Kuba Pacan Kuba Pacan
471
BLOG

Kiedy obcy nie chce być bratem

Kuba Pacan Kuba Pacan Polityka Obserwuj notkę 5

Pewna znana publicystka amerykańska, której nazwiska już nie pomnę, ale było to w "EUROPIE" zapytana co sądzi o dekadenckich społeczeństwach europejskich powiedziała, że się o nie martwi. Europejskie społeczeństwa stwierdziła, kształtowały się wiekami i przechodziły różne próby. Stąd mają ogromne zdolności samoregulacji i dlatego przetrwają. Obecna zmiana europejskiego dyskursu o islamskich imigrantach potwierdza jej słowa.

W Unii Europejskiej coś zaczyna się dziać. Zdominowana przez lewicową aksjologię dyskusja o islamskich imigrantach, a raczej jej brak, postawiła w końcu Stary Kontynent pod ścianą. Merkel, Sarkozy, Sarrazin i rzesza pomniejszych polityków, coraz głośniej zaczynają przyznawać, że multi-kulti nie wypaliło. Nie da się już dłużej ukrywać, że muzułmanie gardzą tymi, którzy ich utrzymują, zamykają się w gettach i mają znaczna nadreprezentację w więzieniach od Hiszpanii po Danię. „Naszym problemem nie są cudzoziemcy, lecz ich nadmiar. Być może nawet nie ma ich dziś więcej niż przed wojną, lecz to nie ci sami cudzoziemcy. A to znaczna różnica. Hiszpanie, Polacy czy Portugalczycy, którzy tutaj pracują, stwarzają mniej problemów niż muzułmanie czy Czarni. Wyobraźmy sobie francuskiego robotnika, który mieszka w mrówkowcu razem z żoną, oboje pracują i zarabiają jakieś 15 tyś franków, a tuż obok żyje sobie ojciec rodziny, z czterema żonami, dwudziestką dzieciaków i dostaje 5 tysięcy franków zasiłku, bo oczywiście nie pracuje... Jeśli dodacie do tego hałas i smród, nic dziwnego, że ten francuski robotnik się wścieka. Zaznaczam: w tym co powiedziałem, nie ma nic rasistowskiego” Jacques Chirac mer Paryża czerwiec 1991, cytuję za „Rz” 9-1-.10.2010. „Próby stworzenia w Niemczech społeczeństwa wielokulturowego zdecydowanie zawiodły” Angela Merkel do młodzieżówki CDU. To czego zabrania poprawność polityczna ujawnia się w formie przerysowanej w mechanizmach demokracji. Ludzie publicznie milczą ale głosują na takich ludzi jak Fortuyn, Wilders i Le Pen. Sukces tych populistów daje jasny przekaz – Europejczycy mają dość naginania karku we własnym domu.

Przy czym zaznaczam, ten tekst nie jest rasistowski ani nawet antyimigrancki. On jest poglądowy. To, że Europa daje gościnę biedzie z całego świata jest akurat zgodne z duchem jej misji w świecie i praktycznym wyrazem humanitaryzmu, którym się szczyci oraz spłatą kolonialnych długów. Czy to chrześcijanin czy świecki humanista, w swoją europejskość zawsze ma wpisany etos pomagania słabszym. Sam również nie jestem zwolennikiem konstruowania danej społeczności na zasadzie wykluczania obcych. Wykluczanie kogoś "poza", by między nami „zaistniało coś" jest nieprawdziwe i wbrew społeczeństwu obywatelskiemu.

Chwalebne jest więc udzielanie gościny wszystkim, którzy jej potrzebują. Gorzej, kiedy otrzymujący żąda coraz więcej, bo już nawet nie prosi a w zamian okazuje wzgardę, nieufność i ataki agresji. W imię czego np. młody Francuz ma milczeć kiedy zostaje pobity w metrze przez arabskich wyrostków i wyzwany od "francuzika"? W imię czego młoda paryżanka idąca arabską dzielnicą swojego miasta bez towarzystwa krewnego i chusty na głowie ma być narażona na epitety i zaczepki, gdyż w kulturze islamu taka kobieta uważana jest za ladacznicę? W imię czego francuscy, holenderscy i niemieccy żydzi mają w Europie na powrót doznawać zmory antysemityzmu, tym razem muzułmańskiego? Jaki jest powód, by młode belgijskie małżeństwa utrzymywały swoich marokańskich rówieśników?

Niestety idea multikulturalizmu nie była nawet naiwna. Ona była szalona. I o ironio wyrażała właśnie pychę europejskich elit. Idea multikulturalizmu wyraża zasadę, że wszystkie kultury są równe i nie ma kultur złych. Ponadto, jest takie coś jak światowy etos, czyli zbiór podstawowych, uniwersalnych zasad bliskich wszystkim ludziom. Tylko, że sama idea multi-kulti jak i światowy etos to, o paradoksie, właśnie myślenie na wskroś europejskie. Europejscy intelektualiści przekonani o swej nieomylności i wyższości w rozwoju, sami zadecydowali, bez pytania reszty świata (innych kultur), że ten model jest dobry i sprawdzi się ze wszystkimi. Inne kultury, wyczuwając koniunkturę z tego myślenia skorzystały (imigranci), ale się z nim nie utożsamiły. Europejskie elity potępiające coraz częściej westernizację świata, sama chciała narzucić ideę do bólu westernizacyjną.

W praktyce post nowoczesna Europa nie ma po drugiej partnera do dyskusji, przynajmniej jeśli chodzi o islam. Chińska diaspora na przykład wywodząca się z cywilizacji konfucjańskiej zachowuje się już inaczej. Truizmem jest tutaj twierdzenie, że islam nie przeszedł tej samej drogi co my. Nie miał ateńskiej demokracji, własnej reformacji i oświecenia. To nie ten tok myślenia. Przede wszystkim w islamie nie ma rozdziału religii od państwa. Nie ma osobnej grupy kapłanów i rządzących. W islamie nigdy nie zaistniał najpierw personalizm jak u nas w chrześcijaństwie, potem godność osoby ludzkiej i na końcu prawa człowieka. Tam wspólnota oznacza wszystko a jednostka bardzo niewiele, by nie powiedzieć nic. I z tego rozdziału rodzi się dalszy protokół rozbieżności między islamem a Europą.

Poprzez naszą integralność osobową i traktowanie godności osoby ludzkiej jako podstawy, możemy czerpać z różnych tożsamości, bo najważniejszy i tak zostanie konkretny człowiek. Europejczyk może zmienić tożsamość religijną, polityczną, kulturową, narodowościową a nawet płciową i bez większych problemów nadal normalnie funkcjonować. W postmodernistycznej Europie niczym na wolnym rynku można sobie wybierać co ciekawsze wątki z różnych tożsamości. Można być katolikiem praktykującym zen, można być prawicowym gejem lub konserwatywnym agnostykiem. Muzułmanin nie ma takiego wyboru. On ma tylko jedną tożsamość warunkującą cały jego byt, opartą o jedną księgę, Koran. Wejście do wspólnoty muzułmańskiej, bo to nie tylko indywidualna decyzja jak w chrześcijaństwie, lecz nade wszystko przyjęcie na siebie obowiązków członka wspólnoty, oznacza również przyjęcie tożsamości politycznej, kulturowej i społecznej. Muzułmanin chcąc być dobrym Europejczykiem, musi przyjąć fundamenty współczesnej Europy, czyli pluralizm, sekularyzację, demokrację i liberalizm. Przyjmując to wszystko, przestaje być dobrym muzułmaninem. I tak w istocie się dzieje, tysiące młodych muzułmanów w Europie staje przed dramatycznym wyborem: albo własna tożsamość i wspólnota, albo wejście w obcy mu w istocie świat. Wielu z nich wybiera etap przejściowy i pośredni, w młodości trochę sobie pofolguje. Jednak, kiedy decyduje się na małżeństwo z muzułmanką, wraca w całości do swej pierwotnej tożsamości.

Nie ma się co łudzić, że muzułmanie stworzą tutaj coś na wzór euroislamu, jak chciałoby wielu europejskich intelektualistów. Przez długi czas wyrażali oni nadzieję, że muzułmanie tu mieszkający przesiąkną europejską kulturą i zaczną reformować islam od środka. Rzeczywistość jest niestety odwrotna, islam w Europie nie złagodził swojego przesłania, ale je zradykalizował. Przykładem jest pochodzenie zamachowców z Nowego Jorku, Londynu i Madrytu. Hasła, na które nie mogą sobie pozwolić mułłowie w Turcji, bez problemów głoszą w Niemczech. Nawet gdy młody Pakistańczyk przyjedzie do Wielkiej Brytanii na kilka lat zarobić na ślub, to wracając z powrotem do kraju zapomina co tam widział. Muzułmanie nie zmieniają swojej tożsamości i zwyczajów, nie naginają ich do wzorców europejskich. Zamiast tego tworzą rzeczywistość równoległą.

To raczej idzie w innym kierunku. Islam czy też Koran, zawiera w sobie doktrynę polityczną Arabów. Cała tradycja doktryny politycznej plemion arabskich została tu przeniesiona, stąd mówi się, że jest to jedna z najstarszych doktryn na świecie działających nieprzerwanie od kilku tysięcy lat. Doktryna przypomnijmy na wskroś teologiczna. Zresztą wraz z rozwojem religii muzułmańskiej rozwijało się państwo islamskie, i na potrzeby tego państwa ciągle się rozrastającego była modyfikowana doktryna religijna. A warto też wspomnieć, że islam wszędzie, gdzie zaistniał by zaniesiony na mieczach. Jedyny wyjątek to Malezja, choć i tam nie ma żadnej tolerancji wobec innych wyznań.

Jeśli chodzi o islamskie państwo i zdobywanie nowych terenów, to niezwykle ważne są dwa wydarzenia z życia Mahometa. Taktyka, jaką wtedy obrał Mahomet, jest powielana do dzisiaj przez muzułmanów. Otóż dzieje Mahometa jak i Koranu dzielą się na dwa ważne okresy. Okres mekkański i okres medyński. W czasie pobytu w Mekce, kiedy muzułmanie byli jeszcze prześladowaną mniejszością, Mahomet nawoływał do cierpliwości wobec ataków niewiernych. Wie, że jeszcze nie pokona wroga, więc nakazuje żyć z nim w zgodzie. W końcu dochodzi do tego, że musi uciekać do Medyny. I podczas uchodźctwa w Medynie, kiedy buduje swoją wspólnotę, nakłania najpierw swoich wiernych do zbrojnego odpierania ataków niewiernych. Z czasem, gdy jego umma jest coraz silniejsza, nakazuje już nie tylko odpierania ataków, ale i zbrojnego podporządkowywania sobie niewiernych. W miejsce wcześniejszego ostrzegania słownego mekkańczyków, by przeszli na islam, pojawia się dżihad, walka z niewiernymi i alternatywa albo śmierć albo islam. Kiedy minie Ramadan "wtedy zabijajcie bałwochwalców tam, gdzie ich znajdziecie; chwytajcie ich oblegajcie i przygotowujcie dla nich wszelkie zasadzki ! Ale jeśli oni się nawrócą i będą odprawiać modlitwę, i dawać jałmużnę, to dajcie im wolną drogę" sura 9,5.

A więc pierwszy okres mekkański to czas prześladowań, umma jest jeszcze mała i słaba. Dlatego wierni muszą przyginać karku. Potem ucieczka do Medyny, tam wzrost znaczenia i siły oraz stworzenie doktryny dżihadu. Okres przebywania w Medynie nazywa się dar al hinja i jest nazywany "ziemią wygnania" lub "ziemią emigracji". Dar al hinja jest bardzo często przywoływany w europejskich meczetach. Muzułmanie odczytują ich dzisiejszy status w Europie jako okres medyński, przejściowy. Żyją na ziemi bezbożnej, na której panuje prawo pogan, czyli są w dar al habr, ziemi chaosu, wojny, niewiernych. Kiedy poczują, że są tutaj u siebie? W momencie, gdy zapanuje w Europie dar al islam, ziemia islamu, porządku, światła, z prawodawstwem szariatu. Ktoś może powiedzieć, przecież mogą żyć we własnych wspólnotach obok nas. Otóż natura islamu jest bardzo ekspansyjna i misyjna. Zresztą dar al habr oznacza również "ziemię nawracania" lub też obszar na którym muzułmanie walczą z niewiernymi i ich nawracają. Czy mamy się czego obawiać? Czy muzułmanie rosną w siłę? A jak czujesz drogi czytelniku? Ja wiem tylko tyle, że o ile w latach sześćdziesiątych między muzułmańskimi gastarbeiterami a zachodem uczucie obawy i niepewność odczuwały obie strony, o tyle dziś obawy i niepewność u muzułmanów zniknęły dwukrotnie za to wzrosły u Europejczyków.

Oczywiście używanie teraz języka nienawiści wobec imigrantów i dyskryminacji jest niedopuszczalna. Nadto historia uczy nas, iż wyszukiwanie u siebie "obcych" doprowadziło w Europie min. do Holocaustu. A że muzułmanie chcą być obcymi na własne życzenie, to już zupełnie co innego. Możemy natomiast, a nawet musimy mieć odwagę mówić o islamskich imigrantach otwarcie i uczciwie. Musimy być wobec nich konsekwentni i nie pozwalać im ograniczać naszej przestrzeni wolności i tradycji. Skoro są państwa dogmatycznie laickie, to na potrzeby muzułmanów nie można czynić wyjątków, jak robi to Francja. Nie możemy też mieć wobec mniejszości muzułmańskiej wyrzutów sumienia, które często ona wykorzystuje. Do pełnego rozwoju dostali od Europy wszystko i jeszcze porządny deser. Czy zabraniamy im prawa do odmienności? Nie. Czy zabraniamy im swobód religijnych? Nie. Mają na równi z rdzennymi Europejczykami pełne prawo do posługiwania się swoją wolnością.

Kuba Pacan
O mnie Kuba Pacan

Od centrum w prawo :)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka