Kultura Liberalna Kultura Liberalna
569
BLOG

WIGURA: Polskie zderzenie cywilizacji?

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 8

Karolina Wigura

Polskie zderzenie cywilizacji?

 

Polska przestrzeń debaty jest w opłakanym stanie. Wcale nie dlatego, że – jak twierdzą niektórzy – nie zgadzamy się niemal we wszystkim. W rzeczywistości niezgoda jest w naszym interesie. Tolerowanie odmiennych poglądów (ale mieszczących się w ramach demokratycznego konsensusu) i dyskusja o nich to esencja liberalnej demokracji.

Prawdziwym kłopotem jest, w jaki sposób się ze sobą nie zgadzamy. W dniu zabójstwa w łódzkim biurze PiS zobaczyliśmy jak w soczewce, w jaki sposób funkcjonuje komunikacja na linii politycy – obywatele. Komentowano informacje niesprawdzone, wydawano wyroki. Tragedia podsyciła serię wzajemnych oskarżeń o ponoszenie całej odpowiedzialności, o nienawiść i złą wolę. Język takich emocji, który nie da się aplikować do merytorycznych dyskusji o budowie autostrad czy reformach edukacji, nie zniknie, ale będzie obejmować i trywializować kolejne sfery. Co tak głęboko nas podzieliło? I czy Polacy naprawdę tak bardzo wzajemnie się nienawidzą?

Jeśli przyjrzymy się historii podziałów w ostatnim 20-leciu, zobaczymy, że trzy zasadnicze linie podziału zarysowały się już w na początku lat 90. Pierwszy podział to – by użyć popularnego w Polsce Ludowej, a utrwalonego przez Teresę Torańską sformułowania – „my” i „oni”. Rozszczepienie między byłymi działaczami opozycyjnymi demokratycznej a postkomunistami. Podział ten w warunkach budowania demokracji partyjnej, wobec konieczności zawierania koalicji, budowania programu polityki zagranicznej itd. zapewne musiał zacząć się zacierać. Podobnie stało się z diagnozowanym w polskim społeczeństwie przez Mirosławę Grabowską „podziałem postkomunistycznym”.

Druga linia podziału biegła wśród ludzi „Solidarności”: między „pierwszą” a „drugą” „S” czy też między członkami związku po 1989 roku. Ksiądz Józef Tischner, Teresa Bogucka i wiele innych osób pisało o tym już w latach 90. Opisywany dziś np. przez Tomasza Żukowskiego „podział postsolidarnościowy” jest kontynuacją tej rysy, nieco tylko wzmocnioną przez obecną pozycję dwóch partii postsolidarnościowych.

O trzecim podziale, między osobami bardziej liberalnymi a tymi, które prezentowały poglądy raczej narodowo-katolickie, pisał w początkach lat 90. Rafał Grupiński na łamach „Czasu Kultury”. Ten spór – argumentował – przejawiający się zwłaszcza w stosunku do współczesnej myśli zachodniej, ekonomii wolnorynkowej i rodzimej tradycji, […] jest tak naprawdę dla przyszłości państwa, w którym żyjemy, sprawą życia i śmierci”.

Jeśli przyjrzymy się tym trzem liniom podziału, zrozumiemy, że dwa pierwsze – o charakterze historycznym – już wygasły lub prędzej czy później tak się stanie. Natomiast trzeci – o charakterze światopoglądowym – może przerodzić się w gorący, ale merytoryczny spór, poruszający i mobilizujący demokratyczną debatę.

Dzieje się jednak inaczej. Ostatnie lata kojarzą się nie z budowaniem sporu, ale nasileniem się retoryki podziału, przy czym wszystkie trzy wyżej zarysowane linie zostały na siłę sprowadzone do tragikomicznej wersji Schmittiańskiego rozróżnienia „wróg/przyjaciel”. Wpadliśmy – używając sformułowania Piotra Sztompki – w „moralną panikę”, czyli rozmaite odmiany wzajemnej nieufności. Po katastrofie pod Smoleńskiem emocje sięgały zenitu. Wyniki wyborów prezydenckich media pokazały, dzieląc mapę Polski na pół. Regiony, w których wygrał Jarosław Kaczyński, przedstawiano jako niebieskie. Obszary, gdzie zwycięstwo odniósł Bronisław Komorowski – jako żółte. Pokazywane dziesiątki razy mapy utrwalają w wyobraźni wizję podziału kraju na dwie niekompatybilne, wzajemnie zwalczające się kultury.

W dyskusjach publicznych hurtowo przypisuje się tym „dwóm Polskom” nie tylko odmienne preferencje wyborcze, ale i poglądy. „Polska niebieska” przedstawiana jest na przykład jako ta, która żąda bardziej intensywnej obecności religii w sferze publicznej i raczej konserwatywnie podchodzi do kwestii obyczajowych, wykluczając na przykład związki partnerskie między osobami tej samej płci. „Polska żółta” to w tym ujęciu na przykład zwolennicy rozdziału Kościoła od państwa i bardziej liberalnego stosunku do kwestii obyczajowych. W wizji Polski dwóch kolorów wszelkie niuanse się zacierają.

Nietrudno zauważyć, że to uproszczenie nazywane „podziałem” odzwierciedla scharakteryzowany wyżej spór liberałów z narodowymi katolikami. Zamiast jednak w ten spór merytorycznie wchodzić, mówi się, że mamy do czynienia z czymś głębszym – przepaścią między dwoma zasadniczymi typami osobowościowymi, reprezentowanymi przez Polaków. Niebieska Polska to „patrioci” albo „paranoicy” czy nawet „osobowości autorytarne”. Żółta – to ludzie „racjonalni i nowocześni” albo „sprzedawczykowie Rzeczypospolitej”, „bezduszni neoliberałowie”.

Ciekawe, że istnienie analogicznego podziału i podobnych destrukcyjnych emocji diagnozuje się również w Stanach Zjednoczonych. Teoretyczka amerykańskiej polityki, Martha Nussbaum, tłumaczy, że myślenie w kategoriach przeciwstawnych sobie części jest dla ludzkiej natury naturalne. Posługujemy się hasłami zderzenia cywilizacji chętniej od podejmowania prób dialogu z innymi kulturami czy grupami społecznymi. O wiele łatwiej jest myśleć, że to, co złe, istnieje gdzieś poza nami, w grupie „tych drugich” – bronimy się wówczas przed przyznaniem, że prawdziwe sprzeczności kwitną w nas samych.

Nussbaum proponuje nową koncepcję pedagogiki, która miałaby opierać się z jednej strony na nauce krytycznego, logicznego myślenia – zatem służyć samouświadamianiu pęknięć we własnych poglądach – jak i kształceniu otwartości na innych dzięki ćwiczeniu wyobraźni. Czy wszystko to nie brzmi w kontekście polskim nieco utopijnie? Nie sądzę. My, przeciętni Polacy, również jesteśmy rozszczepieni między postawami konserwatywnymi i liberalnymi, między katolicyzmem i zeświecczeniem, zaściankowością i europejskością, zawiścią i podziwem wobec innych. Być może, jeśli zaczniemy pracować nad cnotami krytycznego dystansu i wyobraźni odpowiednio wcześnie, już w szkole podstawowej i średniej, nasze dzieci i ich dzieci będą nie tylko bliższe zrozumienia i zaakceptowania samych siebie, ale również siebie nawzajem. A dzięki temu między nami będziemy widzieć więcej konstruktywnych sporów niż podziałów.

Od edukacji nie zależy samo istnienie demokracji, ale jej jakość. Dlatego powinniśmy tak mocno brać do serca nieudane reformy szkolnictwa. A także czujnie pilnować temperatury i języka debaty publicznej. Pamiętajmy, do czego ostry język debaty publicznej doprowadził w 1922 roku. Wkrótce 90. rocznica tego smutnego wydarzenia. Uczmy się na własnych błędach.

* Karolina Wigura, doktor socjologii, członkini redakcji czasopisma „Kultura Liberalna”, pracuje w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.

** Tekst jest skróconą wersją artykułu, który w „Gazecie Świątecznej” z 6 listopada b.r. zapowiadał niniejszy temat tygodnia [link].

 

 

TEMAT TYGODNIA,

„Kultura Liberalna” nr 96 (46/2010) z 9 listopada 2010 r.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka