Kultura Liberalna Kultura Liberalna
161
BLOG

SZULECKI: Intelektualny wiatr ze wschodu niósł zapach...

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 0

Kacper Szulecki

Intelektualny wiatr ze wschodu niósł zapach gotowanej kapusty

 

Któż z obdarzonych odrobiną lewicowej wrażliwości nie pomyślał choć przez chwilę: „jakże by to było pojawić się w Paryżu w 1968!”. To i tak postęp wobec dziecinnych marzeń o byciu powstańcem warszawskim (albo łączniczką, marzenia bywają uwarunkowane genderowo). Mit annus mirabilis jest naprawdę atrakcyjny. Szczególnie że, jak powiedział mi kiedyś jeden z uczestników polskiego Marca, u podstaw francuskiego Maja leżało pragnienie, by „chłopcy mogli wreszcie spać u dziewczynek i na odwrót”. Konserwatystów zdaje sie irytować zwłaszcza ta obyczajowa podstawa rewolucyjnego roku. Obyczajowa podstawa ma jednak polityczną nadbudowę. To na jej obronie skupia się Richard Wolin.

Najbardziej w tekście Wolina uderza apologetyczny ton, zestawiony z wymachiwaniem pięścią przed nosem neokonserwatywnym chochołom. To drugie można przemilczeć, tym bardziej, że znaczna część polskiej debaty publicznej do okładania chocholich karykatur przeciwnika się sprowadza. Jednak owa pierwsza cecha jest mocno zastanawiająca. W usprawiedliwianych przez Wolina maoistycznych sympatiach młodych gauschiste’ów leży klucz do zrozumienia różnicy miedzy rokiem 1968 na tzw. Zachodzie i Wschodzie. Klucz istotniejszy nawet niż kapitalistyczno-socjalistyczna dychotomia.

To stała śpiewka: ci z Zachodu naiwni, ci ze Wschodu tępi, ciemni albo zacofani. A tak naprawdę w Warszawie, Pradze i Paryżu legendę 1968 roku budowali niemal tacy sami ludzie. To, że byli pierwszym powojennym pokoleniem, łączyło ich bardziej, niż mogła podzielić Żelazna Kurtyna. Różnica jest jednak taka, że o ile liderzy ‘68 po wschodniej stronie nie mają się czego wstydzić, to ci po zachodniej chyba jednak trochę tak. A Wolin w swoim wymyślnym usprawiedliwianiu ich maoistycznych sympatii tylko to potwierdza.

Więc jednak naiwni?

Zachodnioeuropejski ’68 nie ma dziś wiele do zaoferowania – poza romantycznym mitem buntu i negatywną krytyką drobnomieszczańskiej mentalności. To „wschodnioeuropejscy” buntownicy mieli w tym okresie przewagę intelektualną i moralną. Także dlatego, że potrafili myśleć w sposób otwarty i rozmawiać z grupami, w które ich zachodni koledzy mogli najwyżej cisnąć cegłą. Mieli też za sobą ważną i bolesną lekcję, którą bezskutecznie już od lat 50. próbował przekazać zachodnim kręgom progresywnym Czesław Miłosz w „Zniewolonym umyśle”.

Mimo jego względnej porażki, jeśli prześledzić krążenie idei, do lat 80. to raczej Wschód zmienia Zachód, a nie na odwrót. Choć od połowy lat 70. środkowoeuropejska opozycja wchodzi w dość intensywny dialog z zachodnimi kręgami soixante-huitarde’ów (wtedy już Zielonych), nie jest to dialog równorzędny. Pomarcowi polscy intelektualiści czy czechosłowaccy osmašedesátníci mieli prawo patrzeć na swoich francuskich czy niemieckich odpowiedników trochę z góry i protekcjonalnie, tak jak wcześniej Miłosz na Sartre’a. Wyprzedzali ich bowiem o kilka kroków w ideowym rozwoju. Koncepcje społeczeństwa obywatelskiego, demokratyzacji, nie-komunistycznej lewicowości, etyki politycznego działania czy wreszcie radykalnej rewizji europejskiej geopolityki to częściowo zapomniane dziedzictwo dysydentyzmu. Odstawianie ich na półkę zaczęło się pod koniec lat 80., kiedy to kompleksy Wschodu ze sfery materialnej (ubogi kuzyn) zostały ostatecznie przestransponowane na sferę intelektualną (głupi kuzyn).

Kiedy już ktoś raz się do nich na nowo dokopie, trudno poważnie traktować szamotaniny Maja ’68. A tym bardziej ich ideowe podstawy, których zdaje się bronić Wolin. Wiemy bowiem, że droga od „ortodoksyjnego marksizmu” ku demokratycznej lewicowości nie musiała wcale prowadzić przez, choćby wyobrażone, maoistyczne Chiny. To był ślepy zaułek i nie bardzo rozumiem, jaką wartość dodaną ma nieść ponowne jego odkopywanie. Historia „nowej lewicy”, która zaczyna się na Sorbonie w 1967, a nie na Wydziale Historii UW w 1964, w Berlinie, a nie w Pradze – jest wtórna i powiela tylko identyczny hegemoniczny schemat, jak ten, na którym powstał „Koniec historii” Fukuyamy. Jeśli argumentacja Wolina tego nie uwzględnia – to ją odrzucam. Widać zacofany ze mnie Wschodnioeuropejczyk.

Naprawdę warto pamiętać, że radykalne i demokratyczne kręgi na Zachodzie rzeczywiście zmieniał „wiatr wiejący od Wschodu”. Pachniał on jednak raczej gotowaną kapustą niż sosem sojowym.

* Kacper Szulecki, członek redakcji „Kultury Liberalnej”, doktorant na Uniwersytecie w Konstancji w Niemczech. Współtworzy Instytut Badań nad Środowiskiem i Polityką ESPRi we Wrocławiu.

 

 

TEMAT TYGODNIA,

„Kultura Liberalna” nr 98 (48/2010) z 23 listopada 2010 r.

 

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka