do działania. Prawica robi dokładnie tak samo, odsądzając przy tym lewicę od czci i wiary. Związkowcy odmawiają prawa do istnienia przedsiębiorcom i liberałom, a wielki biznes patrzy na związkowców jak na egzotycznych oszołomów. Inteligencja z obrzydzeniem patrzy na czytelników tabloidów i słuchaczy disco polo, a tzw. lud traktuje inteligencję z pogardą i niesamowitą podejrzliwością.

Nasze więzi społeczne są w rozsypce. Każdy ufa tylko „swoim” a wobec reszty stosuje zasadę „human humanum lupus est”. Dziwi to tym bardziej, że nie mamy ani mniejszości narodowych ani etnicznych ani religijnych, jak np. w byłej Jugosławii. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat nie mieliśmy żadnej wojny domowej, ba jesteśmy jednym z najbardziej zunifikowanych krajów w Europie, a 21 lat temu roku niemal wszyscy głosowali tak samo. A dziś? Fakt, nie mamy jeszcze sytuacji jak w Ulsterze, gdzie katolik często spotyka protestanta po raz pierwszy po kilkudziesięciu latach życia, choć mieszkają kilka ulic od siebie, ale już dziś podobnie jak w Ulsterze dobieramy sobie towarzystwo, miejsca spotkań, lektury, muzykę a ostatnio także i wyższe uczelnie według ideologicznego klucza.

Zaczęliśmy od prostego sporu politycznego, jakich w demokracji wiele a stanęliśmy na tym, że dzieli nas praktycznie wszystko, do takich detali jak elementy ubrania włącznie. Nasz spór zagarnia coraz więcej dziedzin. Nawet neutralna na pierwszy rzut oka sprawa obwodnicy augustowskiej i doliny Rospudy, z ekologicznej stała się w 100% polityczną. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że utraciliśmy umiejętność komunikacji między sobą. Już dawno ze sobą nie rozmawiamy, tylko obrzucamy się monologami. Z premedytacją zrywamy kolejne, nieliczne już nici porozumienia.

Tego jeszcze w Polsce nie było. Nawet kiedy upadała komuna, wielu rozważnych ludzi reżimu potrafiło porozumieć się ze stroną solidarnościową Opozycja i partia mimo wielu niechęci mieli wolę porozumienia w sprawach najważniejszych. Oczywiście nie było to masowo praktykowane, ale było. Dziś chęci dogadania się w sprawach najważniejszych nie ma. Na każdą bolączkę współczesnej Polska nasze partie mają swoje oddzielne ustawy, które czekają na wejście w życie przy przejęciu władzy. O poparciu dobrego rozwiązania strony przeciwnej, które dało by korzyści przede wszystkim społeczeństwu nie ma mowy.

Mamy więc wojnę totalną. Rewizji i krytyce poddaliśmy wszystko: tożsamość, trudną historię, katolicyzm, kościół, geopolitykę, papieża, Wałęsę, reformy wolnorynkowe, okrągły stół, itd., itp. I sądzę, że ta ciągła rewizja, to ciągłe stosowanie analizy krytycznej wobec naszej tradycji i tożsamości jest jedną z głównych przyczyn dzisiejszych podziałów. Oczywiście krytyczna analiza jest bardzo dobrą metodą na przepracowanie narodowych traum. Problem w tym, że coraz więcej środowisk uprawia rozliczanie się z polskością totalnie i bezpardonowo. Działają jak walec, albo rewolucjoniści kulturalni w Chinach czasów Mao. Wszystko co trąci „starym porządkiem” trzeba wyrwać razem z korzeniami.

Po przeciwnej stronie są środowiska zachowawcze, lub bardziej umiarkowane, które akceptują krytyczną analizą, ale z umiarem. Wiedzą, że bez tożsamości i korzeni naród ginie. W tradycji widzą wiele pozytywów i otaczają ją szacunkiem. Między tymi dwoma siłami toczy się teraz zażarty spór nazywany a to jako wojna między siłami postępu a ciemnogrodem, a to jako między technokratami a Polską „b”, socjalną i zachowawczą, a to w końcu jako wojnę między wielkomiejską inteligencją a kaczyzmem. W jakimś sensie jest to bój o duszę Polski pomiędzy tymi, którzy odrzucają narodową tożsamość w całości lub prawie całości i chcą być tylko nowoczesnymi „Europejczykami” i między tymi, którzy rodzimej tradycji hołubią i chcą w symbiozie z nią budować nowoczesną Polskę

Właściwie ta krytyka przypomina spowiedź narodową. Łukasz Warzecha w swoim felietonie w „Rzeczpospolitej” zauważył, że jesteśmy teraz na rozstajach. Ja bardziej obecny stan wyczuwam jako punkt zero. Jesteśmy w punkcie zero, każda ze stron jest obita, obnażona ze swoich grzechów i wypunktowana ze słabości. Powiedziane zostało właściwie już wszystko. Padły wszystkie argumenty i kontrargumenty. W tym krytykowaniu i wzajemnych ciosach na pewno jakąś granicę już złamaliśmy. Rubikon został przekroczony i szykuje się coś nowego. Dwadzieścia jeden lat po uzyskaniu niepodległości znów „idzie nowe”. Może warto mu wyjść naprzeciw?

Może znowu przydałby się okrągły stół dla rozwiązania tej sprawy? Już bez Magdalenek i ręcznego sterowania przez służby? Może przy takim stole udałoby się ustalić przybliżyć chociaż stanowiska, bo we wspólną wersję nie wierzę i zamknąć w końcu pewien etap.

Kolejna przyczyna naszych podziałów, to niesamowite zideologizowanie dzisiejszych Polaków. Jesteśmy tak bardzo zideologizowani, że często zamiast szukać gotowych i praktycznych rozwiązań w naszym codziennym normalnym życiu, to we wszystkim szukamy klucza ideologicznego. Zamiast po prostu działać, my podczepiamy się pod różne prądy myślowe. Coraz rzadziej patrzymy na rzeczywistość obiektywnie a zamiast tego wszystko, nawet codzienne detale próbujemy identyfikować i oceniać według klucza ideologicznego. Prosty przykład samorządy. Kiedyś polityki i partyjnych podziałów było tam mało, bardziej liczyło się pomyślne zakończenie przedsięwzięcia czy inwestycji. Nikogo nie dziwiła współpraca PIS, SLD i PO na rzecz jakiegoś konkretnego projektu. Dziś to niemal niemożliwe. Dlatego, że wszystko co od „nich” jest złe. To jest właśnie pokłosie myślenia ideologicznego.

Te idee dają nam może i argumenty w walce, pozwalają się poczuć we wspólnocie, ale też wiele zabierają. Zaśmiecają umysły, karzą dzielić wszystko na białe albo czarne, i co tu dużo mówić w jakiś sposób nas zniewalają, wiadomo „jeśli wchodzisz między wrony musisz krakać tak jak one”.

Jednak jest na to remedium. Być może skupienie się tylko na wartościach fundamentalnych takich jak dobro wspólne, uczciwość, sprawiedliwość, poczucie obowiązku i odpowiedzialności pomoże nam w końcu rozpocząć pojednanie. Może taki powrót do absolutnie podstawowych źródeł da nam w końcu pewny punkt oparcia.

Następna przyczyna naszego rozdarcia to wciąż wysoka pozycja PIS. Czy się to komuś podoba czy nie to około 40% społeczeństwa głosuje na prawicę i sprzyja jej wizji Polski. Ponadto około 50% Polaków systematycznie chodzi do kościoła. Ta połowa, która chodzi co niedziela na msze w znacznym stopniu pokrywa się z tymi 40%, którzy głosują na Kaczyńskiego. I naprawdę nie są to same babcie czy ludzie mieszkający na rubieżach Rzeczypospolitej. Najlepszy dowód to największy wzrost poparcia dla Jarosława wśród młodych w tych wyborach prezydenckich. Wielu sympatyków PIS to ludzie światli i wykształceni, i jedyne co ich łączy z przysłowiową babcią to szacunek i sympatia do własnej tradycji oraz poważne traktowanie religii katolickiej. I w równym stopniu co Jarosław Kaczyński nie godzą się na tworzenie Polski według przepisu liberalno-lewicowych elit.

Toteż warunkiem zgody narodowe jest uznanie przez przez owe liberalne i lewicowe elity faktu, że wyłączność ich patentu na Polskę wygasł. Argumenty, że to tylko garstka prawicowych oszołomów i nic nie znaczących, niewykształconych prowincjuszy już jest nie do obrony. Piłka jest teraz po ich stronie. Albo przyjmą do wiadomości istnienie Polski, która jawi im się czasem jako koszmar senny, albo tą Polskę odrzucą i będą robić wszystko by zaprzeczać jej istnieniu lub ją zohydzać. Tylko, że wtedy stracą moralne prawo do narzekania nad rozdartą Polską.

Oczywiście nie musiałoby tak być. Gdyby mainstream zrezygnował z retoryki zero-jedynkowej. Wtedy nie musiałby zarzucać sobie porażki. Mógłby np. uznać w końcu istnienie tej części Polski w ramach społeczeństwa otwartego, pluralistycznego. To jednak bolesny zabieg i wymaga porzucenia pychy.

Długa droga przed nami i kawał materiału do przerobienia. Do tego trzeba morza pokory, dobrej woli, cierpliwości i zrozumienia. Poważna praca intelektualna też jest nieodzowna. Czy stać nas na taki wysiłek? Czy znajdzie się ktoś, kto zjednoczy i zachęci do pracy? Niestety dziś nie ma na to odpowiedzi.

 

Kuba Pacan
O mnie Kuba Pacan

Od centrum w prawo :)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka