Szanowni Państwo,
wszyscy mamy marzenia. Małe, duże wizje własnej przyszłości. A jednak pomysły futurologów zwykle spotykają się z mieszaniną niedowierzania i przerażenia. Nie brakuje również kpiących uśmiechów. I nic dziwnego: mimo uczenie brzmiącej nazwy i ogromnego apetytu na znamię naukowości, nawet najdumniej brzmiących przewidywań Jacquesa Attali, czy George’a Friedmana nie można brać w pełni poważnie. Bo, jak pisał Stanisław Lem, „niewielki postęp na każdym polu odsłania przed nami olbrzymie, a dotąd niewidzialne przedpole naszej ignorancji”.
A jednak… Dlaczego po dwóch dekadach (z ogonkiem) nie pokusić się o diagnozę najważniejszych, stojących przed nami wyzwań na następne dwie dekady? O to właśnie – okazji setnego numeru „Kultury Liberalnej” – poprosiliśmy dzisiejszych Autorów. Otrzymaliśmy pasjonującą, wielokolorową wizję.
Paweł Śpiewak
Aktorzy zmiany
Skala wspólnych zadań na najbliższe lata jest olbrzymia: grozi nam olbrzymi deficyt budżetowy, mamy w perspektywie poważny kryzys demograficzny i za tym rentowy. Staruszkom, między innymi mnie, grozi bieda. Nie potrafimy rozwiązać problemu infrastruktury: w bardzo kiepskim stanie są drogi, koleje, przesył energii elektrycznej, szerokopasmowy Internet. Brak nam pomysłów na nowoczesną edukację od przedszkoli po studia doktoranckie. Publikowane raporty o stanie praworządności i administracji są czasem alarmujące. Tych zadań rzeczowych jest o wiele więcej i każdy, kto prowadzi lub obserwuje praktyczną politykę, jest – mam nadzieję – ich świadom. Całkiem odrębną kwestią jest wpływ na zmianę postaw społecznych, przy czym za najważniejsze uważałbym kompleks spraw związanych z udziałem w kulturze polskiej i światowej. To jest osobny temat wart dużej dyskusji na łamach „Kultury Liberalnej”.
W każdym razie widzę więcej powodów do myślenia o wyzwaniach niedalekiej przyszłości, niż uspokajania się dotychczasowymi dokonaniami, pisząc o dobrych władcach, zasobnych gospodarstwach domowych i odmalowanych kamienicach.
Pytanie podstawowe dotyczy mechanizmu zmian, dokładniej – kto, jakie instytucje będą siłami sprzyjającymi realnemu unowocześnianiu Polski i Polaków. Punktem wyjścia możliwej i potrzebnej dyskusji, jaką proponuje redakcja, jest pytanie nie tyle, co ma być zadaniem najpilniejszym, ale kto i w jakich warunkach może te cele spełnić. (Cele rozwojowe na początek całkiem nieźle przedstawiono w raporcie doradców ministra Boniego).
Skala zadań wymaga działań olbrzymich i gigantycznej ilości środków i pomysłów. Olbrzymie pieniądze – jak nigdy w naszej historii – otrzymujemy póki co z Unii Europejskiej, ale dobry dla nas czas skończy się bardzo niedługo, bo już w roku 2013. Unijne środki nie tylko wpływają na ożywienie inwestycji, ale, co nie mniej ważne, na racjonalizację wydatków i jakość kontroli nad ich przepływem. Zmienia po części instytucje państwa. Co będzie dalej? To osobna i wielka kwestia.
Są czterej wielcy aktorzy zmian – jak czterej jeźdźcy apokalipsy – choć każdy ma inne kompetencje i możliwości działania.
Pierwszym są samorządy lokalne. Wiele wskazuje na to, że są dość skuteczne i cieszą się względnie wysokim zaufaniem społecznym. Drugim jest wolny rynek i przedsiębiorczość. Zaznaczam, że nic od lat nie zrobiono dla uczynienia Polski krajem bardziej przyjaznym wolnej i nowoczesnej gospodarce. Trzecim i bodaj najważniejszym jest państwo, które dysponuje olbrzymimi funduszami i znacznymi zasobami kadrowymi oraz informacyjnymi. Pytaniem zasadniczym w tej sytuacji jest, jak sądzę, zmiana roli biurokracji, by zajmowała się nie tyle kontrolą i redystrybucją dochodu, ale w znacznej mierze była ośrodkiem inicjatyw i zmiany społecznej. Jest to rzecz najmniej dyskutowana, a najpilniejsza. Chodzi o przebudowę struktur zarządzania w instytucje programujące i zadaniowe.
I wreszcie kwestia najpoważniejsza i mam poczucie kluczowa, to problem demokracji. Mam, podobnie jak większość Polaków, poczucie, że polska demokracja nie funkcjonuje dobrze i słabo spełnia swoje zadania. System partyjny jest zamrożony a funkcjonujące partie są oparte na zasadach centralistycznych i autorytarnych. Partie i przestrzeń między partiami nie służą wolności, konkurencji programowej, ale walce, nie wspierają rzeczowego myślenia o przyszłości, ale budowę i ochronę lokalnych oligarchii. Nie wyłaniają sprawnych, nowoczesnych liderów, ale – co widać w parlamencie – dość mizernych i mało odważnych wyższych funkcjonariuszy. Oni nami rządzą, mają ku temu legitymizację wyborczą, ale brak im legitymizacji innego rodzaju: uznania, szacunku, wiedzy, zaufania. Co w tej sytuacji należałoby robić?
Temat ankiety redakcyjnej jest zajmujący i poważny. Na pewno nie na kilkuzdaniowe błyskotki.
* Paweł Śpiewak, profesor socjologii.
TEMAT TYGODNIA,
„Kultura Liberalna” nr 100 (50/2010) z 7 grudnia 2010 r.
Inne tematy w dziale Polityka