Kultura Liberalna Kultura Liberalna
311
BLOG

KASPROWICZ: Polak przed szkodą, albo ludu... szkoda

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 1

Szanowni Państwo, do niedawna dość powszechnie uważano, iż uleganie roszczeniom ludu niszczy gospodarkę, urąga instytucjom i demokratycznym procedurom, a tym samym psuje tak politykę, jak i samo społeczeństwo. Obecnie pokusie odwoływania się do owych „potrzeb ludu” ulegają dziś tak naprawdę wszystkie partie i stronnictwa działające na scenie politycznej, ukrywając pod populistycznymi hasłami swoje prawdziwe intencje czy poglądy. Jest jednak i druga strona tego zagadnienia: a mianowicie społeczeństwo i jego podatność na populizm, na pozory odpowiedzi na wołanie: „Chleba i igrzysk!”. O te ostatnie jednak znacznie łatwiej niż o rzetelną odpowiedź na problemy i potrzeby społeczne. Jak dziś funkcjonuje populizm? Na ile wygrywa w walce o „rząd dusz”? Czy jest bardziej ciężarem, czy błogosławieństwem? Oswajać go czy ganić?

 

Dominika Kasprowicz

Polak przed szkodą (z Kochanowskiego), albo ludu… szkoda

W ciągu dekady populizm był używany do określania nowych form politycznej mobilizacji, zjawisk politycznych odbiegających od normy. No właśnie, to znaczy od czego? Normy, czyli tego, co zdarzało się i było do pomyślenia w polityce z konserwatywnego i mniej konserwatywnego (liberalnego, socjaldemokratycznego czy libertariańskiego) punktu widzenia. Komentatorzy skłonniejsi do uproszczeń (niektórzy z naukowych katedr) uznali go wręcz za ekwiwalent patologii demokracji. Zamiast szczegółowej analizy politycznych, społecznych i ekonomicznych przyczyn nowego fenomenu, liderzy partii – tych wcześniej zakorzenionych – szybko zanegowali konkurencyjne ugrupowania populistyczne. W podtekście było, nie mające nic wspólnego z poprawnością polityczną, przekonanie, że oto plebs wdziera się na salony. A ostatecznie pozwoliło to, jak pisze jedna z przedstawicielek intelektualnej postmarksistowskiej lewicy, Chantal Mouffe, uchylić się od zbadania jego przyczyn i specyfiki. Uniknąć pytania, czy przypadkiem „dobrzy demokraci” nie ponoszą pewnej odpowiedzialności za odrzucenie instytucji politycznych.

Tymczasem dyskusja, która nadal toczy się w gronie badaczy ideologii i praktyk politycznych, rozpięta jest pomiędzy populizmem rozumianym wąsko, jako styl uprawiania polityki, a populizmem rozumianym jako konglomerat idei, poglądów czy przekonań. Co więcej, sam koncept pozostaje niejednoznaczny, mówimy raczej o „wielości populizmów” niż o jednym, jasno zdefiniowanym zjawisku. Tę niejednoznaczność „populizmu” trafnie podsumował m.in. Jerzy Szacki, który dostrzegł przynajmniej trzy funkcjonujące rozumienia tego terminu – populizm rozumiany jako demofilia, demagogia czy też głos protestu.

Mianem populistów określa się więc jednostki prezentujące się jako rzecznicy bliżej niezidentyfikowanego ludu i „prawdziwej demokracji”. Tak rozumiany populizm opiera się na deklarowanej żarliwej miłości do ludu, niezachwianej wierze w jego mądrość i moralny instynkt. Ten punkt widzenia zawiera także nieodmiennie dyskredytację elity. Drugie ujęcie – demagogiczne – nie wymaga idealizowania ludu. Wręcz zakłada się, że lud jest naiwny i gotów uwierzyć w każdą, nawet najmniej realną obietnicę. Jednocześnie, populistyczni politycy przyjmujący to założenie, odpowiadają bezpośrednio na potrzeby elektoratu, proces politycznej komunikacji sprowadzając do przekazu perswazyjnego. W tym sensie zadziałać może dowolny chwyt marketingowy i „ciemny lud to kupi” – jak powiadał Jacek K., nazywany na forach internetowych klasykiem tego gatunku. Na listach wyborczych partii pojawiają się więc przykładowo repliki nazwisk znanych i cenionych postaci – choćby nieżyjących mistrzów reportażu (Ryszard Kapuściński na listach PiS w wyborach samorządowych w Krakowie). Istotne w ich taktyce jest wskazanie wroga (masoni, Bank Światowy, imigranci, Balcerowicz itd.), którego usunięcie lub wzięcie w karby ma rozwiązać kwestie społeczne z dnia na dzień.

Dwa powyższe ujęcia nie stanowią jednak, zdaniem Szackiego, o specyfice populizmu, „(…) demofilia i demagogia mogą być i są nieodłącznymi cechami każdej demokracji, zaś klasyfikacja takich zachowań jako populistycznych nie daje odpowiedzi na pytanie o differentia specifica populizmu”. Trzecie i najważniejsze rozumienie populizmu przypisuje mu nie tylko demofilię i demagogię, ale przede wszystkim skłonność do kwestionowania i gwałcenia ustalonych w danym systemie reguł gry. Populizm w tym ujęciu jest negacją panującej kultury politycznej, poddaniem w wątpliwość kwalifikacji i uprawnień aktualnej klasy politycznej. Zachowania antysystemowe mają być wyznacznikiem populizmu jako fenomenu, z tym że strategie koncyliacyjne (udział w wyborach czy koalicjach parlamentarnych ugrupowań populistycznych) są uznane za swoistą taktykę przetrwania, realizowaną bez zmiany celu strategicznego, czyli obalenia systemu. Ten ostatni element, prezentowany przez populistów głos protestu wobec istniejącego w danym (społecznym i politycznym) kształcie ładu, wymaga szerszego komentarza.

Wśród polityków oraz części publicystów określenie adwersarza politycznego mianem populisty, czy podejmowanych przez niego decyzji jako „czystego populizmu” ma służyć wyrzuceniu go poza nawias toczącej się debaty, a w oczach opinii publicznej ukazać jako jednostkę niewiarygodną, bazującą na nieetycznych środkach perswazji. Argumenty te znajdują potwierdzenie w przytoczonym powyżej demagogicznym ujęciu polityki. Wyraźne przykłady demagogii utożsamianej z populizmem znajdujemy w programach i wypowiedziach liderów największych polskich partii. Spośród wielu innych przypomnijmy hasło kampanii wyborczej „Z dala od polityki” czy dobitnie wyrażone przekonanie (parafrazując), że wyborca poprze każdy, nawet jawnie fałszywy wizerunek lidera czy partii w warunkach mediatyzowanej kampanii wyborczej. Jest to oczywiście zjawisko przynależne nie tylko Polsce. Demagogia/populizm w tzw. nowych demokracjach także jest przedmiotem analiz i krytyki – warto wspomnieć niedawne przykłady Węgier obecnej i poprzedniej kadencji, Słowacji w czasie rządów koalicji SMER i Słowackiej Partii Narodowej czy Bułgarii po roku 2001. W „starych demokracjach” konglomerat centroprawicowych stanowisk może występować z otwartą przyłbicą nazwy, jak Popolo della Libertà – włoski Lud Wolności. Oni wprost powiadają – jesteśmy populistami. Trochę na shrekowskiej zasadzie – „mam smoka i nie zawaham go użyć”.

Tymczasem na zjawisko populizmu warto spojrzeć z innej perspektywy. Znana badaczka Margaret Canovan w swojej klasycznej już książce z 1981 roku proponowała analizowanie populizmów jako rodziny zjawisk, którą łączy skupienie się na suwerenie – źródle władzy i wartości – oraz wyraźny antyelityzm. Innymi słowy, to połączenie demofilii z „głosem protestu”. Idąc tym tropem, pejoratywne rozumienie terminu populizm traci do pewnego stopnia rację bytu. Prezentowany przez polityków, nie tylko europejskich, antyelityzm może być co prawda krótkowzroczną taktyką zyskiwania poparcia, jednak zdaniem części badaczy jest zjawiskiem dużo bardziej skomplikowanym. Czy możliwa jest jednoznaczna negatywna ocena kontestatorów/populistów, którzy protestują wobec konkretnych rozwiązań (jak elementy systemu wyborczego czy kierunki redystrybucji) z przekonania o realizacji zasady suwerenności ludu/narodu? Niezgoda na, ogólnie mówiąc, kształt ładu społeczno-politycznego państwa, tworzenie i promowanie alternatywnych rozwiązań, to przecież walory demokracji zarówno (tradycyjnej) partycypacyjnej, jak i elitystycznej.

Jednak deklarowana żarliwa miłość do ludu, wiara w jego mądrość i moralny instynkt, z którego wywodzi się sprzeciw wobec elit rządzących, przybiera najczęściej patologiczne dla systemów demokratycznych formy. Przyczyn tego zjawiska należy upatrywać w rozumieniu słowa „lud”. Lud – w domyśle prawowite źródło legitymowanej władzy – jest różnie interpretowany. Grupa, do której populiści się odwołują, może oznaczać (przy całej skomplikowanej naturze tego terminu) wspólnotę narodową, ale także mieszkańców peryferii (również w kontekście zasięgu modernizacji). Jeszcze inne, znamienne dla historii XX i XXI wieku jest rozumienie ludu w kategoriach etniczno-kulturowych (niem. Volk). Polityczna mobilizacja, oparta na takim rozumieniu ludu/suwerena i przekonaniu o nieuniknionej konfrontacji z elitami władzy, jest własnością wielu nowych partii politycznych, określanych jako przedstawiciele „nowego (prawicowego czy lewicowego) populizmu”.

Konkludując, pojęcie „populizm”, obarczone bagażem wewnętrznej różnorodności, ale także brakiem refleksji ze strony polityków i mediów, często wykorzystywane jest jako oręż w bieżących politycznych konfrontacjach. Tymczasem emanacje populizmu (rozumiane jako nowe partyjne, ale też społeczne, ruchy) w moim odczuciu tworzą wyjątkową soczewkę, skupiającą zyskujące na znaczeniu postawy. Ich przykładem jest niezgoda na brak alternatywy dla polityki partyjnej, sprzeciw wobec nowego kształtu społeczeństw europejskich i niewydolności instytucji finansowych.

Wnioski z analizy zjawiska populizmu we współczesnej polskiej polityce nie są tym samym budujące. Paradoksalnie, nie dlatego, że populizm stanowi jej esencję. Wręcz przeciwnie, w katalogu populizmów, obejmującym zjawiska od afirmacji woli jasno wyodrębnionej wspólnoty przez apel wobec establishmentu do najuboższej z form – populizmu polityków – jedynie ta ostatnia zdaje się w Polsce odgrywać istotne znaczenie.

* Dominika Kasprowicz, doktor politologii, pracuje w Instytucie Politologii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.

 

TEMAT TYGODNIA,
„Kultura Liberalna” nr 101 (51/2010) z 14 grudnia 2010 r.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka