Smaczne święto nadziewanej bułgarskiej  papryki. Autor zdjęcia К. Kucher
Smaczne święto nadziewanej bułgarskiej papryki. Autor zdjęcia К. Kucher
Kucher Kucher
483
BLOG

Trochę o zagadkach dziedziczenia. Nadziewana papryka

Kucher Kucher Rozmaitości Obserwuj notkę 0

        Jaka to straszna siła drzemie w genach.

 Kiedyś, w czasаch, których z uwagi na ich dawność zdaje się jakby i w ogóle nie było... Lecz tylko zdaje się. Gdyby wysilić jeszcze swoją pamięć i wpatrzyć się bacznie do tych obszarów gęstniejących gdzieś daleko za plecami mroków przeszłości, to... Ten dawny, daleki czas, kiedy cała nasza rodzina, w której byłem chociaż i pełnoprawnym, lecz jeszcze długo - najmniejszym członkiem, żyła daleko-daleko... O całe 150 km na północ od koła podbiegunowego. Ale i o 140 km na południe od Morza Karskiego!

 A to morze jest jednym z przybrzeżnych mórz północnego Oceanu Lodowatego.

 Rzecz jasna,w takich warunkach prowadzićdziałkęto zajęcie skrajnie nierentownie.Toż, jeśli kto w naszym mieście i hodował coś, to jedynie szczypior. I to nie w otwartym gruncie. I nawet nie w szklarni. A na parapecie. A w okolicy dobrze rosły tylko te ściśle przywierane do ziemi zimnym podbiegunowym wiatrem karłowate wierzby i brzozy, jeleni mech - chorobtek reniferowy, mjatlik łąkowy i inne pożyteczne, lecz mało jadalne rośliny. Dlatego jarzyny, owoce i wszystko inne do nas do miasta przywożono z południa.

I przywożono,trzeba przyznać,w przyzwoitych ilościach.

 A więc wrzesień był miesiącem bułgarskiej papryki. Gdzie tylko ją nie sprzedawano. I w sklepach, i z lad handlu obwoźnego na ulicach. Nawet w szkolnej jadalni, jeśli chciało się, to można było kupić 2-3 kilogramy świeżego, charakterystycznie pachnącego słodkiej, czy jak ją u nas jeszcze nazywają - bułgarskie papryki.

Od takiej masowej ekspansji tego przedstawiciela rodziny psiankowatych,wrzesieńw naszych stronach od pierwszego i przed sam ostatni swój dzieńna wskrośprzesiąkałtamtym aromatem,który,nawet jeśli bardzo mocno zechcieć,nie można pomylićz innym.

 Jakośtak utarło się, że w naszej rodzinie nie przygotowywało sięna zimętego warzywa.Dlategoż wrzesień dla nas wszystkich stawał się miesiącem nadziewanej papryki. Przygotowywano ją dużymi rondlami. Bardzo dużymi. Po prostu ogromnymi rondlami! Lecz, jakby to nie brzmiało dziwnie, potem ich całą zawartość zjadało się do czysta, a sos ostatniej porcji wylizywaliśmy z dna talerza kawałeczkami chleba, a nasycenie, a tym więcej przesyt - nie następował. I na zmianę pierwszemu rondlowi przychodził drugi, nie mniejszy wcale. A potem przychodził czas, z kolei, na trzeci....

A razem z trzecim,z reguły,wrzesień,a razem z nim i bułgarska papryka,kończyła się.

 I potem prawie rok… Całych jedenaście miesięcy należało czekać - aż nastanie to zadziwiająco smaczne święto nadziewanej bułgarskiej papryki. Lecz jak powoli nie ciągnął się czas, on obowiązkowo przychodził. Najpierw do miasta, na jego hurtową warzywną bazę, a potem, tranzytem przez warzywniak czy ladę ulicznego handlu - wprost do nas do domu.

Nie wiem,może,dlatego, że kiedyśfaszerowana papryka była dla mnie jednąz najbardziej oczekiwanych,odświętnych i smacznych potraw,teraz mojej młodszej córce w żaden sposób nie wychodzi obojętny doństosunek ?I czasami ona przypomina: "Tatuś, a papryka?". Pewien czas stawiam opór. Lecz, z reguły, w wolny czas poddaję się.

 I idędo sklepu, żeby kupićwszystko co potrzeba aby przygotowaćtę świetnąpotrawę,z prostą,lecz nie mniej smacznąnazwą - "nadziewana papryka":

- dziesiątek bułgarskiej papryki (inaczej słodkiej)

- 500-600 gram mięsnego farszu

- 100-150 gram ryżu

- parę średniego rozmiaru cebul,

- jedna duża marchewka

- jedno surowe jajko

- 200 ml nietłustej śmietanki

- 50-70 gram ketchupu

- para łyżek stołowych oleju roślinnego, mielony czarny i czerwony pieprz, sól - według smaku.

 Najpierw kilka razy dobrze przemywamy ryż, zalewamy jego zimną wodą w proporcji 1,5 objętości płynu na 1 objętość grysiku i stawiamy rondel na płytę. Doprowadzamy ryż do wrzenia i parę minut dajemy jemu gwałtownie pokipieć. Potem ogień zmniejszamy, nakrywamy rondel przykrywką i czekamy jeszcze 9-10 minut. Po tym ogień wyłączamy, lecz rondel z fajerki nie sprzątamy. Niechaj postoi, a ryż "dojdzie" i wciągnie resztę wilgoci.

No, a u nas pojawia się czas zająć się cebulą i marchewką. Czyścimy je. Szatkujemy pierwszą półpierścieniami, a drugą trzemy przez dużą tarkę. Rozgrzewamy na płycie patelnię, wlewamy na nią olej roślinny, dajemy trochę czasu na rozżarzenie się i po tym zaczynamy obsmażać cebulę łuk, stale mieszając ją łyżką cedzakową. Minut pięć dla tego - całkiem dosyć. Potem dodajemy do patelni marchew i w przybliżeniu taki sam czas obsmażamy już obie jarzyny razem.

 Naturalnie, nie zapominając, chociaż z rzadka, lecz mieszać zawartość patelni, żeby ona -broń Boże! - nie przypaliła się. A jak i marchew obsmaży się - wyłączamy ogień pod patelnią.

 Teraz trzeba dać ochłonąć ryżowi i obsmażonym warzywom, zanim dodać je do farszu. Lecz to nie oznacza, że można odpocząć. Przyszedł czas zająć się papryką.

 Najpierw czynimy akuratne nadcięcie wokółszypułki i wydalamy je.W otwór, co utworzył się w papryce, akurat pod rozmiar łyżki do herbaty. Wydalamy z wewnętrznej pustki płodu reszty nasienia i szypułek i wytrząsamy je. To, co nie zachciało się wytrząsnąć się dobrowolnie, wydalamy przemywszy pieprze zimną wodą. To wszystko - są gotowe dla późniejszego faszerowania.

Przygotowujemy "napełnienie". Dla tego mieszamy wystygły ryż z cebulowy-marchwiowym obsmażeniem. Dodajemy mięsny farsz, surowe jajko, pieprzymy, solimy i znów wszystko porządnie mieszamy. Masą, co wyszła, faszerujemy papryki, szczelnie wkładamy je do rondla otworem do góry i zaczynamy zajmować się sosem. Do ketchupu, mieszając dodajemy śmietankę aż do utworzenia jednorodnej masy. Trochę solimy sos i wlewamy go do rondla tak, by kraje faszerowanych papryk trochę wystawały nad jego powierzchnią.

 Jeśli sosu za mało, rozcieńczamy go, dolewając do rondla zimnej wody, doprowadzamy płyn do wrzenia, zmniejszany ogień i nakrywamy naszą przykrywką.

 Zostaje poczekać ok. czterdzieści minut i w kuchni popłynie korzenny, charakterystyczny dla faszerowanej papryk aromat. Ten sam, który tak dobrze zapamiętałem z dawnych, jeszcze dziecięcych czasów. I który, niespodziewanie dla mnie, raptem okazał się nie mniej przyjemnym i dla moich dzieci.

Straszna jednak siła te geny...

 

       Немного о загадках наследственности. Фаршированные перцы


       Страшная сила эти самые гены.

Когда-то, в те времена, которых, за их давностью, иногда кажется, что и не было вовсе... Но это – только кажется. Если напрячь ещё (тьфу-тьфу!) светлую память и вглядеться пристально в сгущающиеся где-то далеко за спиной сумерки прошлого, то вот… Вот же оно, то давнее, дальнее время, когда всё наше семейство, в котором я был хоть и полноправной, но пока - самой маленькой составляющей, жило далеко-далеко…. На целых 150 км севернее Полярного круга. Но зато на 140 км южнее Карского моря! А это, между прочим, - одно из прибрежных морей Северного Ледовитого океана.

Понятное дело, дачу в таких условиях заводить - крайне нерентабельно. Поэтому, если кто в нашем городе и выращивал что-то, так это исключительно зеленый лук на перо. И то – не в открытом грунте. И даже не в теплице. На подоконнике. А по окрестностям хорошо росли накрепко прижимаемые к земле студеным заполярным ветром карликовые ивы и березы, олений мох – ягель, мятлик луговой и прочие полезные, но малосъедобные растения. Соответственно, овощи, фрукты и всё остальное к нам в город завозили из более южных мест. И завозили, прямо скажем, в приличных количествах.

Так, сентябрь был месяцем болгарского перца. Где его только не продавали. И в магазинах, и с лотков выездной торговли на улицах… Даже в школьной столовой, если очень захотеть, можно было купить пару-тройку килограммов свежего, характерно и пряно пахнущего сладкого, или как его у нас ещё называют – болгарского перца. От такой массовой экспансии этого представителя семейства пасленовых, сентябрь в наших краях от первого и до самого последнего своего дня насквозь пропитывался тем ароматом, который, даже если очень сильно захотеть, невозможно спутать ни с каким другим.

Как-то так повелось, что в нашей семье впрок этот овощ не заготавливался. Поэтому сентябрь для всех нас становился месяцем фаршированного перца. Он готовился большими - десятка на полтора – два плодов – кастрюлями. Объемными кастрюленциями. Кастрюлищами! Но, как ни странно, после того, как их содержимое съедалось подчистую, а соус последней порции вычищался со дна тарелки кусочком хлебного мякиша, период насыщения, а тем более пресыщения, - не наступал. И на смену первой кастрюле тут же, без какого перерыва, готовилась вторая, не менее объемная. Которой, приходило время, на подмогу, в свою очередь, приходила третья.

А вот уже на ней, как правило, сентябрь, а вместе с ним и болгарские перцы, заканчивались.

И почти год… Целых одиннадцать месяцев приходилось ждать – а когда же он наступит, этот удивительно вкусный праздник фаршированного болгарского перца? Но как медленно ни тянулось время, он обязательно приходил. Сначала в город, на его оптовую овощную базу, а потом, транзитом через овощной магазин или лоток уличной торговли – прямо к нам в дом.

Не знаю, может, потому, что когда-то фаршированный перец был для меня одним из самых долгожданных, праздничных и вкусных блюд, теперь уже у моей младшей никак не получается ровно дышать в его сторону? И время от времени она старательно напоминает: «Пап, а перцы?!». Какое-то время я ещё сопротивляюсь. Но, как правило, к выходным, сдаюсь. И иду в магазин, чтобы купить всё, что понадобится для того, чтобы приготовить это замечательное блюдо, с простым, но от того не менее вкусным названием – «фаршированные перцы».

А понадобится нам:

- десяток плодов болгарского перца,

- 500-600 грамм мясного фарша,

- 100-150 грамм риса,

- пара средних по размеру репчатых луковиц, одна крупная морковка,

- одно сырое яйцо,

- 200 мл нежирных сливок,

- 50-70 грамм кетчупа,

- пара столовых ложек растительного масла, молотый черный и красный перец, соль – по вкусу.

Первым делом несколько раз хорошо промываем рис, заливаем его холодной водой в соотношении 1,5 объема жидкости на 1 объем крупы и ставим кастрюлю на плиту. Доводим рис до кипения и пару тройку минут даем ему бурно покипеть. Потом огонь убавляем, накрываем кастрюлю крышкой и ждем ещё минут 9-10. После этого плиту выключаем, но кастрюлю с конфорки не убираем. Пусть она постоит, а рис «дойдет» и впитает в себя остатки влаги.

Ну, а у нас появляется время заняться луком и морковкой. Чистим их. Шинкуем первый полукольцами, а вторую трем через крупную терку. Разогреваем на плите сковороду, вливаем на неё растительное масло, даем немного времени ему накалиться и после этого начинаем обжаривать лук, постоянно помешивая его шумовкой. Минут пять для этого – вполне достаточно. После чего добавляем в сковороду морковь и примерно такое же время обжариваем уже оба овоща вместе. Естественно, не забывая, хоть изредка, но помешивать содержимое сковороды, чтобы оно - не приведи Господь! - не пригорело. А как и морковь обжарится – выключаем огонь под сковородой.

Теперь надо дать остыть рису и обжарке, прежде чем добавлять их к фаршу. Но это не значит, что можно сидеть без дела. Пришло время заняться перцами.

Первым делом делаем аккуратный надрез вокруг плодоножки и удаляем её. В образовавшееся в перце отверстие как раз проходит чайная ложка. С её помощью вычищаем внутри плода остатки семян и плодоножек и вытряхиваем их. То, что не захотелось вытряхнуться добровольно, удаляем принудительно, промыв перцы холодной водой. Всё, они готовы для последующей фаршировки.

Готовим «наполнитель». Для этого смешиваем остывший рис с луково-морковной обжаркой. Добавляем к ним фарш, сырое яичко, перчим, присаливаем и снова всё хорошенько вымешиваем. Получившейся массой фаршируем перцы, плотно укладываем их в кастрюлю набивочным отверстием вверх и начинаем заниматься соусом. В более плотный по консистенции кетчуп, помешивая, потихоньку, до образования однородной массы, добавляем сливки. Присаливаем соус и выливаем его в кастрюлю так, чтобы края фаршированных перцев чуть выступали над ним. Если соуса недостаточно, разбавляем его, доливая в кастрюлю холодной воды, доводим жидкость до кипения, убавляем огонь и закрываем нашу варочную ёмкость крышкой.

Остается подождать минут сорок и по кухне поплывет пряный, характерный для фаршированных перцев аромат. Тот самый, так хорошо запомнившийся мне с давних, ещё детских времен. И который, неожиданно для меня, вдруг оказался не менее приятным уже и для моих детей.

Страшная всё-таки сила эти самые гены… 

Zobacz galerię zdjęć:

Cebulę szatkujemy półpierścieniami, marchew trzemy przez dużą tarkę. Autor zdjęcia К. Kucher
Cebulę szatkujemy półpierścieniami, marchew trzemy przez dużą tarkę. Autor zdjęcia К. Kucher Obsmażamy cebulę i marchew. Autor zdjęcia К. Kucher Pieprze są gotowe dla późniejszego farszerowania. Autor zdjęcia К. Kucher Mieszamy wystygły ryż z cebulowy-marchwiowym obsmażeniem. Autor zdjęcia К. Kucher Szczelnie wkładamy papryke do rondla otworem do góry. Autor zdjęcia К. Kucher
Kucher
O mnie Kucher

"I nosiło mnie. Jak jesienny listek". Jest taka przyśpiewka z filmu "Błąd rezydenta". Choć nie jestem rezydentem, to dlaczegoś zdaje się mi, że ta przyśpiewka jest właśnie o mnie...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości