Kuba Pacan Kuba Pacan
1100
BLOG

Gnijący wrak TU154 symbolem dyplomacji Tuska

Kuba Pacan Kuba Pacan Polityka Obserwuj notkę 5

"To jednak coś niebywałego, że za wyjaśnienie największej tragedii w powojennej historii Polski w całości odpowiada Rosja” A. Lipiński w wywiadzie z Joanną Berendt dla „Faktu”

W toku tej polsko-polskiej wojny, gdzie powywracaliśmy do góry nogami najważniejsze wartości, którymi dotąd żyła większość z nas. Poprawność polityczna i dekonstrukcjonizm, które przywędrowały z zewnątrz, też zmieniły naszą percepcję. Zrezygnowaliśmy z myślenia lokalnego, narodowościowego czy patriotycznego, na rzecz bardziej uniwersalnego, kosmopolitycznego, globalnego. Takie wyzbycie się dusznej zaściankowości w zamian na podłączenie się do głównego krwiobiegu myśli europejskiej jest oczywiście bardzo pożądane. Z jednym wszakże wyjątkiem – polityką zagraniczną. Czy się to komuś podoba czy nie, w stosunkach zewnętrznych, na poziomie relacji międzypaństwowych tak naprawdę liczy się własny, twardy a momentami egoistyczny interes narodowy. Dbając o poprawne relacje z sąsiadami, partnerami, sojusznikami itd. nie można zapominać o własnych priorytetach i racji stanu, które muszą stać zawsze przed presją spodobania się silniejszemu.

I o tym obecny rząd chyba zapomniał. Polska racja stanu wydaje się być dla ekipy Donalda Tuska czymś co najmniej wstydliwym na arenie międzynarodowej. Czymś co najlepiej byłoby zamieść pod dywan. Tym bardziej, że nasi możni sąsiedzi zaczynają coraz częściej definiować swoje racje stanu w sprzeczności do naszej. Z perspektywy historycznej polityka zagraniczna Tuska nie jest czymś nowym. Owszem żal serce ściska, kiedy raz za razem nasza dyplomacja okazuje słabość w rozmowach z Unią, Rosjanami lub USA. Ale z drugiej strony mieliśmy już w historii rządy, które w imię „dobrych relacji z partnerami”, kompletnie osłabiały kraj. Wpuszczały tutaj na specjalnych prawach każdego kto tylko miał na to ochotę (obcy przemysł na preferencyjnych warunkach, wrogie agentury, itp.), a spory międzynarodowe oddawały walkowerem, by czasem nie zasmucić lub nie rozzłościć „partnerów”. Z czasem doprowadzało to do takiego osłabienia Rzeczypospolitej, że sama nie była się już w stanie upomnieć o swoje i przestała być brana na poważnie w zakulisowych zagrywkach. Jeśli chciała coś ugrać, musiała liczyć na protektorat silniejszych sojuszników, którzy wystawiali jednak odpowiednią cenę. Z tej pozycji do rozbiorów, by wspomnieć tylko I Rzeczpospolitą, droga już nie była daleka.

Nie postawa rządów jest tu jednak najgorsza. Ot, widocznie jest w naszej tradycji politycznej pewien kompleks wobec państw Zachodnich, karzący nam, choćby za dobre słowo z ich strony czy poklepanie po ramieniu, wyrzekać się wszystkiego co nie po ich myśli, nawet gdyby to były nasze żywotne interesy. I państwa Zachodnie z tego naszego pragnienia, by należeć do ich klubu skrzętnie korzystają. Najgorszy w tym wszystkim jest dzisiaj fakt, że tej fatalnej postawie polityków przyklaskuje większa połowa społeczeństwa. W imię opacznie rozumianej „europejskości” i przyjaźni międzypaństwowej, gotowi jesteśmy wyrzec się wszystkiego co stanowi o polskiej racji stanu. Dla przypodobania się możnym Unii, USA i Rosji gotowi jesteśmy wyśmiać i odrzucić nawet sprawy zupełnie dla nas fundamentalne. Spora część Polaków hołubi dziś postawie, w której każda choćby najmniejsza wzmianka o konieczności obrony naszych interesów narodowych, wywołuje zaraz histeryczne oburzenie na naszą zaściankowość, ksenofobię i nacjonalizm.

I to jest właśnie przejaw naszej niedojrzałości. W stosunkach zewnętrznych nikt nie szanuje słabeusza. Im bardziej będziemy ulegli i spolegliwi wobec innych, tym bardziej nie będą nas one szanować. Rozumieją to społeczeństwa Zachodnie. Tam nikt nie myśli o wyrzekaniu się swoich partykularnych, egoistycznych interesów narodowych. Amerykanie, Francuzi, Niemcy, Holendrzy, Szwedzi, Duńczycy, Norwegowie, Szwajcarzy, Belgowie, doskonale rozumieją konieczność realizowania własnej racji stanu, opartej na autonomicznych interesach narodowych. Co i rusz słychać o ich protekcjonistycznej polityce gospodarczej, czy podejmowaniu decyzji w poprzek unijnym zaleceniom i dyrektywom. Owszem, wewnątrz tych państw mogą być jakieś dyskusje, kłótnie. Ale nikomu nie przyjdzie do głowy, by w imię dobrego samopoczucia sąsiedniego państwa rezygnować z własnych korzyści. Jeżeli państwo nie zadba o interesy swoich obywateli, to nie zrobi tego nikt. A już na pewno żadna wspólnota międzynarodowa. Skoro już tak bardzo lubimy czerpać wzorce od innych, to w polityce zagranicznej naśladujmy Izraelczyków i diasporę żydowską.

My jednak, zamiast konsekwentnie realizować własne interesy, stawiamy na dobrą wolę „partnerów” i liczymy na ich uczciwość. Taka naiwność woła o pomstę do nieba. Oczywiście mówienie o partnerstwie, dobrej woli i życzliwych sojusznikach jest ważne i dobre, ale na poziomie deklaracji. Na poziomie konkretnych czynów, musi być realizowany przede wszystkim twardy interes własnego państwa a dopiero potem można robić korzyści sojusznikom o ile nie stoją w sprzeczności z naszymi własnymi.

Tymczasem polska racja stanu konstruuje się dzisiaj tak: jeśli jakieś ważne interesy Polski zbieżne są z ważnymi interesami Niemiec, Francji, USA, i Rosji, wtedy je realizujemy. Jeśli jednak jakieś elementy naszej racji stanu sprzeczne są z priorytetami wyżej wymienionych państw, wtedy o nich zapominamy. Rząd chowa je do szuflady a w społeczeństwie puszcza się tezy, że są one szkodliwe, kompromitujące Polskę na zewnątrz i wystawiają na szwank nasze stosunki z „przyjaciółmi”.

Przyjaciele natomiast nie mają żadnych oporów by w zamian za pomoc Polaków w Iraku, Afganistanie oraz zakup F16 nie znieść nawet wiz, czy nie wywiązać się z umowy offsetowej. Nasz Niemiecki „mecenas” w UE nie ma najmniejszych oporów by budować z Rosjanami gazociąg, fałszować historię, dyskryminować największą mniejszość narodowościową jaką jest Polonia i poniżać Polaków w małżeństwach mieszanych. Włosi wycofują produkcję „Pandy”. Szwedzi na potęgę przekraczają połów dorsza, ale do Unii wysyłają film pokazujący polskich rybaków. Jak na to wszystko reagujemy? Udajemy, że pada deszcz. No i ufamy jeszcze prokuraturze rosyjskiej za prowadzenie smoleńskiego śledztwa. Nie dziwmy się więc potem, że jesteśmy pomijani i nikt nas nie szanuje. Przykro to przyznać, ale Polska jest obecnie frajerem w przestrzeni Euroatlantyckiej.

Jakoś się w Polsce mało o tym pisze, ale zachowanie Donalda Tuska wobec smoleńskiej katastrofy, przyniosło na nasz kraj kolejną katastrofę, tym razem wizerunkową w świecie. Rząd Tuska obnażył światu słabość trudną do wyobrażenia. Oddanie sprawy w całości Putinowi, ba nawet nie poproszenie o przejęcie śledztwa lub jego umiędzynarodowienie jest równoznaczne z wypuszczeniem w świat przez polski rząd i prokuraturę jasnego komunikatu: państwo polskie jest zatrważająco słabe. We wszelkich międzynarodowych gremiach, zakulisowych rozmowach, międzypaństwowych inicjatywach - można nas bezkarnie spychać na ostatnie miejsce lub w ogóle nie brać pod uwagę. Nie ma obawy, nawet nie tupniemy nogą, a nawet jak tupniemy to na tym się skończy, bez żadnych konsekwencji.

Każdy kolejny dzień wraku TU 154 pod smoleńską chmurką jest kolejnym policzkiem dla Donalda Tuska. Mówią, że Rosjanie mają wyrafinowaną dyplomację. To prawda. Ten nie przetransportowany jeszcze do Polski i niezabezpieczony wrak prezydenckiego samolotu, po którym biegają psy i s.... ptaki, najlepiej symbolizuje niemoc tego rządu.

Kuba Pacan
O mnie Kuba Pacan

Od centrum w prawo :)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka